Vox

Ocena: 4.5 (20 głosów)

Człowiek wypowiada dziennie około 16 tysięcy słów. Wyobraź sobie, że możesz powiedzieć
ich tylko 100. Na ręku masz zaciśniętą metalową bransoletkę, która liczy twoje słowa.
Przekroczenie limitu oznacza silny ładunek elektryczny wymierzony w dłoń. Licznik zresetuje
się o północy. Słowo pisane także ograniczono do minimum. Nie masz już dostępu do
komputerów i książek. Nie mówisz i nie możesz pisać. Jak odnaleźć się w tym świecie?
Najlepiej pozbyć się wszystkich zbędnych językowych ozdobników, odpowiedzi na pytania
ograniczyć do dwóch słów – tak lub nie. Nie pytać dzieci, jak poszło w szkole. Nie wdawać się
w dyskusje. Nie sprzeciwiać się werbalnie.
Neurolingwistka dr Jean McClellan większość swojego życia poświęciła badaniom
naukowym, a protesty i politykę do tej pory zostawiała innym. Teraz musi żyć w milczeniu i
ważyć każde słowo ze swojego dziennego limitu. I nie jest w tym odosobniona. Nowy rząd
pod naciskiem grupy fundamentalistów wypowiedział otwartą wojnę nowoczesnemu
feminizmowi. Sprawujący władzę mężczyźni wprowadzili odwołujący się do Biblii tradycyjny
podział ról, który sankcjonuje całkowitą uległość kobiet. Kiedy brat prezydenta ulega
wypadkowi, w wyniku którego traci mowę, zadaniem dr Jean jest kontynuowanie swoich
badań nad lekiem, który przywróci mu zdolność mówienia. Na czas projektu ma odzyskać
swobodę wypowiedzi. Kobieta staje się jednak pionkiem w grze ludzi władzy, którzy nie dążą
do likwidacji choroby, lecz do jej wywołania, a może nawet do czegoś więcej...
„Vox” to inteligentna i prowokująca do myślenia powieść dystopijna. Bardzo ważny głos w
świetle ogólnoświatowych dyskusji o prawach kobiet. Pokazuje, jak mógłby wyglądać świat, w
którym króluje skrajna dyskryminacja, a także przypomina, dlaczego dzisiaj powinniśmy
mówić na ten temat głośniej i więcej niż kiedykolwiek wcześniej. 

źródło opisu: wydawnictwo

źródło okładki: wydawnictwo

Informacje dodatkowe o Vox:

Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2019-02-27
Kategoria: Literatura piękna
ISBN: 978-83-287-1141-9
Liczba stron: 416
Tytuł oryginału: Vox
Język oryginału: polski

Tagi: Warszawa

więcej

Kup książkę Vox

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Vox - opinie o książce

Avatar użytkownika - katarzynabletek
katarzynabletek
Przeczytane:2020-01-26,

Jest takie forum, gdzie mężczyźni żalą się na kobiety, które użyczają swoich wdzięków wszystkim poza nimi. Tak im to ciąży na sercu - czy innym organie - że blokują internautkom opcję komentowania. Uśmiałam się, czytając wytłumaczenie blokady (tak, jest do tego dorobiona ideologia), ale gdy pomyśleć, że takich frustratów jest więcej... O ile wzajemne pocieszanie się po kolejnych koszach i narzekanie na żeński ród jest niegroźne, bywa, że urażona męska duma żąda zemsty. Złość na kobiety za to, że mówią „nie”, doprowadza do tragedii. Frustracja incela (involuntary celibate, mężczyzna w przymusowym celibacie) pcha go na ulicę w chęci ukarania kobiet za wielokrotne odrzucenie. Przeraża nie tyle to, że taki Elliot Rodger zabija parę osób tylko dlatego, że czuje się przegrywem życiowym, ale to, że dla podobnych przegrywów staje się bohaterem. Redpillersi, blackpillersi i cała reszta niewidzialna dla kobiet, a przez to podatna na wpływy „ekspertów” PUA – wielu z nich chętnie widziałoby płeć piękną jako ogólnie dostępne dobro narodowe. Rozgoryczeni brakiem powodzenia, fantazjują o świecie, w którym kobiety nie odmawiają. 


I tak od luźnych dygresji przechodzimy do debiutu Christiny Dalcher pt.: "Vox", w którym kobiety są jak japońskie lalki, milczące i zaprogramowane na posłuszeństwo. Są elementem dekoracji, użytecznym dla mężczyzn, o osobowości stłamszonej zaciśniętą na nadgarstku bransoletką. Ich głos nie ma znaczenia - zarówno jako dźwięk, jak i opinia. Nie stanowią konkurencji na rynku pracy ani w dyskusji. Nie dlatego, że są gorsze, mniej wykształcone czy zwyczajnie głupsze. Dlatego, że nie mogą mówić. Jeśli któraś przekroczy dzienny limit stu wypowiedzianych słów, zostaje porażona prądem. Niema i posłuszna. Czyż nie brzmi to jak mokry sen incela?

Oficjalnym planem rządu USA jest odnowa rodziny, w której mężczyzna to głowa domu, a kobieta - milcząca żona i matka. Z tym, że nie da się stworzyć rodziny z pana i niewolnicy. Państwowy projekt uszczęśliwiania na siłę daje odwrotny skutek. Zamiast łączyć, niszczy relacje międzyludzkie i wlewa w serca kobiet złość. Nie tylko na obcych - również na własnych mężów. I synów, którzy niby zdają sobie sprawę z krzywdy, jakiej doznają ich matki i siostry, ale brak im empatii. Sami przecież są wolni. I podatni na rządową propagandę.

Główna bohaterka, Jean McClellan, poświęciła życie karierze. Jak na ironię, to wybitna neurolingwistka, która teraz musi liczyć się z każdym słowem. Zbyt późno zdała sobie sprawę, że do jej zguby przyczyniła się bierność. Bierność jej i pozostałych kobiet lekceważących zmiany w społeczeństwie, niepokojące informacje w mediach, wreszcie wybory. Inni podjęli za nią decyzje, inni zamknęli jej usta, odcięli od pracy, możliwości czytania, pisania, wyrażania opinii. Po roku "dobrej zmiany" Jean otrzymuje ważne zadanie, licznik zostaje zdjęty z jej nadgarstka, a ona sama wraca do laboratorium. Szybko domyśla się, że ktoś na samym szczycie ma zupełnie inny pomysł na wykorzystanie jej badań.

Przeczytawszy książkę "po łebkach", można dojść do wniosku, że Jean to wyrodna matka i kiepska żona, która gardzi swoim mężem i ukrywa przed nim paskudną tajemnicę. Ktoś, kto potrafi choć minimalnie wczuć się w jej sytuację, zrozumie, że w takich okolicznościach trudno pozostać ciepłą, kochającą opiekunką domowego ogniska. Jedynym zadaniem kobiety jest usługiwanie rodzinie, ale w świecie "Vox" nawet maDki nie byłyby szczęśliwe. Jak wychowywać dzieci, skoro nie wolno mówić?


Dystopia Christiny Dalcher skojarzyła mi się od razu z "Opowieścią podręcznej". U Margaret Atwood co prawda kobietom wolno mówić, ale - jak w starym skeczu - tylko to, co wolno. U obu autorek mężczyźni interpretują Biblię tak, by pasowała do ich wizji (i taka sama jest ich hipokryzja w obchodzeniu zasad). Niech mnie ktoś wyprowadzi z błędu, jeśli źle piszę, ale chyba w większości religii kobiety są uważane za gorsze, za podczłowieka. Ot, pierwsze z brzegu: "Kobiety są błędem natury", "Kobieta jest czymś niedoszłym i niewydarzonym" i inne mądrości Tomasza zwanego świętym, nie mówiąc o Augustynie czy reszcie ojców kościoła. Niewiasty kamienowano, palono na stosach, sprzedawano za posag. Ich chęci samorozwoju hamowano, a osiągnięcia lekceważono bądź przywłaszczano - zjawisko znane jako efekt Matyldy. Pierwszy spławiony mężczyzna musiał być wyjątkowo mściwy, skoro przez tyle stuleci ród kobiecy odczuwał skutki urażenia jego ego. Hm, a jeśli to wszystko brzmi jak histerie feministek, to czy takie głosy jak poniżej to jedynie pobożne życzenie frustrata?


„Kobietom trzeba powoli odbierać pewne prawa, jak np. czynne prawo wyborcze (które im się nie należy) oraz dyscyplinować je moralnie. Emancypantki już istniały na początku XIX wieku i walczyły najpierw o dostęp do szkół wyższych, a następnie prawa wyborcze, co umożliwiła im później zgniła demokracja za pośrednictwem zniewieściałych facetów. (...) Feministki w ogólności uzyskały prawa wyborcze po około 70 latach ich kreciej działalności, a zatem i odebranie ich też może potrwać. Ale wcześniej czy później to nastąpi”.

A wypowiedzi jak poniżej to tylko pocieszne piski odrzuconych Sebixów?

"Feministyczne spoleczenstwa to dziwkarskie spoleczenstwa zdemoralizowane do cna".

"Porównujcie się do mężczyzn. Wku#wiajcie się na to wszystko ile chcecie, ale to nic nie zmieni. Potem jednak się zastanówcie, czy chciałybyście, by kiedyś wasze córki zaczęły z Wami ten temat... Jeżeli macie coś w głowie, to pewnie byście się wściekły na pokrętne myślenie swych cór, a wiecie dlaczego tak jest... ?? Ponieważ od niepamiętnych czasów mężczyznę ceni się za charakter, zasady i honor (...). Kobiety zaś w społeczeństwie zawsze były cenione za swoją CNOTLIWOŚĆ i powściągliwość... Kobiece dobro, i matczyne ciepło dla potomków, ale... Karynom i innym Angelom tego nie przetłumaczę. Kiedyś takie szły za taborami wojska, a dzisiaj mądrują się na forach i pie#dolą coś o równości, której nigdy nie było między naszymi płciami".


