1.
- Skurwysyn… - Warknął. Widok wściekłego Maxa trochę mnie przestraszył.
- Spokojnie lalka. Jeszcze nie raz od niego to usłyszysz. Standard, nie Max?
- Przepraszam, ale jak nadal tak będzie, klany zmiażdżą tego gostka. Zwłaszcza, gdy wciągną którąś z dziewczyn należących do bosa klanu… - Warknął.
- A ty myślisz, po co my tutaj? Chcemy go dzisiaj dorwać. Christine organizuje nagonkę na jego burdel. Chce to zrobić szybciej, niż klan Ouji go dorwie. Bo jeśli go dorwie szybciej niż my… doktor Serevan będzie mieć ręce pełne roboty. Wszystkich wytną.
- Dobra, koniec tych rewelacji na dzisiaj. Zabieram Maię do domu. Do jutra chłopaki. Obyście trafili tam szybciej niż klan Ouji czy Iejin. - Powiedział i gestem dłoni zaprosił mnie do windy.
- Co się stanie z dziewczynami, jeśli pojawi się szybciej któryś z klanów niż nasi? - Zapytałam.
- Co się stanie? - Popatrzył na mnie. - Doktorka będzie mieć pełne ręce roboty. Wszyscy zginą. W taki sam sposób jak ta dziewczyna, którą dzisiaj znaleźli w apartamencie. A ten koleś pewnie skończy na dnie zatoki. - odparł.
- To lepiej dla niego, żeby jednak dorwała go szybciej Christine.
- Też bym wolał jej kajdanki od katany bossa klanu. - Nic nie powiedziałam. Stwierdziłam, że i tak już dużo dzisiaj widziałam, a koszmary nocne nie były mi dzisiaj mile widziane. Zwłaszcza po tak mile spędzonym dniu. No może z wyjątkiem oglądania zwłok. Ale mimo wszystko, dzień i tak był dla mnie piękny.
Wsiedliśmy do samochodu policyjnego. Max ruszył z piskiem opon.
- Byłeś kiedyś komandosem? - Zapytałam.
- Kiedyś tak. Zaczynałem od bycia nim. Od trzech lat jestem detektywem oraz co jakiś czas tajniakiem. - Popatrzył na mnie z uśmiechem. - Także jak widzisz, w tej pracy nie można się nudzić.
- To na pewno. Ciekawi mnie, jak będzie wyglądała moja praca za ten rok… - Zamyśliłam się.
- W następnym tygodniu mamy wyjście do lokalnego baru, tu w okolicy. Cała nasza grupa. Idziesz z nami?
- Czemu nie? Będzie pewnie ciekawie. - powiedziałam. Popatrzyłam w stronę budynków. W mieście zaczęły włączać się neonowe światła. - Jesteś z Chrsitine? - Popatrzył na mnie. - Przepraszam, że tak bezpośrednio, ale widzę jak na siebie patrzycie.
- Kiedyś byliśmy ze sobą. - powiedział patrząc przed siebie. - Dlaczego pytasz?
- Nie, żebym była ciekawa. Po prostu widzę jak na ciebie patrzy. - powiedziałam i odwróciłam głowę. Ugryzłam się w język. Mogłam nic nie mówić. Musiałam rozdrapać stare rany. Widziałam to jak spoważniał, gdy wspomniałam o tym.