01 Óśmieh Wiatera (tHE PRZYGods oF BókiN & ZĘK)
kie mięśnie swojego mózgu, chwilę w tym stanie pozostał (stan ten określany jest jako Skupienie), a wokół niego pojawiło się pełno Kup. Następnie wszystkie leżące na Biórku Flamastery uniosły się do góry, chwilę zawisnęły w powietrzu, po czym z impetem runęły w dół wbijając się w Biórko. Bókin Skupił się ostateczne (powstała przy tym duża Kupa), by w końcu przywołać i ujrzeć mistyczny i piękny Óśmieh Wiatera. Lecz znowu zabrakło mu sił i zamiast tego nadeszła ciemność, ciemniejsza niż zwykle. Załamany, skonany i bardzo zły, wśród swoich Kup, upadł na kolana i zaczął ze łzami w oczach walić się głową po piętach, na których miał warkoczyki. Chlapał swoimi łzami na wszystkie strony.
- Dlaczego?! Dlaczego ta za****na (*zamglona) ciemność nadchodzi?!! - klął załamany Bókin - Dlaczego?!! - wrzeszczał waląc swoją łysą głową po owłosionych piętach. Wkrótce wyczerpany opadł. - Przecież ciągle czytam tą po******oną (*poniszczoną) "Ksienge Skawengerów Szejset"! Co mam robić?!
Wstał, i żeby wyładować swój gniew postanowił trochę pokrążyć po strychu. Po chwili nadępnął na jedną ze swoich Kup Skupienia. Prawie się na niej wywrócił, ale zdążył odzyskać równowagę. Wnerwiony kopnął ja mocno, a ona odrzucona i zapomniana rozprysła się o ścianę strychu Pana Kalwasa.
- Przeklęte Kupy!!! - wrzasnął rozwścieczony. Przystanął na chwilę żeby ochłonąć. Postanowi, że przez jakiś czas pozostanie w bezruchu, co pozwoli mu się uspokoić. W końcu, gdy ostatecznie się uspokoił wziął do ręki "Ksienge skawengerów Szejset".
- Gdyby Zęk mnie zobaczył w takim stanie, pewnie pękał by ze śmiechu... - mruknął zły i urażony Bókin. Zęk w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, dość obeznany w "Ksiendze skawengerów Szejset" potrafił przywołać Óśmieh Wiatera kiedy tylko chciał, jeśli w pobliżu znajdowało się Biórko i Flamastery. Bókin zamknął Księgę i powtarzając w pamięci to co tam przeczytał usiadł nieopodal plamy już teraz prawie wyschniętej śliny wróbla, na której spał.
- chciałbym zeby Zęk nauczył mnie tego wszystkiego co sam potrafi. - powiedział z rozmarzeniem. Wkrótce, zagłębił się w marzenia o wspaniałym Óśmiehu Wiatera. Marząc kiwał się w przód i w tył. Trwało to przez kilka godzin. W koncu, wyczerpany i smutny zapadł w głęboki sen.
3
Cóż to za Oki piękne? Tak piękne, że ochotę mam Skupić się, by ujrzeć je raz jeszcze!, śpiewał Bókin biegnąc w miejscu.
- Pozwól mi tobą zostać! - krzyknął śpiewnie do swojego przyjaciela, który w Skupieniu, z opuszczoną głową stał napzeciw niego. Jego twarzy nie było widać, gdyż była za****na. Cały czas milczał, a Bókin klęczał u jego stóp i gryzł wsciekle swoje warkocze na piętach. Wszędzie wokół pełno było Kup Zęka.
- Błagam... - mówił do przyjaciela. Lecz on nie słuchał. Był zbyt Skupiony, bardziej niż zwykle, tak jakby chciał pzenieść się tam na zawsze i nigdy nie wrócić... Nagle wszystko się za******ło, potem pociemniało, rozjaśniło śie i tak w kółko. Zęk zaczął piskliwie krzyczeć, a jego głowa rozdarła się na pół ukazując Bókinowi bardzo umięśniony mózg. Zaczął krzyczeć...
4
- ....AAAAAAAAA!!!!! - wrzeszczał wierzgając nogami. Obudził się z tego pięknego, ale jakże strasznego i okrutnego jednocześnie snu. Rozejrzał się panicznie w poszukiwaniu Zęka z mózgiem na wierzchu, ale nigdzie go nie było. Na szczęście to był tylko sen, pomyślał do siebie. Nie wiedział jak długo spał, ale wyglądało na to że przespał cały wieczór i noc, na strychu było jasno. Wstał. Zdziwił się, kiedy udało mu się zrobic to szybko i energicznie. Rzadko zdarzało się, że budził się wypoczęty, ale tym razem tak się stało. Czuł w sobie siłę. Ponad wszystko zapragnął by ponownie spróbować przedostać się na Zielonego Wągra i spotkać tam Zęka. Wydawało mu się, że ma wystarczająco dużo siły na wezwanie Óśmiehu Wiatera. Zjadł najpierw kawałek martwe