(komentarze z YT z lutego 2019 roku, pisownia oryginalna)


Jeżeli tak, "Vox" jest tylko jedną z wielu powieści mających za zadanie poirytować, rozdrażnić, lekko wzburzyć krew. Co i tak uda się głównie u wąsatych feministek, zajmujących się głupstwami z braku chłopa u boku, hue hue. Cała "normalna" reszta potraktuje ją jak kolejną książkę na liście "przeczytam w 2019". Ja ją bardzo polecam. Dla refleksji, głębszego (i uczciwego) namysłu oraz odpowiedzi na pytanie: czy naprawdę uważam, że to tylko fantazja?

Link do opinii

Na rynku księgarskim pojawia się coraz więcej książek zasługujących na miano fan fiction i luźno inspirujących się wcześniej powstałymi opowieściami. Część z nich nawet się z tym nie kryje.

Dobrym przykładem może być książka zatytułowana jako „Vox” Christiny Dalcher.

Mocno nawiązuje ona do tego, co mogliśmy przeczytać i co wiele osób, w tym ja, przeczytało w „Opowieści podręcznej”. A że o tej książce opowiedziano już w sumie wszystko, co było do opowiedzenia, przeanalizowano na wszystkie możliwe strony zarówno książkę, jak i serial, który po pierwszym sezonie stał się jej kontynuacją, skupię się na tej pierwszej pozycji.

„Vox” jest pisany z perspektywy kobiecej bohaterki, żony i matki, która z wykształcenia jest dosyć znanym naukowcem. Tak znanym, że gdy tylko dzieje się coś złego, władza, wbrew niechęci do kobiet i wielu próbach jej stłamszenia, zwraca się do niej z prośbą o współpracę i pomoc, która z obu stron obwarowana jest wieloma warunkami. Nie byłoby w tej historii nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że zarówno kobieta, jak i jej córka, noszą na rękach bransoletki w różnych kolorach – kolor pozwalają im wybrać, jakby miało to czemuś ulżyć, lub sprawić, że ich sytuacja stanie się przez to choć trochę bardziej normalna – bransoletka odlicza wypowiadane przez kobiety słowa, o czym daje znać delikatną wibracją, aż do ich granicy, czyli do osiągnięcia przez kobiety pułapu stu słów. Po ich wypowiedzeniu do końca dnia muszą milczeć i bez znaczenia jest fakt, ile ważnych spraw w danym dniu przyjdzie im omówić, lub załatwić. Kobiety, pragnąc obejść niezrozumiałe dla nich restrykcje, postawiły na język migowy, lub proste kiwanie i kręcenie głową, zamiast odpowiedzi. Główna bohaterka więc, podobnie jak jej córka i sąsiadki, milczą przez większą część dnia, podczas gdy jej mąż i synowie „trajkoczą” bez ustanku przez cały dzień, nie mając żadnych bransoletek, ani głupich ograniczeń.

Kiedy główna bohaterka, Jean, pomaga wysoko postawionemu członkowi rodziny prezydenckiej, dojść do zdrowia, jej sytuacja – jak już wspomniałam wcześniej – diametralnie się zmienia. Bransoletka zostaje ściągnięta zarówno z jej dłoni, jak i jej córki – choć ta druga nie ma ochoty normalnie rozmawiać . Kobieta próbuje na nowo odnaleźć się w nowej sytuacji i zrobić to, czego od niej oczekują, dobrze wiedząc, że gdy tylko to wszystko się skończy, wróci z powrotem do punktu wyjścia. Całą sytuację dodatkowo komplikuje kilka spraw; okazuje się bowiem, że jej małżeństwo nie było tak idealne, jak się na początku wydawało, a jej życie, teraz tak proste, ograniczone do domowych obowiązków i robieniu sprawunków, kiedyś było znacznie ciekawsze i bardziej skomplikowane. Przeszłość uparcie upomina się o Jean, więc wkrótce spotka na swej drodze nie tylko dawno niewidzianego kochanka, ulubioną współpracownicę, ale również koleżankę ze studiów, czynnie walczącą z panującą w kraju sytuacją polityczną i nieprzestrzeganymi prawami kobiet.

Całej sprawie rumieńców nadaje również fakt, że próbie odkrycia leku na chorobę dla wysoko postawionej u władzy osoby, Jean mogłaby uratować również swoją matkę, która od wielu lat cierpi na to samo.  Oraz fakt, że nie tylko oni, Jean i jej zespół, zostali zaangażowani do współpracy, bo jest tam jeszcze kilka innych zespołów, oznaczonych różnymi kolorami, a to, co robią jest utrzymywane w ścisłej tajemnicy, do której Jean, ani nikt z jej zespołu nie ma dostępu.

Na kartach książki pojawia się wiele postaci, których potencjał nie został, moim zdaniem, w pełni wykorzystany. Mamy tu złośliwego poniekąd wielebnego, naukowca, który mimo tego że wszystko to wygląda parszywie, dalej robi swoje, dzieci Jean wśród których najbardziej wyróżniają się jej córka, która milczy mimo zdjęcia bransoletki i buntowniczy syn, który stopniowo przechodzi na stronę oprawców i wprost mówi matce, że to dobrze, że zakłuli ją w te „bransoletkowe kajdany”, a jego bunt jest coraz bardziej uciążliwy, do momentu, gdy samemu przyjdzie mu wybrać w co naprawdę wierzy i kogo kocha, mąż Jean, który przez większą część książki wydaje nam się fajtłapą, by na koniec udowodnić, ile jest wart, policjant, jego rodzina i znajomi, którzy przynależąc do ruchu oporu robią różne rzeczy, by wyrwać się spod reżimu tej władzy i uciec do innego kraju.

Wszyscy oni przesuwają po kartach książki, niewiele robiąc, bo większość tekstu zapełniają ponure myśli Jean, jej spotkania z kochankiem i opisy zastanej rzeczywistości. Opowieść snuje się powoli, przyspiesza gdzieś w okolicy finału i serwuje nam tak cukierkowe zakończenie, że człowieka może zemdlić. To zakończenie zupełnie nie pasuje do ponurej rzeczywistości opisywanej w książce i odbierane jest przeze mnie bardziej jako żart, niż coś innego.

To tak jakby twórcy serialu „Opowieść podręcznej” napisali nagle scenariusz odcinka, w którym ogłoszono by, że władze państwa Gilead się pomyliły, rezygnują ze własnych poczynań i przekonań i wszyscy bezpiecznie, wraz ze swymi dziećmi, mogą wrócić do własnych domów. Przyznam, że gdyby coś takiego miało miejsce, czułabym się zarówno zszokowana, jak i co najmniej niezręcznie, pytając: „co za osioł mógł napisać coś takiego?”. To samo czułam po przeczytaniu książki „Vox”.

Trzeba przyznać, że powieść jest dość sprawnie napisana i wciąga, choć zdarzają się i dłużyzny, po których zostawiałam książkę na kilka dni na półce, żeby „odleżała swoje”.  Zakończenie w żaden sposób nie jest dla mnie zadowalające i zupełnie nie przystaje do fabuły tej historii.

Wygląda to tak, jakby autorka na siłę próbowała opisać wymyślony przez siebie wcześniej finał, ale do zupełnie innej historii. W tej najwłaściwszym wydaje się jakieś krwawo – łzawe zakończenie. A jednego i drugiego jest tu, jak na lekarstwo.

Zamiast tego mamy prawie że american dream. Nie do zniesienia.

Link do opinii
Avatar użytkownika - ikapolka
ikapolka
Przeczytane:2019-02-12, Ocena: 3, Przeczytałam, Książki XXI wieku, 26 książek 2019,

„W ciszy tęskni się najmocniej”. Jean McClellan ma za czym tęsknić. Od roku, tak jak inni mieszkańcy USA płci żeńskiej, w ciągu dnia może wypowiedzieć maksymalnie 100 słów, ale to nie wszystko. Kobiety (również dziewczynki) mogą zapomnieć o książkach, listach, telefonach, komputerach, czy choćby standardowej nauce. W tym świecie o wszystkim decydują mężczyźni. Tylko oni mogą być aktywni zawodowo, rozwijać się czy choćby odbierać pocztę. Nawet wizyta lekarska nie jest czymś normalnym. Sprzeciwienie się ustalonym normom grozi surowymi i poniżającymi karami. A przecież komunikacja werbalna i niewerbalna (ta druga też zabroniona) to klucz do życia w społeczeństwie i rozwoju zarówno jednostki, jak i całej populacji ludzi. Rozwój mowy miał kluczowy wpływ na przewagę człowieka nad innymi stworzeniami zamieszkującymi naszą planetę. To dzięki komunikacji rozwijały się cywilizacje. Słowa pozwalają na przekazywanie czegoś więcej niż mówienie o czynnościach czy przedmiotach. Dzięki nim jesteśmy w stanie opowiedzieć o uczuciach i innych abstrakcjach. Jest to jedna z potężnych, ale i pięknych wolności i to właśnie ona została odebrana bohaterkom książki Christiny Dalcher, które w ten sposób zostały zepchnięte do rangi człowieka niższego gatunku. Autorka na co dzień jest lingwistką, a więc kimś, kto najlepiej wie, jak ważna w życiu każdego człowieka jest mowa.

Książka „Vox” to dystopia, ale ma nam uzmysłowić co się może stać, gdy nie będziemy walczyć o to, co ważne. Czasem coś popieramy, a czegoś nie. Wielu z nas jednak robi to w ciszy, tylko się przyglądając. Działanie zrzucamy na karb innych. Wyobrażamy sobie, że jeden człowiek jest w świecie niczym kropla w oceanie. Tyle że ta kropla tworzy ocean, jest jego częścią. I ten jeden człowiek naprawdę może dużo zmienić. Autorka chce nam uświadomić, że to od nas zależy, jakie będzie nasze jutro.

