03 ZęK na Ziel0nym WągrzE (tHE PRZYGods oF BókiN & ZĘK)
edział, że gdy się tam zbliży oni go usłyszą i marnie może się to skończyć. Ale zaryzykować musiał.
Wykorzystując głupotę Smutnych zakrył dłonią swoje oczy i pobiegł na oślep w stronę betonowego placu. Czasem zerkał przez palce, stając się na chwilę ledwo widocznym. Wtedy w jego stronę odwracały się na chwilę groźne istoty, by po chwili zorientować się o swojej (nie słusznej) pomyłce i odpowiedzieć leniwym głosem do swojej Mikrofalufki służącej do komunikowania się, że wszystko jest "szał". Jednak gdy zaczął się do nich zbliżać zaczęli, zszokowani słysząc coś czego nie ma, zaczęli krzyczeć smutno i przeciągle, niczym biczowane i zaspane leniwce. Biegały wokoło w panice, krzycząc do swoich Mikrofaluwek jakieś komendy, których sami nie potrafili by zrozumieć. W zamieszaniu, niezauważony ale słyszany Zęk, jedną wolną reką szybko podniósł pokrywę, po czym wśliznął się do środka. Zasunął za sobą pokrywę i zszedł w dół po drabine. Znalazł się na początku drogi wiodącej do Kanałuf, korytarzu pełnym wody, po których pływały małe stworki wyglądające jak żółte gumowe kaczuszki. Jednak nie były wcale takie zwykłe, bo miały stalowe gumowiaki na nogach.
- O ku#@%! (owe kaczuszki tak się właśnie nazywały) - krzyknął Zęk po czym ruszył w drogę. Szedł kanałem, wśród mroku, wody i unoszącego się tam zapachu spleśniałych żab. Po długiej wędrówce, Zęk doszedł krawędzi. Spojrzał w doł i ujrzał czarną dziurę. Zękowi wydawało się, że nie ma ona dna.
- O cholira, dalej nie idę! - mruknął do siebie. - to chyba koniec i widocznie się pomyliłem. Muszę wracać. - odwrócił się i poszedł w stronę, z której przyszedł.
- Nie, jednak nie chce mi się wracać - powiedział. Zatrzymał się nagle. - A co mi tam! - krzyknął i skoczył w mroczną otchłań.