01 Óśmieh Wiatera (tHE PRZYGods oF BókiN & ZĘK)
go wróbla, po czym podszedł do Biórka i siłą woli uniósł w górę Flamastery, które tak jak poprzednio z impetem wbiły się Biórko. Tylko że tym razem przyszło mu to o wiele łatwiej. Nawet Kup było mniej tym razem. Skupił się ostatecznie, a przyszło mu to tak łatwo, że aż zaparło mu dech w piersiach, po czym jakaś niewidoczna siła zaczęła unosić go w górę, ku strychowemu okienku. Gdy po dość długiej podróży się przy nim znalazł przez szybę ujrzał maisto Zatonie. Nigdy nie widział nic równie cudownego mimo iż szyba ubrudzona była odchodami i śliną liczny wróbli, które próbowały się tu dostać. Niewidzialna siła popchała go ku brudnej szybie i Bókin zląkł się, że zginie od uderzenia w nią. W panice próbował się zatrzymać, ale się nie było to możliwe żaden zwykły Skawenger nie potrafiłby tego zatrzymać. Ale gdy zbliżył się do szyby, poczuł że przenika przez jak przez cienką taflę wody. Bókin miał szczęście. "Ksienga Skawengerów Szejset" mówi, ze w pomieszczeniu w którym nie ma okien, konieczne jest przeniknięcie przez ścianę, a jest to bardzo bolesne. Bókin na szczęście nie musiał tego doświadczać. Spodziewał się, że gdy przedostanie się za szybę, będzie w mieście.
5
Nie stało się tak jednak. Zamiast Zatonia ujrzał Ciemność. Zobaczył jak tańczy dyskotekowy taniec. Bardzo się przeraził i zamknął oczy. Nie chciał na to patrzeć, wolał po prostu czuć jak leci. Czuł jak Wiater szarpie jego warkoczyki na piętach. Ciemność krzyczała tak głośno w dyskotekowym szale, że musiał otworzyć oczy.
- Bókinku! Spójrz! To Óśmieh Wiatera! Open jołr ajzzzz!!!! - krzyknęła i zrobiła szpagat. Wtedy otworzył oczy, i w oddali zobaczył piękne Oki Wiatera. Błękitnego koloru. Wciąż czuł jak szarpie mu włosy. Oki zbliżały się do niego z zawrotną prędkością. Przeniosły się ku górze. Teraz Skawenger musiał patrzeć do góry. Za chwilę zobaczę Óśmieh Wiatera, pomyślał podniecony. wpatrywał się w to zjawisko z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Oki Wiatera wciąż były otwarte, musiało tak być, żeby wytworzyły się łzy, które krztszą Skawengera. Nagle Wiater się uśmiechnął, i Bókin ujrzał to o czym tak często i gorliwie marzył. Óśmieh Wiatera. Usta Wiatera dotychczas niewidoczne ułożyły sie w kształt trójkątnego uśmiechu, w którym widać było nieskazitelnie białe i równiutke zęby. Wkrótce Wiater zaczął się slinić. To także było bezzbędne. Tym tez musiał zakrztusić Skawengera. Pierwsze trzy krople śliny kapnęły Bókinowi kapnęły na oczy, zaklejając powieki. Śliny i łez Wiatera było coraz więcej i zaczęły mu się zbierać w ustach. Zaczął gwałtownie i panicznie nabierać powietrza, aż w koncu się zakrztusił. Natychmiast, gdy to nastąpiło, zemdlał.