Książkę tą czyta się szybko, lecz z pewnością nie jest to ława lektura. Christina Dalcher napisała, że liczy na to, że „Vox” da czytelnikowi do myślenia. I to się autorce doskonale udało. Czytając jej powieść, nie da się nie popaść w refleksje. I to nie jedną. Co prawda książka dotyka tematu równouprawnienia, a raczej jego braku, ale można znaleźć tu również wiele innych aspektów, nad którymi warto się zastanowić.
Pani Dalcher napisała również, że liczy, że jej książka rozbudzi w nas trochę gniewu. I tu muszę się rozwinąć. Owszem książka wywołała we mnie złość i nawet nie trochę, a całkiem sporo. O ile efektem zamierzonym było, aby czytelnik był zły na system, to jestem też nieco zła na samą autorkę. Bo pomysł naprawdę był dobry i historia, którą próbowała przekazać, również wzbudziła moje zainteresowanie. Jednak o ile po przeczytaniu pierwszych paru stron byłam entuzjastycznie nastawiona, a książka zdawało się, że napisana jest w sposób elokwentny i nieprzytłaczający, historia ciekawa, nawet wręcz intrygująca, to z każdą kolejną stroną rosło moje rozczarowanie. Niestety było tu sporo niedociągnięć i niedopowiedzeń, a zarazem niektóre z opisów i wątków, które do powieści nic nie wnosiły były zbędnie rozbudowane. Rozumiem też zamysł autorki, który miał ukazać nietolerancję i brak równouprawnienia, ale raził mnie zbyt duży kontrast. Wszystko było czarne albo białe, również bohaterowie, a przez to książka stała się przewidywalna. No i mamy jeszcze główną bohaterkę, która niestety mi osobiście do gustu nie przypadła.

Jednak podsumowując całokształt, muszę przyznać, że „Vox” to książka, z którą wręcz należy się zapoznać. Porusza ona ważne tematy, nad którymi warto się zastanowić.
Dlatego dziękuję Wydawnictwu Muza za umożliwienie mi jej przeczytania przed premierą.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Joannate
Joannate
Przeczytane:2019-03-04, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2019,

„Vox” Christiny Dalcher to książka, o której wiedziałam, że muszę ją przeczytać od momentu, gdy zobaczyłam zapowiedź. Spodziewałam się lektury trudnej, ciężkiej, budzącej gniew i bunt. Czy to dostałam? I tak, i nie. Widziałam recenzje, w których porównywano ją do „Folwarku zwierzęcego” czy „Procesu” – i z tym zgodzić się nie mogę. „Vox” jest zbyt dosłowna, aby zaliczyć ją do tej kategorii, a jednak uważam, że to bardzo ważna książka, którą powinien przeczytać (i przemyśleć!) każdy. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy coraz częściej dochodzą do głosu i władzy ludzie o ekstremalnych poglądach.

Zacznę od okładki, którą uważam za bardzo dobrą i wymowną w swojej prostocie: na białym tle mamy twarz kobiety i czerwone słowo vox umieszczone tak, że X zasłania jej usta - to najkrótsza i bardzo trafna zapowiedź treści. 

O czym jest „Vox”? O mowie. O słowach. O zamykaniu ust. W stanach Zjednoczonych dochodzi do władzy partia prowadzona przez szalonego człowieka: o poglądach tak radykalnych, że trudno w to uwierzyć. A jednak tak się dzieje. Jego zwolennicy przejmują władzę i wprowadzają absurdalne zakazy, które dotykają połowę populacji: wszystkie kobiety. Niemal z dnia na dzień tracą one niemal wszystkie prawa: nie mogą czytać książek, pracować, decydować o własnych dzieciach, mieć telefonu, komputera, a nawet… mówić. No nie, aż tak źle nie jest: mówić mogą, ale nie więcej niż sto słów dziennie, co skrupulatnie odmierzają założone na ich nadgarstkach liczniki – za przekroczenie tej liczby grozi bardzo dotkliwa kara. I właśnie w takiej rzeczywistości przychodzi żyć naszej bohaterce – doktor Jean. Jest ambitną, wykształconą kobietą, dla której praca stanowiła wielką pasję. Jest też żoną mężczyzny, którego uważa za słabego – bo Patrick nie potrafi przeciwstawić się temu, co się dzieje, tylko pokornie przyjmuje kolejne ograniczenia. Jest też matką czworga dzieci – trzech synów i córki. I musi patrzeć, jak jej córeczka jest uczona gotowania, zajmowania się domem i… milczenia.

„Vox” to książka, która budzi gniew i bunt. Jednak czyta się ją szybko – pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia (trochę ułatwia to duży druk i krótkie rozdziały). Porusza bardzo ważne tematy i problemy i każe się zastanowić nad tym, czy taka wizja na pewno nie jest możliwa do zrealizowania? Autorka w bardzo przekonujący sposób prezentuje zastosowane przez fanatyków mechanizmy, które umożliwiają im – dosłownie – zakneblowanie kobiet. Od modyfikacji podstawy programowej w szkołach, przez wtłaczanie w głowy dzieciom i dorosłym propagandowych haseł i pseudonaukowych teorii, aż po kontrolę każdego aspektu życia i zamknięcie dostępu do bycia niezależną.

Książka podobała mi się bardzo, choć mam zastrzeżenia co do tego, że autorka nieco zbyt wszystko uprościła – a już szczególnie zakończenie. W przypadku tego typu powieści łatwo jest przedobrzyć – przedstawić świat w czarno-białych barwach, w którym wszyscy mężczyźni są źli, a wszystkie kobiety – dobre. Tutaj tak nie jest, aczkolwiek autorka niebezpiecznie zbliża się do takiej właśnie polaryzacji. To jest minus tej powieści. Drugim minusem jest sama główna bohaterka – niby powinna budzić sympatię i współczucie, a jednak… Czegoś jej brakuje. Trudno mi powiedzieć, czego – ale Jean wydaje mi się jakaś zimna, jej emocje do mnie nie przemawiają, choć rozumiem jej frustrację i mieszane uczucia w stosunku do męża i syna – i mimo najszczerszych chęci – nie polubiłam jej. Trzecim minusem jest zakończenie: zbyt oczywiste, zbyt przewidywalne i zbyt uproszczone. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tutaj zabrakło głębi, jakby autorka chciała jak najszybciej zakończyć – a szkoda, bo to zepsuło mi obraz całości. Ale mimo tych minusów, uważam tę książkę za mocny głos w sprawie praw kobiet i wartościową lekturę.

Komu może spodobać się ta książka? Wszystkim, którzy lubią wszelkie wizje alternatywnych rzeczywistości, którzy nie boją się zetknąć z tematem trudnym i bolesnym, którzy lubią powieści wzbudzające refleksje i zmuszające do zastanowienia się nad naszym światem.

Podsumowując: „Vox” to szeroko reklamowana książka, którą czyta się błyskawicznie, bo akcja wciąga czytelnika od pierwszej strony. To przerażająca wizja świata, w którym kobiety nie mają prawa głosu, a rządzący krajem mężczyźni uważają się za bogów – wizja, która każdy powinien poznać, przemyśleć – i zrobić wszystko, żeby nie stała się naszą rzeczywistością.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Bookendorfina
Bookendorfina
Przeczytane:2019-02-23, Ocena: 4, Przeczytałam,

"Dla triumfu zła wystarczy tylko, aby dobrzy ludzie nic nie robili."
Edmund Burke

Ciarki przechodzą po ciele, kiedy zagłębiamy się w książkę. Wyjątkowo intrygująca fabuła, uwzględniająca wiele perspektyw, ciekawych rzutów na fikcyjną rzeczywistość uwzględniającą cechy realności. Świadomie przejaskrawiono i zniekształcono pewne aspekty, ale dzięki temu udało się naświetlić sprawy związane z sytuacją kobiet, trendami panującymi sto lat temu, walką teoretycznej słabszej płci o szeroko rozumianą wolność, i tym, co obecnie dostrzegamy w społecznych nurtach, a co niekoniecznie przyjmuje zgodne z kobiecymi wyobrażeniami brzmienia. Jak wiele trzeba jeszcze zdziałać na płaszczyźnie równości płci, swobody wypowiedzi bez przyszywania łatek stereotypów, pogrążania w sferze wyrzutów sumienia i krytyki, jeśli nie spełni się wyznaczonych przez fanatyków fałszywych kryteriów jedynie słusznych wzorców?

Powieść przemyślana, za pierwszorzędnym pomysłem na fabułę podąża frapujące przyciąganie uwagi odbiorcy, intrygujący scenariusz zdarzeń podszyty niepewnością i napięciem, a także ciekawy materiał do przemyśleń i refleksji. Zwłaszcza pierwsza część książki zrobiła na mnie duże wrażenie, później już wchodzi się w efektowną sensację, której choć nie można odmówić zwrotów akcji, to jednak cechuje się lekką pobieżnością, wybieganiem od rdzenia interesującej koncepcji, szkoda mi tego zmarnowanego potencjału, który w miarę zbliżania się do finalnej odsłony nieco się rozmywał. Ale i tak podobało mi się, trudno było oderwać się, chętnie stawiałam się na miejscu bohaterów, bez względu na ich płeć i wiek. Jasno wybrzmiewają przesłania zawarte w przybliżanej historii, trudno przejść obok nich obojętnie, bo dotyczącą każdego aspektu i stylu życia. Atrakcyjnie prowokuje i pobudza do intelektualnego buntu, dostarcza interesującej rozrywki. Chciałoby się krzyknąć, że to czysta fantastyka zbliżająca się do thrillera, ale czy faktycznie we wszystkim przedstawiona dystopijna wizja świata imaginuje? Nie ma co brać książki zupełnie na poważnie i zasadniczo, wiele w niej wyolbrzymień i koloryzacji, a jednak sympatycznie drażni wyobraźnię i skłania do zastanowienia, a to pożądane cechy w przygodach czytelniczych.

