Trybecz, pasmo górskie na Słowacji. Od dziesięcioleci krążą o nim legendy z powodu tajemniczych zaginięć. Niektóre ofiary zostały znalezione martwe. Niektóre zniknęły bez śladu. A jeszcze inne powróciły – ranne i niezdolne do życia.
Igor zdobył tytuł magistra. Po pięciu latach wreszcie może zacząć karierę jako… robotnik budowlany. Na swojej pierwszej budowie odkrywa tajemniczy sejf. Znajduje w nim płyty gramofonowe sprzed kilkudziesięciu lat. Słyszy na nich głos człowieka, który przez ponad trzy miesiące błąkał się w górach Trybecza.
Legenda, mistyfikacja czy przerażająca rzeczywistość?
Świetna powieść najpopularniejszego słowackiego pisarza. Jozef Karika staje twarzą w twarz z legendą Trybecza.
Szczelina zdobyła najważniejszą słowacką nagrodę literacką ANASOFT LITERA w kategorii Nagroda Czytelników!
Wydawnictwo: Stara Szkoła
Data wydania: 2018-11-30
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 412
Tytuł oryginału: Trhlina
Język oryginału: słowacki
Tłumaczenie: Joanna Betlej
Kiedy myślę o tej książce, do głowy przychodzi mi strach. Nie pamiętam, żebym kiedyś tak się bała, żaden inny horror nie wywarł na mnie wrażenia porównywalnego do prozy Karika. Może to dlatego, że nie chodzi o żaden nawiedzony dom w Ameryce, która jest baśniową krainą oglądaną w telewizji? "Szczelina" pojawia się przy nas, jest tak boleśnie swojska i bliska.
Początek rusza niechętnie, nawet trochę odpychająco. Narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia bohatera, który raczej nie wzbudza sympatii, była pewnym zaskoczeniem. W pewnym momencie coś "klika" i już nie zwracasz uwagi na niedoskonałości. Nie czytasz książki, ty w niej jesteś.
Polecam fanom mocnych wrażeń. To było odświeżające doświadczenie, coś nowego, coś innego, zdecydowanie coś groźnego. Doceniam, że zakończenie jest pewnym ukłonem w stronę klasyków gatunku, chociaż wolałabym, żeby było inne. Taka decyzja wydała mi się zbyt wygodna dla autora, który nie musiał już nic więcej tłumaczyć. Pomimo tego - zdecydowanie warto!
Świetny klimat. To największa zaleta tej książki. Mroczny, pełen napięcia i niepewności. Od samego początku coś wisi w powietrzu. Opisana w dalszej części fabuły wyprawa w góry jeszcze bardziej ten nastrój pogłębia. Bohaterowie dosyć niejednoznaczni. Cała historia mogła zakończyć się w różny sposób, do samego końca utrzymuje się nastrój tajemnicy. Bardzo dobra historia.
Niepokojąco wciągająca. Pozostaje w pamięci, zwłaszcza, kiedy czyta się w nocy.
Mam bardzo mieszane uczucia względem tej książki. Przyznaję, że nie jest gatunek literacki, który czytam na co dzień, jednak coś mnie do tej powieści przyciągnęło. Zaczynało się całkiem obiecująco, relacje ze szpitala psychiatrycznego to jest coś, co działa na mnie jak magnes. Tajemniczy Trybecz i być może teorie spiskowe już na mnie tak nie działają. Chwilami proza ta wciągała mnie i intrygowała, innym znów razem miałam poczucie, że autor chce czytelnika nastraszyć bardzo wybiórczo, przedstawiając swoją historię w sposób tendencyjny, pomijając oczywistości, które zauważy każdy średnio inteligentny człowiek. Całość była raz lepsza, raz gorsza, ale w ogólnej ocenie ta książka wypada całkiem nieźle. Jako dobra, szczególnie jako odmiana w stosunku do zazwyczaj czytanej przeze mnie literatury.
Taki se horrorek, a Igorek faktycznie irytujący. Jedyny plus, to plan na odwiedziny Trybecza przy powrocie z jakiejś dalszej wyprawy.
Tak wiele osób polecało tę książkę, że postanowiłam ją przeczytać, a poza tym uwielbiam horrory, czy powieści grozy. Opis tej książki też brzmiał dla mnie zachęcająco.
Historia mnie wciągnęła, ale zaczęło się dopiero coś dziać na około sto pięćdziesiąt stron przed końcem, więc trzeba się uzbroić w cierpliwość. Nie czytało mi się jej lekko, łatwo i przyjemnie i nie wracałam do niej z przyjemnością. Może przez to, że było w niej coś lekko niepokojącego, a może dlatego, że nie polubiłam żadnego z jej bohaterów? Nic mnie też w "Szczelinie" nie przestraszyło i nie bałam się jej czytać.
Jest to dobra książka i warto po nią sięgnąć, ale jeśli chodzi o horrory to w moim rankingu plasuje się niżej niż "Egzorcysta", "Inkub", czy "Dom na Wyrębach" Stefana Dardy.
Jozef Karika, słowacki mistrz grozy, nie zwalnia tempa, wręcz przeciwnie. Zabiera nas w szaleńczą jazdę. I to do Polski! Nie możecie tego przegapić! Nudny...
Pragnienie – jeden z naszych najstarszych instynktów. Pragnienie przeżycia, choćby kosztem innych. Kosztem wszystkiego. Pragnienie rozmnażania się...
