03 ZęK na Ziel0nym WągrzE (tHE PRZYGods oF BókiN & ZĘK)
Skarpetę i mocno przytulił do niego swoje owłosione czoło. Ogromny huk pękającego balonika niemal doprowadził Cukrową Chatkę do ruiny. Genialny P.A.P. Baby Jadzi nie mogąc wytrzymać takiego hałasu, pękł na drobniutkie kawałeczki. Jego właścicielka od tego wielkiego hałasu udzerzyła się kolanem w miejsce z którego wyrastały jej włosy. Wszystko działo się w zwolnionym tempie, a Zęk po prostu stał i obserwował to wszystko z dumą. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy, Bulet Tajm się skończył i mało brakowało, a gospodyni dopadłaby Zęka. Na szczęście tak bardzo przyzwyczaiła się do zwolnionego tempa, że nawet po jego przeminięci ona trwała w takim stanie. Patrząc na to Zęk, podniósł lewą część swojego czoła w geście zdziwienia. W chwili, gdy Baba Jadzia odciągała swoje kolana od warg, Skawenger chrząknął znacząco. Gdy Baba to usłyszała, zdezorientowana rozejrzała się wokoło. Zrozumiawszy swój błąd natychmiast wróciła do normalnego tempa. Z roztrzepanymi włosami, szybo ruszyła ku Skawengerowi. Ze złości zgrzytała zębami.
- Sza! Pa! - wycedziła przez zaciśnięte zęby, zmierzając ku Zękowi niczym rozwścieczony byk. W momencie gdy się do niego zbliżyła, zlobował ją i znalazłszy się za jej plecami kopnął z całej siły w łysy tył głowy. Zdezorientowana wycięła (z gazety) dzidę, i cisnęła nią w las. Po skończonej walce Zęk wyskoczył przez pie(ku)rnikowe okienko robiąc popisowy przewrót w przód i pobiegł przed siebie. W ciemny las. Ciągle słyszał za plecami krzyki opętanej i wściekłej po stracie Baby Jadzi. Zauważył też, że wokół nie ma żadnych Panuf. Zdziwiło i ucieszyło go to jednocześnie. Przynajmniej tych miał z głowy. Niesiony nadzieją przyspieszył kroku, zagłębiając się w mroczny las Zielonego Wągra.
4
Kolejny raz biegł po mrocznym lesie, unikając gałązkowych strzałów Gobinów. Biegł zdyszany w nieznanym sobie kierunku, aż w końcu wybiegł na skraj lasu. Oślepiło go słoneczne światło i przez miał wrażenie, że oślepł. Upadł na ziemię i już chciał krzyczeć z paniki, ale przetarł powieki i otworzył oczy. Mało widział, ale było to spowodowane powidokami. Kiedy znikły ujrzał ogromny, betonowany plac, na środku którego stał wielki budynek bez okine i dzrwi z wymalowanym na ścianie napisem P.K.S. - PANOWY KOMITET SPRAWIEDLIWOŚCI. SŁUŻYMY PRAWDZIE I DOBRU. W środku uwięzieni byli Smutne Pany W Czerni sowicie wypełniający swoje obowiązki. Przed samym budynkiem stało ich kilku na straży. Ich smutne, zasłonione ciemnymi okularami twarze przyprawiały Zęka o dreszcze przerażenia. Normalnie nie powienien był ich widzieć, ponieważ Pany (i wszelkie inne istoty) zasłaniając sobie oczy stawali się niewidzialni. Lecz nasz bohater był o wiele mądrzejszy od nich wszystkich razem wzięci. Sam wykorzystywał ten numer jako małe dziecko, gdy chował się po przeskorbaniu czegoś, ale nigdy to nie pomagało. Zawsze był odnajdywany. Działało to tylko na tych, którzy nigdy nie przeżyli czegoś podobnego.
- Musi być tu jakieś przejście! Te Pany, które są uwięzione w środku najpierw musiały tam wejść, prawda? - zastanawiał się. Wiedział jednak, że wcale nie musiała być to prawda. Kto wie czy nie budowali budynku dopiero po umieszczeniu tam kilku? Doszedł jednak do wniosku, że będzie wytrwały i mimo wszelkich wątpliwości poszuka. Kilka razy obchodził ogromny betonowy plac, ukrywając się w mrocznym lesie, wyszukując czegokolwiek. Nie mógł sobie tego podarować. To tu skazywali Bókina, tu odbywały się procesy, a potem Pany przez ściany wykrzykiwali przeciągle wyrok. Wiedział też, że Główna Baza Panuf znajduje się pod ziemią i najprawdopodobniej to właśnie tam gdzieś trzymali Bókina.
Po kilku dniach wytrwałych poszukiwań, zauważył na placu właz.
- Tak! Oto wejście! - krzyknął. Za chwilę jednak opamiętał się. Nie mógł pozwolić sobie na to, by Pany go usłyszały. Zdradziłby swoją pozycję i wszystko poszłoby na marne. Wejście do kanału znajdowało się niedaleko jednego z wartowników. Wi