Amerykańskie kobiety tracą prawo do wykonywania zawodu, dostęp do wykształcenia, możliwość decydowania o ścieżce kariery, wybór sposobu życia, posiadania lub nie dzieci. Mają być ślepo posłuszne partnerowi, zajmować się domem i dziećmi, a co zatrważające i upodlające, dziennie wolno wypowiedzieć im tylko sto słów. Limit słów dotyczy również dziewczynek, co oczywiście wypacza system wartości, odbiera radosne dzieciństwo, skazuje na niesprawiedliwość. Jean McClellean, kiedyś światowej słowy naukowiec, doktor neurolingwistyki, dziś gospodyni domowa, nie odnajduje się w nowej rzeczywistości, widzi szkodliwe konsekwencje rządowego dekretu, któremu musi podporządkować się cała rodzina, jak niszczy relacje z bliskimi, odmienia synów i ogranicza umysłowy rozwój córki. Jednakże nie ma mowy o buncie, są bezwzględnie tępione, kary zaś brutalne i bezlitosne. W następstwie nieszczęśliwego wypadku brata urzędującego prezydenta, Jean wcielona zostaje do zespołu pracującego nad nowym lekarstwem mającym pomóc pacjentom z problemami mowy po urazach mózgu. Czy można w jakikolwiek sposób zawrócić cofanie się świata, zejść ze ścieżki skrajnie prawicowego fundamentalizmu, zapomnieć o wiktoriańskim kulcie ogniska domowego, wykreślić religię ze szkolnego programu nauczania, przywrócić kobiety do sfery publicznej? Jak oddać siedemdziesięciu milionom kobiet wypracowane wcześniej prawa, zakończyć koszmar i wyniszczający obłęd doktrynerstwa? 

bookendorfina.pl

Link do opinii
Avatar użytkownika - Aivalar
Aivalar
Przeczytane:2019-02-22, Ocena: 5, Przeczytałam,

Właściwie każdy z nas powinien uważać na to, co mówi. Słowa mogą kogoś zranić, wyrządzić krzywdę nawet większą, niż czyny. Ale w świecie, w którym żyje Jean, każdy wyraz jest jeszcze bardziej cenny, bo... codziennie może ich wypowiedzieć zaledwie 100. W chwili, gdy przekroczy ten limit, metalowa obręcz na jej nadgarstku wytworzy bolesny ładunek elektryczny, przypominający, że powinna milczeć. Jeśli dalej będzie mówiła, ból z czasem stanie się nie do wytrzymania. Dlatego jedyne, co jej zostaje, to zazdroszczenie mężowi i trzem synom albo porozumiewawcze spojrzenie wymienione z córką. Tylko one mają założone liczniki – bo są kobietami.

Myślałam, że obejrzenie „The Handmaid’s Tale” przygotuje mnie na lekturę tej książki, co sprawi, że niczym mnie ona nie zaskoczy. Chyba dość mylnie uznałam, że jestem już uodporniona na podobne motywy, przez co nie są tak szokujące jak kiedyś. Tymczasem stało się odwrotnie. Wizja przyszłości roztaczana przez Christinę Dalcher, w której wszystkie kobiety w kraju zakuwane są w metalowe okowy, ograniczające liczbę wypowiedzianych słów do stu dziennie, zmroziła mnie do szpiku kości. To jak cofnięcie się do czasów, kiedy płeć piękna nie miała prawa głosu w żadnej kwestii poza prowadzeniem domu – z tym że bohaterowie „Vox” stanęli w obliczu sytuacji, gdy to milczenie jest rozumiane w sensie dosłownym.

Oczywiście na tym nie kończy się nowy porządek, wprowadzony przez ogarniętych fanatyzmem i okrucieństwem rządzących. Należy zachowywać czystość do ślubu, żona winna być zawsze posłuszna mężowi, a osoby homoseksualne nie mają prawa do bycia w związku, chyba że „nawrócą się” i wezmą ślub z kimś przeciwnej płci. I chociaż to kobiety są najbardziej piętnowane, traktowane niemal jak podwórkowe zwierzęta (nie mogą dłużej wykonywać pracy zawodowej, nawet książki są dla nich zakazane), to również nieprzestrzeganie zasad przez mężczyznę może się skończyć tragedią. Nic zatem dziwnego, że zaczyna narastać początkowo cichy, a z czasem coraz bardziej wyraźny bunt.

Ktoś może powiedzieć, że Christina Dalcher nie zaprezentowała niczego odkrywczego – chociażby wspomniana „Opowieść Podręcznej” prezentuje dość podobną, dystopijną rzeczywistość, w której społeczeństwo zdominowane jest przez mężczyzn, a rola kobiety ogranicza się do zajmowania się domem czy rodzenia kolejnych dzieci. Ale świat przedstawiony w „Vox” robi niemałe wrażenie. Autorka jest niezwykle szczegółowa w budowaniu tej fikcji, fikcji, która tak blisko dotyka świata realnego, w którym żyjemy, że trudno nie poczuć nawet delikatnego dreszczyku niepokoju. Ponadto pojawia się tutaj doskonały wątek związany z zawodem Jean – kiedy jeszcze mogła pracować jako lekarz, zajmowała się badaniami nad ośrodkiem Wernickego, czyli tej części mózgu, która odpowiada za naszą zdolność mówienia. Ukoronowaniem kariery bohaterki miało być opracowanie serum, mające pomóc osobom cierpiącym na tzw. afazję – zaburzenia mowy. I gdy Jean sądziła już, że nigdy więcej jej noga nie postanie w laboratorium, brat prezydenta ulega wypadkowi i to właśnie ona staje się jedną z niewielu osób, które mogą mu pomóc.

Muszę przyznać, że ta książka jest napisana naprawdę sprawnie. Pisarka zadbała o naturalność języka, dopracowała dialogi, a opisy niemal zawsze trafiały w punkt. Na dodatek nie widzę tutaj sztucznego działania na emocje – one same wyłażą z poszczególnych zdań. Fabuła broni się w każdym calu, bo pomijając szokującą tematykę, akcja zwyczajnie wciąga, a wątki nie ograniczają się jedynie do medycznych dywagacji czy walki z reżimem. Wiele w tej powieści pomniejszych historii, małych tragedii, rodzinnych rozterek i dramatów; nie zabrakło nawet romansu, na szczęście wpasował się w klimat i nie wydał mi się budowany na siłę.

Właściwie jedyne, co nie podobało mi się w „Vox”, to... zakończenie. Oczywiście pełno tutaj zwrotów akcji, bo to wtedy tempo wzrasta najbardziej i bardzo długo nie wiadomo, kto najbardziej ucierpi, jako że poważnie wątpiłam w to, by wszyscy bohaterowie wyszli z tego cało. I chociaż zostałam bardziej lub mniej przyjemnie zaskoczona w niektórych scenach, to sam finał został rozegrany zbyt szybko. Autorka, która wcześniej zyskała moją sympatię dbałością o detale, kilka ostatnich wydarzeń niemalże streszcza, na dodatek ostatnie strony są przesiąknięte zbyt dużą naiwnością. Wolałabym, żeby gra toczyła się dalej, żeby wciąż pozostało wiele niewiadomych, tymczasem dostrzegam w tym zakończeniu potrzebę dania czytelnikom zamkniętej, pełnej historii, co wbrew pozorom wcale nie okazało się tak satysfakcjonujące.

Co do kreacji bohaterów, niesamowicie mi się podoba, że ci stojący w centrum niemal nigdy nie okazują się albo jednoznacznie dobrzy, albo źli. Jean, jej mąż, jej koledzy po fachu, jej dzieci – każde z nich wydało mi się człowiekiem z krwi i kości, ich cierpienie bądź strach odczuwałam niemalże tak, jakbym ich znała. To trochę przerażające, że tak łatwo było się wczuć w ich skórę i wyobrażać sobie, jak to jest egzystować w objętym takim radykalizmem świecie. To sporo daje do myślenia; niby taki obraz życia codziennego wydaje się odległy, ale przecież historia już udowodniła, że czasem wystarczy jedynie kilka złych decyzji czy kilka złych osób, by zabić w nas wszystko to, co wrażliwe i ludzkie.

„Vox” warto przeczytać; dla dobrej lektury, dla świetnie wykreowanych bohaterów, dla plastycznego stylu autorki – a przede wszystkim dla przeżycia tego wszystkiego, przez co przeszła Jean i inne znane jej kobiety. Gdyby nie te mankamenty finału, pomyślałabym, że mimo tego, iż mamy luty, właśnie znalazłam kandydata do książki roku (a może jednak?).

Link do opinii
Avatar użytkownika - Pani_Ka
Pani_Ka
Przeczytane:2019-02-20, Ocena: 4, Przeczytałam,

Wyproszona, wymaszerowana w protestach i demonstracjach, wywalczona na mównicach i barykadach. Kobieca wolność. Poczucie współistnienia, współdecydowania, współtworzenia. Dla większości tak naturalna jak inne ludzkie przywileje, wręcz podstawowy element ludzkiego istnienia. Dla wielu rzecz tak oczywista, że każda dyskusja o niej zakrawa na kpinę i przeczenie naturze. Czy dla wszystkich równie zwyczajna i codzienna? Czy podobnie jak my - kobiety, o naszej wolności, samostanowieniu i swobodzie podejmowania decyzji, myślą wszyscy mężczyźni? A może i wśród kobiet są takie, które uważają kobiecą wolność za nadmiernie swawolną, jasną, pozbawioną zahamowań? I wreszcie, czy jest sens rozważać o powyższych kwestiach, czy wystarczy owe pytania pozostawić retorycznymi?