Ocena: 6, Przeczytałam,
Trybecz, pasmo górskie w zachodniej Słowacji, dorobiło się miana słowackiego trójkąta bermudzkiego. Wpisując tę nazwę do przeglądarki internatowej wyskoczą wam artykuły o tajemniczych zaginięciach na tym obszarze i relacje ludzi, którzy czuli dziwną dezorientację wędrując tam. O legendzie Trybecza traktuje powieść „Szczelina” Jozefa Kariki. Jest to podobno relacja osoby, która tam była i tych niezwykłych zjawisk doświadczyła, co na zawsze ją zmieniło.
Autor książki w przedmowie opisuje, jak zgłosił się do niego Igor, który potem staje się narratorem w powieści. Igor pomagając przy remoncie dworku, w którym mieścił się szpital psychiatryczny odnajduje płyty z nagranymi... I tu mam problem, jak to określić. Chciałoby się napisać wspomnieniami, jednak jest to raczej opętany bełkot jednego z pacjentów zakładu. Nazywa się on Walter Fischer i zaginął w Trybeczu. Po trzech miesiącach błąkania się po górach mężczyzna zostaje odnaleziony, jednak jest w fatalnym stanie. Rany fizyczne zostają opatrzone, jednak te psychiczne nie pozwalają mu wrócić do społeczeństwa. Nie wchodząc w szczegóły, bo te zostały przedstawione w powieści. Lekarze postanowili nagrać relacje Walter Fischera, które po latach trafiają w ręce Igora. Ten zafascynowany historią słowackiego trójkąta bermudzkiego zaczyna szukać informacji, a zagadka Trybecza pochłania go coraz głębiej i głębiej.
Czytając „Szczelinę” ciągle zastanawiałam się, czy jest to prawdziwa relacja, czy może literacka kreacja. Nie ma to co prawda wpływu na moją ocenę książki, jednak nie byłabym sobą, gdybym nie „pogdybała” w tym temacie. Ja bym jednak postawiła na kreację. Dlaczego? Po pierwsze doskonała kompozycja. Jest tu miejsce na wstęp i przedstawienie legendy Trybecza. Napięcie jest bardzo umiejętnie stopniowane, a pewne informacje zdradzone z opóźnieniem, tak aby w odpowiednim miejscu zaszokować, zmienić sposób odbioru przez czytelników. Tu możemy wysnuć kontrargument, że autor musiał to zredagować tak, aby było jasno, porządnie, zaskakująco. I ja się z takim postawieniem sprawy zgadzam, ale jest jeden moment w książce, który szczególnie rozbudził moje wątpliwości. W swoim sprawozdaniu Igor bardzo ciepło wyraża się o swojej partnerce Mii. Wielokrotnie podkreśla jak ją kocha, jaka była (czas przeszły użyłam świadomie) dla niego ważna, przeprasza ją za to do czego doprowadził. Relacjonując pobyt w Trybeczu w pewnym momencie jakby zapomina o tym, że opowiada o nim z perspektywy czasu. Biorą górę emocje, które towarzyszyły mu w momencie tamtych zdarzeń. Ponieważ w tamtej chwili go zdenerwowała zaczyna mówić o niej źle, jakby tamto działo się teraz. I ten fragment nie jest spójny z żalem, jaki narrator ma do siebie podczas większości wypowiedzi.
Prawda czy nieprawda nie zmienia to faktu, że „Szczelina” to rewelacyjna powieść. Jozef Karika potrafi tworzyć niesamowity klimat, potrafi straszyć czytelnika. Igor studiując zagadkę Trybecza twierdzi, że zaraził się szaleństwem od Waltera Fischera, a my zarażamy się tym szaleństwem od Igora. Myślę, że nie przesadzę pisząc, że ta książka hipnotyzuje. Tak jak bohaterowie horrorów włażą w głąb nawiedzonego domu, lasu czy innego ustrojstwa, bo jakaś siła pcha ich w jego kierunku, tak ja z jakąś chorą fascynacją przerzucałam kartki wchodząc w głąb słowackiego lasu.
Na koniec może w trzech słowach napiszę, jak tłumaczona jest legenda Trybecza, żebyście wiedzieli o jakie wątki zahacza powieść. Racjonalne tłumaczenia to nieprzygotowanie turystów, zbaczanie ze szlaku, dezorientacja w leśnym terenie. Zwolennicy zjawisk nadprzyrodzonych mówią natomiast o nakładających się wymiarach i stworach – błędnych ognikach (?) – wabiących wędrowców. Oczywiście każda strona podpiera to argumentami analizując podobne przypadki. Przyznać też trzeba, że Jozef Karika przyłożył się od merytorycznej strony. Przypuszczam, że wiele artykułów, które znajdziecie w Internecie powstało dzięki popularności, jaką zdobyła „Szczelina”, ale w samej książce znajdziecie gros odnośników do źródeł, jakimi posiłkował się autor w pracy nad powieścią – albo też, które przywołał narrator, czyli Igor.
Powiem wam, że „Szczelina” to jeden z lepszych horrorów, jakie do tej pory czytałam. Przeraża nie scenami, a klimatem, a ja tego w tego typu literaturze szukam. Powieść obłędna (albo obłąkana), dwuznaczna, hipnotyzująca. Tak się w nią wczytałam, że nie wiedziałam, czy jestem w domu czy w lesie w Trybeczu. Leżałam we wrześniu pod kołdrą, a czułam zimno grudniowej nocy. Brrr...