W kraju szalonych pomysłów na przyszłość, w Stanach Zjednoczonych, autorka powieści "Vox", Christina Dalcher, postanowiła odebrać kobietom głos. A dokładniej, ograniczyć dzienny limit wypowiadanych przez nie słów do stu. Sto słów. Czy zdajemy sobie w ogóle sprawę jak niewiele to jest? W tylu słowach nie można przekazać piękna uczuć, wyrazić pełnych emocji, opowiedzieć o swoich troskach ani podzielić się radościami. W tylu słowach można w trakcie doby przeczyć, przytakiwać i powiedzieć córce: Mamusia Cię kocha. Wszystko, co chcielibyśmy dodać musi pozostać milczeniem.

Z jak wielką tragedią zmaga się kobieta, która żyła opowiadaniem innym o cudach ludzkiego mózgu i mowy. Doktor Joan McClellan, straciła możliwość komunikacji z innymi naukowcami, dzielenia swej pasji. jak się okazuje, złość z takiej decyzji władz był jedynie zapowiedzią bólu jaki spowodowano kolejnymi dekretami: pozbawieniem kobiet pracy a dziewczynek prawa do nauki w znaczeniu dla nas podstawowym, ograniczeniem swobody umysłowej mężczyzn poprzez propagandowe wspieranie jedynie słusznej Cnotliwej wersji rodziny. zatrważające, jak wielu chłopców i mężczyzn ową propagandę wkrótce postanowiło utożsamić z własną myślą ba, nawet oskarżać kobiety o spowodowanie owych, jakże cofających nas w czasie decyzji rządu.

Same nasuwają się porównania do sytuacji typowej dla krajów ekstremalnie chrześcijańskich czy prawicowych w znaczeniu powrotu do modelu rodziny sprzed uzyskania przez kobiety praw wyborczych. Być może taka lektura pozwoli niektórym osobom u władzy zrozumieć bezsens i niszczącą role takich właśnie posunięć.

Nasza bohaterka walczy z własnym sumieniem i narzucanym jej rolom, stawia naprzeciw siebie miłość do dzieci, chęć uczynienie z nich upartych, walecznych ludzi oraz własny, egoistyczny ale bardzo ludzki pęd za swobodą, za chęcią powrotu do tego, co ukochała dawniej. Wszystko co przeszłe kusi ja swoją doskonałością gdy pojawia się szansa odzyskania przywilejów. Tylko czy krótkoterminowość tej szansy i wewnętrzna niezgoda na bycie wyjątkiem pozwolą jej normalnie funkcjonować? Czy tez wreszcie wywołają w niej bunt? Romans, powroty pamięcia do ukochanych Włoch, pijany wrzask na przekór fizycznemu bólowi po przekroczeniu limitu słów - wszystko to stanowić będzie dla Joan element oporu, niezgody, oszołomienia niemożnością podjęcia słusznej decyzji. Bo jak się zdajee, takie decyzje nie istnieją.

Jednego można być pewnym. Autorka swa opowieścią nie tylko feminizującą ale też pokazującą jak ogromna jest rola kobiet w nauce, życiu społeczeństwa, wreszcie w życiu zrównoważonej rodziny, mówi 'nie' odbieraniu komukolwiek przyznanych mu, zgodnych z natura praw. Uczy szacunku, pokazuje niedoskonałości skrajnych form demokracji, lub jej braku. I co ważne stawia pytanie, czy w dzisiejszym świecie możemy sobie pozwolić na lekceważenie jakichkolwiek oznak odbierania nam praw, pozbawiania nas wolności, sterowania naszymi postanowieniami.

Mądra, choć nie filozofująca książka. Każdy apel podany jest w formie rozmów, sytuacji codziennych, matczynych trosk, ludzkich mniejszych i większych zahamowań czy wręcz przeciwnie, zbytniej swobody moralnej. Ważne tematy zaserwowane w bardzo płynnej formie, czasem z nutką złości, czasem z lekkim humorem, najczęściej z goryczą.
Polecam ku rozwadze.

Pani_Ka Czyta
(dziękuję wydawnictwu Muza oraz agencji Business&Culture za udostępnienie przedpremierowego egzemplarza książki - premiera 27 lutego)

Link do opinii
Avatar użytkownika -

Przeczytane:2019-03-10, Posiadam, 52 książki 2019,

Sprawa wyborów, odmowa przeciwieństwo zgody

„ Pomyśl co musisz zrobić, żeby zachować wolność „

Trudno sobie wyobrazić społeczeństwo, które zmusza kobiety do bezwzględnego posłuszeństwa. Ucisza, pozbawia aspiracji, sprowadza do roli służącej posłusznej we wszystkim mężowi. Pozbawia pracy, telefonów, własnego konta w banku. Zabrania czytania i pisania. Ogranicza możliwość komunikacji z innymi do stu słów dziennie, która kontrolowana jest przez bransoletkę - licznik, którą nosi na nadgarstku każda osoba płci pięknej niezależnie od wieku a przekroczenie tego limitu powoduje porażenie prądem. Świat, który cofnął się w rozwoju.

Taką wstrząsającą i posępną wizję swojego kraju pod rządami mężczyzn na czele z fanatykiem religijnym wykreowała Christina Dalcher doktorantka z lingwistyki teoretycznej na Uniwersytecie Georgetown w swojej debiutanckiej powieści „ Vox”. Dotychczas pisała opowiadania flash fiction, które pojawiły się w ponad stu czasopismach na całym świecie. Jak dotąd nie była znana polskiemu odbiorcy, ale może to się wkrótce zmienić z powodu futurystycznego thrillera wydanego w Polsce, w którym przesadny sposób przedstawiła scenariusz życia kobiet pozbawionych głosu. Zagrożone społeczeństwo, w którym sześcioletnie dziewczynki są pozbawione możliwości wypowiadania się i nauki oprócz liczenia do stu.

Główna bohaterka Jean McClellan zanim założono jej bransoletkę i została sprowadzona do roli gospodyni domowej, większość swojego życia poświęciła badaniom naukowym w dziedzinie neurolingwistyki. Pracowała w najlepszym zespole naukowym i była bliska odkrycia leku na zaburzenia mowy. Protesty i polityka do tej pory jej nie interesowały w imię samolubnego pragnienia, aby mieć święty spokój, w przeciwieństwie do poglądów i postępowania jej przyjaciółki Jackie, za które ta została zesłana do ciężkiej pracy. Obecnie waży każde swoje słowo i z przerażeniem przygląda się jak jej mała córeczka coraz bardziej pogrąża się w milczeniu a jej pierworodny syn powoli staje się otwartym wrogiem kobiet. Kiedy brat prezydenta ulega wypadkowi w wyniku, którego traci mowę Jean zostaje zmuszona do współpracy z rządem. Jej zadaniem jest kontynuowanie badań nad lekiem, aby przywrócić mu zdolność mówienia. Jean wolałaby się przeciwstawić, ale zgadza się, bo na czas projektu ma odzyskać swobodę wypowiedzi a jej córeczka ma mieć zdjętą bransoletkę. Robi wszystko, aby przywrócić dziecku głos. Wkrótce kobieta przekonuje się, że jest tylko pionkiem w grze ludzi władzy, którym nie chodzi o lek. Od tego momentu powieść z dystopijnej zmienia się w prawdziwy thriller w hollywoodzkim stylu i odniosłam wrażenie, że dobry pomysł zmienił się w coś, co to już było. O ile byłam początkowo pod wrażeniem tej powieści to potem stało się wszystko oczywiste i przewidywalne.

Na plus świetny pomysł autorki na podzielenie powieści na krótkie rozdziały i trzymania się jednej kwestii, dzięki czemu czyta się dynamicznie bez znużenia. Na minus główna bohaterka, której nie polubiłam niestety. Niby współczułam jej, jako kobieta i matka, ale nie zgadzałam się z niektórymi jej poglądami, jednostronnym podejściem do swojej rodziny i nie potrafiłam do końca zaakceptować jej postępowania.

Autorka w podziękowaniach napisała, że przede wszystkim liczy na to, że ta książka obudzi w czytelnikach trochę gniewu i da czytelnikom do myślenia. I to w pewnym sensie jej się udało, gdyż wizja kraju rządzonego przez fanatyków próbujących manipulować całą populacją, sprowadzić ludzi do roli niewolników, budzi w człowieku bunt i złość. Po lekturze „Vox” mam swoje przemyślenia i refleksje, ale nie wiem czy o takie autorce chodziło.

Po pierwsze nie sądzę, żeby trzeba bronić praw amerykańskich kobiet, bo Ameryka to nie kraj islamski, gdzie życie kobiety jest mniej warte od życia zwierzęcia. O tym ani słowa. Druga sprawa to wmawianie czytelnikowi, że religia chrześcijańska i jej fanatyczne wyznawanie to jedno wielkie zło, które doprowadziło do przejęcia władzy przez człowieka o spaczonych poglądach, głoszącego strach i terror. Nie przez muzułmanina, ale przez katolika.

I na koniec jeszcze jedna refleksja. W dzisiejszych czasach nie potrzeba metalowych bransoletek uciszających głos, bo bardzo łatwo manipulować społeczeństwem przy pomocy środków masowego przekazu wmawiać jak mamy żyć, jakie leki brać, w co się ubierać, w co wierzyć. Obecnie dzięki zaawansowanej technologii władza w większości przypadków wie o swoim społeczeństwie więcej niż ono samo i dzięki temu może sprawować większą kontrolę. Wzrost coraz bardziej niepokojących zjawisk społecznych typu depresje, samobójstwa, uzależnienia, wzrost przestępczości to obraz współczesnego świata. Lęki, pragnienia, niepokoje odrzucające trzeźwość racjonalnej analizy i myślenia powodują, że władza może pozwolić sobie na stosowanie metod kontroli i zniewolenia. Każda dyktatura rodzi bunt, każda niewola sprzeciw, a co jeśli ludzie będą przekonani, że sami mogą decydować o swoim losie. Może najwyższy czas na koniec takiego traktowania ludzi. Warto się nad tym zastanowić.


Polecam zapoznanie się z powieścią, bo niewątpliwie zasługuje na uwagę i czyta się ją z dużym zainteresowaniem. Porusza ważne tematy i uświadamia, w jaki łatwy sposób można manipulować społeczeństwem szkoda tylko, że całość fabuły poszła w kierunku thrillera.

„ Nikt nie rodzi się potworem. Każdy potwór powstaje stopniowo, kawałek po kawałku , jako sztuczne dzieło jakiegoś szaleńca, który niczym Frankenstein zawsze jest przekonany, że ma rację. „

Za możliwość przeczytania książki przedpremierowo dziękuję Wydawnictwu MUZA

Link do opinii
Avatar użytkownika - Merlinka
Merlinka
Przeczytane:2019-02-19, Ocena: 4, Przeczytałam, 26 książek 2019,

Zacznę od tego, że otrzymałam propozycję przeczytania książki od Wydawnictwa Muza, za co serdecznie dziękuję. Właśnie wtedy pierwszy raz zetknęłam się z opisem książki i od razu stwierdziłam, że to jest to!

Bardzo lubię tego typu historie książkowe, śmiem stwierdzić, że zaczęła mnie kręcić dystopia, o zgrozo!

Vox jest bardzo fajnie napisana, szybko się czyta - rozdziały są krótkie, nie ma zbędnych opisów, co jak dla mnie jest ogromnym plusem.
Teraz do meritum - treść. Nie będę opisywać treści, bo nie mam tego w zwyczaju, nie po to jest recenzja. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że książka nie zrobiła na mnie wrażenia. Nasuwają mi się myśli, co by było gdyby? Co ja sama zrobiłabym będąc w takiej sytuacji? Mam lekko buntowniczy charakter i na pewno grzecznie nie zgodziłabym się na noszenie takiej bransoletki, jak kobiety w powieści. Ograniczenie do 100 słów dziennie? Mogłoby być zdecydowanie ciężko. Jestem kompletnie przeciwna takiemu traktowaniu przez mężczyzn. Mężczyzna jako Pan i właTCA? Na szczęście to tylko książka! Oby nigdy się taka wizja nie ziśćiła, chociaż patrząc na nasze władze, kto wie... 

Oceniając książkę jako całość w pełni odnalazłam się w panującym klimacie. Jest to lekko przerażająca wizja, jednak relacje (albo ich brak), brak empatii są tak bardzo - niestety - realne.

Jeżeli drogi czytelniku lubisz klimaty dystopii oraz lubisz wciągnąć się bez reszty w strony książki gorąco polecam!

Link do opinii

W Stanach Zjednoczonych wprowadzono zakaz wypowiadania się przez kobiety. Mogły zaledwie wymówić tylko 100 dziennie, podczas gdy przeciętnie człowiek wypowiada dziennie ok. 16 tysięcy słów. Sytuacja niewyobrażalna. Kobiety zostały pozbawione możliwości pracy zawodowej, uczestniczenia w życiu kraju, według zasady: zero jakichkolwiek praw, maksimum obowiązków i kar. A kto kobietom zafundował taką niespodziankę? Kto się boi siły i mocy drzemiącej w kobietach? To mężczyźni, ojcowie i mężowie, taki los zgotowali swoim żonom i córkom. Obawa przed przejęciem władzy przez kobiety i głoszeniem swoich poglądów odebrała mężczyznom zdolność logicznego myślenia. Lepiej mieć uległą kobietę, która nic nie jest w stanie zrobić i na nic nie ma wpływu, niż twardą wojowniczkę, o określonych przekonaniach i racjach.

Bohaterkę „VOX” dr Jean McClellan i jej córkę również spotkał taki los. Założono im na nadgarstkach liczniki słów i w ten sposób je zniewolono. Jean została pozbawiona możliwości kontynuowania swojej pracy zawodowej, nie mogła dokończyć badań nad lekiem na schorzenia neurologiczne. Ale niespodziewanie otrzymuje szansę na czasowe pozbycie się opaski w zamian za pomoc w wynalezieniu leku dla chorego brata prezydenta kraju. Nie rwała się do tego projektu, zrobiła chłodną kalkulację, co się jej bardziej opłaca. Może warto przeciwstawić się wielkim tego świata i powiedzieć stanowcze „nie”. Jakie to odniesie skutki dla niej i jej małej córeczki? Przecież one bardzo cierpią, ograniczono możliwości prawidłowego rozwoju córeczki. Ciekawe jaką podejmie decyzję? Czy pomoże prezydentowi i raz na zawsze pozbędzie się kajdan, czy też zagra mężczyznom na nosie? Każdy może oczywiście sam ocenić podjętą przez nią decyzję, tylko trzeba bardzo mocno wczuć się w jej położenie …

„Od Jackie nauczyłam się jednego – jeśli nie widzisz nadciągającego zagrożenia, nie możesz stawić mu czoła”.

Pierwsze spojrzenie na okładkę już przyprawia o drżenie ciała, ale też sugeruje o czym będzie ta książka. I przyznam szczerze – pierwsze moje skojarzenie – trafiło w sedno tej lektury, moje przewidywania co do fabuły spełniły się w zupełności.

„VOX” czyta się na jednym oddechu. Krótkie i treściwe rozdziały nie nudzą, a wręcz powodują szybie płynięcie ze wzburzonym nurtem rzeki. Bo ta powieść oburza, prowokuje, wyzwala gniew i wściekłość. Jak można tak traktować płeć piękną? Najlepiej osobom niewygodnym zamknąć usta – i to dosłownie – i nie pozwolić się udzielać czy wykorzystywać mocy tkwiących w potędze kobiet. Współczesne barbarzyństwo.

„Dla triumfu zła wystarczy tylko. Aby dobrzy ludzie nic nie robili”.

Ta powieść to manifest kobiet, wezwanie do walki z okrucieństwami tego świata, przeciwnościami które kobietom fundują mężczyźni. Nie pozwólmy, aby ktokolwiek zabronił nam żyć, chciał ograniczyć naszą wolność. Bądźmy również czujne i otwarte na świat, nigdy nie wiadomo, z której strony może nastąpić atak. A jak ukazuje lektura, często z najbardziej niespodziewanej. Walczmy o swoje prawa, głośno głośmy swoje poglądy i przekonania, nie bójmy się mówić, co nas gryzie i co nam się nie podoba. Realizujmy swoje marzenia i pragnienia. Przecież jesteśmy odważne i silne, teraz tylko pokażmy to światu.

Świetnie, że taka powieść ujrzała światło dzienne. Jest ona bardzo oczekiwana przez kobiety, zapewne sprowokuje je do działania i wyjścia z ukrycia. Porzucą codzienną bierność i wezmą sprawy w swoje ręce. W kobietach tkwi siła i niewyobrażalna moc. Codziennie świat coraz głośnej będzie słyszał o inicjatywach kobiet, gwarantuję, że nie będą one skierowane przeciwko mężczyznom, tylko będą zmierzały do poprawy jakości wspólnego rozwoju i szczęśliwego życia.

Polecam tę powieść wszystkim kobietom, ona zasieje w was garstkę niepewności i wyzwoli odrobinę gniewu. Sprowokuje do działania, a to już sukces! Trzymajmy się razem, nasz los jest w naszych rękach!

Link do opinii
Avatar użytkownika - Dagus93
Dagus93
Przeczytane:2019-02-15, Przeczytałem, 52 książki 2019,

Wyobrażacie sobie, że pewnego dnia zostaje wydane rozporządzenie, które odbiera nam, kobietom większość praw? Że od dzisiaj mamy nosić metalowe bransoletki, które będą liczyły nasze słowa? Że jednego dnia możemy ich powiedzieć tylko 100? Że za przekroczoną liczbę słów będziemy karane? Że odbiorą nam prawo do czytania, podróżowania i decydowania o sobie i o swoim losie? Że nasze małe córeczki również będą na to narażone? Im jednak będziemy mogły wybrać kolor tej cudownej bransoletki...może różowa jak dla małej księżniczki? 
Dystopia, która chwyta za serce i daje nam do myślenia. W końcu przy obecnych zmianach, kto wie jak to wszystko się potoczy? Podobała mi się narracja tej książki, wszystko opisuje nam dr Jean McClellan, która sama jest matką czwórki dzieci. Najbardziej cierpi jej córeczka Sonia, a bohaterka musi patrzeć jak każdego dnia powoli milknie coraz bardziej. Czasami cisza jest jednak głośniejsza niż krzyk... Obecna sytuacja w USA trwa dopiero rok, a już widać jak wiele zmian przyniosła i jak państwo i ruch religijny mocno wpływa na dorastające dzieci. Jak manipuluje, prowokuje i zmienia. Bohaterka chce działać! W końcu zawsze powstaje jakaś tajna organizacja, która chce zwalczyć to co dzieje się w państwie. Czy uda im się to zrobić? Dadzą radę cofnąć zmiany jakie zaszły w państwie czy jest już za późno? 
Mnie książka bardzo wciągnęła. Miałam jednak wrażenie, że autorka chce ją za szybko zakończyć. Na początku wszystko dzieje się wolno, chociaż mnie to kompletnie nie nudziło, a potem tak mocno przyśpiesza, że ja w pewnym momencie zaczęłam się gubić. Chciałabym, żeby ta książka miała więcej stron! Żeby ten koniec był dłuższy i tym samym mocniejszy, żeby nie był tak nagle urwany. I chce serial! Bardzo chce serial i mam nadzieję, że ktoś go stworzy! Fani "Opowieści podręcznej", to dla Was obowiązkowa lektura!

Link do opinii

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

Pierwsze moje zetknięcie się z tą niezwykle opowiedzianą powieścią wywołało we mnie zaciekawienie, gdyż wśród świata kobiet panuje zagrożenie-zmowa milczenia, które nie podoba się jednej z bohaterek, która zmaga się również z tym problemem-Jean McClellan w książce autorstwa Christiny Dalcher pt. ''Vox''.

Nie każdemu podoba się zakaz wypowiadania przez kobiety, dziewczęta 100 słów dziennie wprowadzone przez amerykański rząd, który spowodował wielkie zamieszanie i poruszenie.

Gdyby w Polsce taki zakaz funkcjonował, toby on się nie spodobał, u większości osób, ponieważ każda kobieta ma swoje zdanie i powinno się je szanować.

Pozytywnym walorem przeczytanej przeze mnie książki jest to, że każdy z opisanych 80 rozdziałów są krótkie.

Występuje w tekście dużo dialogów, które są bardzo dobrze skonstruowane.

Dzięki nim możemy poznać, jacy są bohaterzy i odkryć ich prawdziwe charaktery.

Ciekawostką są tutaj występujące inne zwyczaje, bunt, krzyk niezadowolenia, które przekazują prawdziwe uczucia, ale pojawia się smutek, z powodu chwilowej niemocy.

Pani dr Jean McClellan za wszelką cenę próbuje udowodnić, że warto, jest walczyć o swoje.

Nie podoba mi się w niej to, że ma skrajne uczucia względem własnych dzieci. Traktowanie nierówne.

Kocha swojego męża. Lubi z nim rozmawiać, ale musi się pilnować z wyrażaniem własnego zdania, gdyż dla niej jest to niewyobrażalne, aby panowała cisza, która staje się powoli męcząca, a mężczyźni lubią zabierać wszędzie głos tam, gdzie nie zawsze jest on potrzebny.

Powieść podoba mi się, ze względu na to, że autorka dzieli, się swoimi spostrzeżeniami z Czytelnikami dając im możliwości do refleksji, która jest potrzebna w obecnym świecie.

Polecam przeczytać tę książkę.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Sunny_M
Sunny_M
Przeczytane:2020-04-20, Ocena: 4, Przeczytałam, 26 książek 2020,

Bardzo mi się podobała koncepcja, pomysł i historia. Wiele przy niej można myśleć o otaczającym nas świecie. Co do samej książki, bardzo długa, zakończenie pisane jakby na kolanie i pośpiesznie. Wolałabym, aby historia była podzielona na dwie części i koniec był bardziej rozwinięty. Ale cóż w tej postaci trochę braknie do ideału. Mimo to uważam tę książkę za udaną powieść

Link do opinii

„Pomyśl, co musisz zrobić, żeby zachować wolność.”

Jackie przewidziała, co może się stać, ostrzegała, zachęcała do aktywnego sprzeciwu, ale Jean jej nie słuchała. Teraz żałuje, ale żałuje niemo, bo szkoda na to słów a dokładnie tylko 100 słów, które może wypowiedzieć na dzień od ponad roku.

Zaczęłam czytać „Vox” mając w tyle głowy myśl, że będzie to książka podobna do „Opowieści podręcznej”. I nie pomyliłam się. Podobieństwo jest ogromne  - uzależnienie kobiet od mężczyzn, wszechobecne kamery, kontrola, odebranie kobietom prawa do pracy, do własnego zdania, do czytania i pisania a to wszystko za sprawą rządu. Chrześcijańskiego rządu. Rzecz dzieje się w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Jak dotąd wszystko tak samo jak w powieści Margaret Atwood. 

Problemów jest tutaj jednak więcej, więcej odwołań do tego co dzieje się aktualnie wokół nas, do tego czego czasem na codzień nie zauważamy. Christina Dalcher pokazuje jak łatwo zindoktrynować dzieci w szkołach, jak można nimi manipulować a tym samym niewinnie zmienić ich cały światopogląd. Przestrzega żeby nie bagatelizować pierwszych sygnałów że ktoś chce naszym dzieciom wmówić że pewne rzeczy są lepsze, inne gorsze. Książka z pewnością daje do myślenia. 

Poza tym akcja wciąga jak dobry thriller, dużo się tutaj dzieje, autorka nie poprzestaje na opisywaniu tylko odczuć i myśli, tak jak jest to u Atwood. Tutaj kryje się również intryga i to na szczeblu rządowym. Niestety końcówka mocno mnie rozczarowała - akcja zaczęła toczyć się zbyt szybko, wiele tu niedomówień i niewyjaśnionych kwestii, właściwie nie wiadomo w jaki sposób doszło do pewnych wydarzeń. Miałam wrażenie że autorka nagle musiała szybko skończyć książkę i bez wnikania w szczegóły wszystko nagle się urywa. Szkoda bo na pewno można było pociągnąć jeszcze temat albo przenieść dalszy ciąg historii na drugi tom. 

Pomimo to uważam że książka jest godna polecenia. „Vox” porusza i daje do myślenia a zarazem nie można się od tej książki oderwać, czekając co zdarzy się za chwilę - to wszystko, co powinna mieć świetna powieść!

Link do opinii
Avatar użytkownika - czyczytasz
czyczytasz
Przeczytane:2019-03-03, Ocena: 5, Przeczytałam,

Co zrobiłabyś gdyby okazało się, że z dnia na dzień straciłaś możliwość wyrażania własnych myśli ? Gdyby zegarek na nadgarstku liczył ile słów dziś wypowiedziałaś a limit wynosiłby 100 słów ? W takiej sytuacji znajduje się właśnie główna bohaterka książki pt. "Vox". Doktor Jean McClellan cale życie poświęciła na badania naukowe a teraz jej codzienność składa się z prac domowych i unikania wypowiadania zbędnych słów. Kobieta uświadamia sobie, że aby odzyskać głos musi walczyć z narzuconymi zasadami. Milczenie to ciche przyzwolenie. "Vox" to książka, o której mówi się dużo i głośno. Autorka porusza w niej dość drażliwy temat ograniczenia praw kobiet. Poznajemy obraz Ameryki, w której połowa społeczeństwa traci swoje prawa i nie ma możliwości pracy zawodowej, wyrażania własnych myśli a nawet decydowanie o swoim zdrowiu czy przyszłości. Kobiety zostają podporządkowane woli mężczyzn a ich los całkowicie zależy od dobrej woli przeciwnej płci. Jak odnaleźć się w świecie, w którym każde słowo jest na wagę złota a kilkuletnie dziewczynki są nagradzane za całodzienne milczenie w szkole ? Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie i skłoniła do refleksji nad otaczającym nas światem. Nie da się ukryć, że w dobie XXI wieku, wolności słowa i czynów wciąż gdzieś na świecie zdarzają się sytuacje, w których kobieta jest całkowicie zależna od innych. Przyznaję, że ze względu na pojawiający się w pewnym momencie motyw romansu głównej bohaterki, pierwsza część o wiele bardziej przypadła mi do gustu - ale z czystym sumieniem polecam Wam lekturę ksiazki "Vox" i czekam na Wasze opinie !

Link do opinii
Avatar użytkownika - Ewfor
Ewfor
Przeczytane:2019-02-24, Ocena: 6, Przeczytałam, Wyzwanie czytelnicze 2019,

Vox to lektura z dziedziny literatury fantastyczno-naukowej, której fabuła umiejscowiona została współcześnie w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie w Waszyngtonie.

Jean jest neurolingwistką, która od ponad roku została pozbawiona nie tylko pracy naukowej ale również… mowy. Nowy prezydent USA w porozumieniu z najważniejszym w kraju duchownym, postanowili doprowadzić do tego, aby rola kobiety ograniczała się jedynie do bycia matką, żoną i gospodynią domową. Pewnego dnia, amerykański rząd wydaje dekret, którym skazuje kobiety na milczenie. Każda z nich otrzymuje licznik imitujący bransoletkę, który pozwala im na wypowiedzenie w ciągu doby jedynie 100 słów. Każde kolejne wypowiedziane słowo boleśnie przypomina o ilości przekroczonych. Kobiety zostają pozbawione prawa do wykonywania zawodu. Doktor Jean całe zawodowe życie poświęciła badaniom naukowym nie angażując się w politykę, lecz gdy brat prezydenta ulega wypadkowi, rząd chce zmusić Jean do znalezienia leku na jego nagłą afazję. Czy jednak o to właśnie chodzi ekipie rządzącej Ameryką? Czy wypadek brata prezydenta to nie jest blef? Czy doktor Jean zgodzi się na współpracę, czy jej odmowa zaowocuje zwiększonymi rygorami wobec niej i jej rodziny?

CZY TO TYLKO ZATRWAŻAJĄCA DYSTOPIA?

Przeciętny człowiek wypowiada w ciągu doby około 16 tysięcy słów, skrócenie tego do 100, jest nie tylko koszmarem kobiet skazanych na liczniki-bransoletki. I chociaż ta książka to fikcja literacka, taka czarna wizja potrafi przerazić chyba każdego.

(…) Przy kolacji, zanim wypowiem ostatnie sylaby tego dnia, Patrick sięga nad stołem i stuka palcem w połyskujące srebrzyście urządzenie na moim nadgarstku. Robi to delikatnie, jakby cierpiał razem ze mną, a może chce mi przypomnieć, żebym milczała, dopóki licznik słów nie zresetuje się o północy. (…)

Narracja w książce jest w osobie pierwszej czasu teraźniejszego, dlatego czytając, miałam wrażenie, że siedzę naprzeciwko jakiejś osoby i słucham jej zwierzeń. Mrocznych zwierzeń. Taka narracja zawsze mocniej działa na moja wyobraźnię. Zwłaszcza, że niezwykłe podobieństwo polityczne do polskich realiów naszej obecnej sytuacji w kraju jest wręcz porażające. Nie wciągam się w politykę, nie angażuję w żadne protesty itp., ale jak każdy mieszkaniec doskonale zdaję sobie sprawę z tego, kto tak faktycznie trzyma władzę w kraju. W tej powieści, głównymi doradcami prezydenta jest brat i wysoko postawiony przedstawiciel duchowny i to właściwie kościół rządzi, w dużym stopniu, ograniczając samodzielne decyzje głowy państwa.

(…) Swoją kampanię prezydencką oparł na dwóch filarach. Jednym z nich był Bobby, jego starszy brat i zawodowy senator, który udzielał mu praktycznych rad. (…) Drugim filarem był Wielebny Carl, „dostarczyciel” głosów i człowiek, którego słuchały tłumy. (…) Naszą jedyną nadzieją był Sąd Najwyższy. Ale przeliczyliśmy się, ponieważ większość składu zdradzała już prawicowe ciągoty, jedno stanowisko było nieobsadzone, a dwaj sędziowie wybierali się na emeryturę. (…)

No dobrze, koniec politykowania, czas wrócić do książki.

Fabuła jest koszmarem, o jakim żadna kobieta nie odważyłaby się nawet pomyśleć. Autorka powoli buduje napięcie, i nie pozwala na to, aby czytelnik poczuł się znudzony. Wręcz przeciwnie, obrazy tej nierealnej grozy, przeplatane opisami konsekwencji, jakie spadają na kobiety w przypadku zlekceważenia lub zwykłego zapomnienia się, powodują, że nie można się od książki oderwać.

To książka z tych „jeszcze jeden rozdział i idę spać”, a potem czytasz do momentu, aż ból oczu uświadamia ci, że jest silniejszy od przyjemności czytania i chęci poznania dalszego ciągu powieści.

Autorka w bardzo ciekawy sposób przedstawia zarówno główną bohaterkę jak i bohaterów drugoplanowych. Silna osobowościowo kobieta, często musi walczyć sama ze sobą, aby nie zranić najbliższych, których przecież kocha, chociaż ci najbliżsi nie zawsze potrafią być mili.

W pewien sposób mamy okazję uczestniczyć w relacjach matka-dorastający syn, w których miłość musi walczyć z fanatyzmem kształtującym młodą męską psychikę.  

Czytelnik jest również świadkiem rozterek miłosnych, antagonistycznie podchodzących do tego, co było i tego, co jest. Tęsknota za uczuciem, które silnie zakorzeniło się w sercu i umyśle, musi stanąć przed wyborem, co ważniejsze, bezpieczeństwo i wolność własna, czy rodzina składająca się z czwórki dzieci. Ciągła tęsknota za utraconym kochankiem powoduje, że główna bohaterka cały czas porównuje mężczyzn, (oczywiście na niekorzyść męża), tak właściwie nie zdając sobie sprawy z tego, z kim mieszka od kilkunastu lat pod jednym dachem, i kim tak naprawdę jest mężczyzna, który jest ojcem jej dzieci.

Muszę przyznać, że dawno nie czytałam książki, która tak bardzo by mnie pochłonęła. Zdając sobie sprawę z tego, że to tylko fikcja, że coś takiego nigdy się przecież nie wydarzy, cały czas czułam dziwny niepokój. Autorka ze spokojem, aczkolwiek z pewnego rodzaju determinacją pokazała nam, kobietom, jak niewiele możemy być warte, jeżeli politycy i kościół uznają nas za mniejszość. I jak potężna może być siła fanatyzmu.

Fabuła tej książki nadaje się na film i mam nadzieję, że kiedyś ktoś wpadnie na pomysł, aby znalazła się ona na ekranach. Niesamowite podejście do tego wyimaginowano problemu, to prawdziwy majstersztyk.

Połączenie nieźle wciągającej fabuły, z wyrazistymi i bardzo realistycznie ukazanymi bohaterami i zaskakującymi zwrotami akcji, dopełnione sporą dawką określeń i czynności naukowych, oraz ciekawymi dialogami, to… no cóż. Obok tej powieści nie można przejść obojętnie.

Polecam tę książkę z czystym sumieniem, każdemu, od nastolatka po seniora, nawet czytelnikom o ograniczonej wyobraźni. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jest odrobina thrillera, jest piękny romans, odrobina polityki i wątki czysto naukowe. Jest także spora dawka fantastyki, jak i piękny obraz człowieczeństwa. Jednym zdaniem: dla każdego coś…

Link do opinii

Nigdy nie liczyłam, ile słów wypowiadam w ciągu jednego dnia. Pięćset, tysiąc, czy może dziesięć tysięcy. Nie wiem, bo nie muszę tego wiedzieć, mogę wypowiadać słów tyle, ile mam ochotę. Mimo że jestem osobą małomówną (otwieram się tylko w zaprzyjaźnionym towarzystwie), to o ilości słów decyduję ja sama. Co byłoby, jednak gdyby pewnego dnia zabrano mi i innym kobietom do tego prawo? Dosłownie, zabrano by mi głos. Wizję takiego świata przedstawiła Christina Dalcher w najnowszej książce „Vox”.

Współczesna Ameryka. Kobietom odebrano głos, na nadgarstki założono bransoletki z licznikiem wypowiadanych dziennie słów. 100 słów dziennie, to dużo, czy mało? Liczba wypowiedzianych słów nie może być większa niż 100, każde kolejne zaś oznacza silniejszy ładunek elektryczny. Z wybiciem północy licznik się zeruje i zaczyna się nowy limit. Jak do tego doszło? Jak porozumiewać się z mężem, w sklepie, z dziećmi? Najlepiej nie wdawać się w dyskusje, rozmówca powinien także ograniczyć pytania do takich, na które wystarczy odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Jak żyć, gdy codziennie trzeba ważyć każde słowo?

Główną bohaterką książki jest neurolingwistka dr Jean McClellan. Wprowadzone zmiany trwają już od roku, lecz kobieta wciąż nie wie, jak znalazła się w tej utopistycznej rzeczywistości. Rola kobiet została ograniczona do milczącej obecności, zaobrączkowana w bransoletki z licznikiem. Kobiety nie mogą już pracować, czytać ani pisać, nie mogą też podróżować. Mają za to dbać o rodzinne ognisko, wychowywać dzieci, zapewniać ciepłe posiłki i sprzątać. Status kobiety nie jest już równy statusowi mężczyzny, od teraz o wszystkim mogą decydować tylko panowie. Jak do tego doszło? Czy da się to jeszcze powstrzymać, czy może takie zasady wprowadzą inne państwa? Jean była jedną z najlepszych specjalistek, była bardzo blisko naukowego odkrycia leku na zaburzenia mowy. Gdy brat prezydenta ulega wypadkowi i przestaje mówić, rząd zwraca się właśnie do niej z prośbą o pomoc. Jak rozwinie się współpraca z rządem?

Nie wiem dlaczego, ale zakładałam, że główna bohaterka książki będzie związana z polityką i w wygłaszanych przemówieniach będzie walczyć o prawa kobiet. Czy przeszkadzało mi, że jest ona jednak dr neurolingwistyki? Zupełnie nie, byłam równie ciekawa, jak rozwinie się fabuła. Jean ma czwórkę dzieci, jednak tylko córka od najmłodszych lat musi nosić bransoletkę z licznikiem. Podejmując współpracę z rządem kobieta nie myśli tylko o losie wszystkich kobiet, przede wszystkim myśli o swojej córce. Książka trzymała mnie w napięciu, druga część, niczym dobry thriller, nie pozwoliła na to, by przerwać czytanie. Choć nie popierałam wielu zachować Jean, to jednak ona sama, jako bohaterka mnie nie irytowała. Nie chcę zdradzać za wiele z fabuły, by nie psuć przyjemności czytania, ale nie będzie tu mowy o nudzie. Zabrakło mi jednak wprowadzenia i wyjaśnienia, dlaczego doszło do takiego stanu i odebrano głos kobietom. Widzimy tylko zastaną sytuację, nie wiemy, czy zaistniały powody, by głos kobietom odebrać. Czy to tylko wynik religijnego fanatyzmu?

Książka Dalcher nie jest pierwszą książką o dystopii, którą przeczytałam. Jednak tylko w „Opowieści podręcznej” spotkałam się z takim traktowaniem kobiet, ubezwłasnowolnieniem ich. Tutaj ograniczono im głos, pozwolono tylko na 100 słów dziennie oraz zdegradowano rolę kobiet do gospodyni domowej. Nie muszę wspominać, że nie podoba mi się taka wizja świata i nie tylko dlatego, że jestem kobietą. W niedalekiej przyszłości w Ameryce kobiety w imię biblijnych wartości muszą podlegać głowie rodziny i muszą być mu posłuszne. Osoby, które nie przestrzegają zasad, są karane na wizji i zsyła się je do ciężkiej pracy. Prym zaś wiodą nowa religia i nowe władze, manipulacja społeczeństwem jest ogromna. Jest to przerażająca wizja współczesnego świata i mam nadzieję, że do niej nigdy nie dojdzie.
„Vox” zmusza do refleksji, trzeba się zastanowić, czy chcielibyśmy, by nas takie ograniczenia dotyczyły? Dokąd zmierza ten świat? Polecam zapoznać się z książką i samemu odpowiedzieć na to pytanie.

Link do opinii
Inne książki autora
Wyrok
Christina Dalcher0
Okładka ksiązki - Wyrok

W tej grze nie ma powtórzeń Nowe prawo ma na celu wyeliminowanie orzekania kary śmierci. Prokurator, który jej się domaga, stawia na szali własne życie...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy