Dla Vanessy i Justine Sands miały to być zwyczajne wakacje w miasteczku Winter Harbor, w towarzystwie braci Carmichaelów.
Jednak kiedy Justine wybiera się nad urwisko, by skakać do wody, a nazajutrz fale wyrzucają jej ciało na brzeg, Vanessa nie ma wątpliwości, że to coś więcej niż wypadek. Całe nadbrzeżne miasteczko wpada w popłoch, kiedy następuje seria ponurych zdarzeń – fale wyrzucają na brzeg ciała mężczyzn z twarzami zastygłymi w uśmiechu… Vanessa i Simon próbują ustalić, czy te wypadki mają cokolwiek wspólnego z Justine i Calebem. Ale to, co odkryje Vanessa, może oznaczać koniec jej wakacyjnej miłości, a może nawet życia…
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2011-05-08
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 360
Tytuł oryginału: Siren
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Anna Kloczkowska
Gdy przechodziła obok mnie, pochyliła się, a jej oczy wydały mi się jeszcze jaśniejsze niż zwykle, jakby podświetlone. Odwróciła głowę, tak żeby mama i tato nie widzieli jej twarzy, i wyszeptała jedno słowo, na tyle głośno, bym mogła usłyszeć. -Bu.
Tricia Ryaburn swoje pierwsze spotkanie z pisaniem zaliczyła już w wieku nastoletnim, kiedy to napisała swoją pierwszą książkę. Autorka uwielbia wodę, dlatego też zamieszkała w nadmorskiej miejscowości na wybrzeżu Long Island, gdzie mieszka razem z narzeczonym i szalonym pieskiem rasy shih tzu. Na co dzień stara się jeść warzywa, jednak zdarza jej się ulec słodyczom, szczególnie Reese's Pieces, które uwielbia.
"Syrena" jest pierwszym tomem, otwierającym trylogię inną niż wszystkie. Jest pełno przewijających się tematów związanych z istotami, jak wampiry, wilkołaki, elfy itp. Jednak teraz po raz pierwszy trafiłam na książkę, która nawiązuje do dobrze nam znanych mitycznych stworzeń - a mianowicie syren. Książka ta opowiada o Vanessie, siedemnastoletniej dziewczynie, która traci kogoś bliskiego, ukochaną i jedyną siostrę, Justine. Jednak okazuje się, że nie była ona jedyną osobą, która zginęła tego lata w wodzie, w okolicy miejscowego urwiska. Z dnia na dzień pojawiają się coraz to nowe ciała, jednak są to wyłącznie ciała mężczyzn. Łączy ich jeden dziwny i odrobinę przerażający szczegół - ich twarze zastygły na wieczność w uśmiechu. Dla dziewczyny, która od zawsze bała się nawet własnego cienia, nastają ciężkie chwile, lecz jest ona zdeterminowana, aby poznać prawdę. Wraz z Simonem i Calebem, mieszkającymi po sąsiedzku chłopakami, postanawiają poznać przyczyny śmierci mężczyzn i Justine. Jednak nie spodziewała się czego ta prawda dotyczy i jak bardzo zmieni jej życie. Jaki związek miała śmierć Justine z pozostałymi? Jakie sekrety mają tutejsze kobiety? Czy przyjaciołom uda się przetrwać konfrontacje z mitycznymi istotami?
Autorka stworzyła piękną historię z istotami, które na szczęście nie są teraz tak popularne, jak wcześniej wspomniane. Dzięki temu otrzymaliśmy pozycję wnoszącą pewien powiew świeżości na dzisiejszy rynek literacki. Pisarka może i nie przedstawia typowego wizerunku tych istot, ale tworzyw własną wersję, równie ujmującą i intrygującą. Książka jest mroczna i klimatyczna. Ukazuje ciemne strony kobiecej, natury, które są spotęgowane przez posiadane przez nie moce. Niejednokrotnie można poczuć dreszczyk na plecach, dzięki dziwnym zjawiskom atmosferycznym i niektórym zachowaniom bohaterów. Dodaje to powieści swoistego klimatu i nie pozwala się od książki oderwać.
W trakcie lektury można zauważyć przemianę głównej bohaterki. Od zalęknionej, cichej i nieśmiałej dziewczyny, która stale miała oparcie w swojej, już nieżyjącej, siostrze, staje się pewną siebie, zdecydowaną, a nawet odważną (chociaż sama tego nie dostrzega), jeśli sytuacja tego od niej wymaga. Co do pozostałych postaci to są one słabo nakreślone, brak im wyróżniających ich cech i mało o nich wiemy, jednak nie przeszkadza to w ich polubieniu, aczkolwiek wywołuje pewien niedosyt. Wątpię, żeby autorka mogła, i miała, to naprawić w kolejnej części, a szkoda, bo gdyby nie to, książka byłaby jeszcze lepsza.
Bo jedyną rzeczą gorszą od tego, że jej nie ma, jest to, że ty nadal tu jesteś.
Książkę tę czyta się niezmiernie łatwo i szybko. Nie jest to pozycja idealna, pozbawiona jakichkolwiek schematycznych rozwiązań i niedoskonałości, jak brak wyjaśnienia niektórych zjawisk, jednak bardzo przyjemna w odbiorze. Stanowi świetną i odprężającą lekturę, która potrafi oderwać nasze myśli od trudów dnia codziennego. Podczas czytania z łatwością można wczuć się w opisywane wydarzenia, zapałać sympatią do bohaterów oraz całkowicie zatracić się w lekturze. Ja straciłam poczucie czasu i myślami przebywałam daleko od mojego pokoju. Przepadłam, i po zakończeniu, nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko sięgnąć po tom drugi, ogromnie ciekawa dalszych losów bohaterów.
Polecam tę książkę osobom zmęczonym kolejnymi pozycjami o wampirach i wilkołakach. Osobom, które lubią historie o przyjaźni, miłości i odwadze, która przychodzi z pozornie najsłabszego ogniwa. A także osobom, które chciałyby uzyskać chwile relaksu przy niezobowiązującej lekturze. Poznajcie losy Vanessy i jej przyjaciół, odkryjcie co może spowodować odtrącona miłość u zranionej kobiety oraz przekonajcie się, czy rodzina, której członkowie są przekonani, że znają siebie najlepiej na świecie, tak mało może o sobie nawzajem wiedzieć. Polecam!
Mit o syrenach powstał dawno temu, kiedy ludzie nie umieli przewidzieć czy wytłumaczyć pewnych zjawisk, na przykład pogodowych. Kiedy nie pojmowali, jak księżyc, słońce i morza współgrają ze sobą, tworząc wszystkie te widowiska natury. (...) Syreny to przydatny sposób na wyjaśnienie zjawisk, których ludzka wiedza nie potrafiła wyjaśnić.
____
~http://ruczek.blogspot.com/~
O syrenach słyszał chyba każdy. Ich wyobrażenie zmieniało się wraz z epokami, w których pojawiały się jako element różnorakich historii. Jednak w naszych czasach uklarowało się, że syrena to piękna dziewczyna kochająca wszystkie stworzenia, pomagająca ludziom w tajemnicy i mogąca zakochać się w przedstawicielu naszego gatunku i zrobi wszystko byle być z ukochanym. Tak, tak. Mówię, a właściwie piszę o bohaterce ponad czasowej bajki Mała syrenka, która oddała swój głos morskiej wiedźmie, aby dostać w zamian nogi i znaleźć się jak najbliżej swojego księcia. Co by się jednak stało, gdyby syreną było bardziej do wiedźmy Urszuli, niż miłej Arielki? Aby się o tym przekonać, wystarczy zapoznać się z lekturą Syreny autorstwa Trici Rayburn.
Autorka swoją pierwszą powieść napisała jako nastolatka, ale nawet nie marzyła o tym, że stanie się jedną z najsławniejszych autorek piszących dla młodzieży. Syrena to pierwszy tom trylogii, w której pisarka połączyła wątki romansu, fantasy oraz kryminału, noszącej taki sam tytuł. Ciekawostką jest fakt, że dzięki temu cyklowi, Tricia Rayburn próbowała zmierzyć się ze swoim lękiem przed stworzeniami z głębin morza.
Vanessa i Justine były nie tylko siostrami, ale także najbliższymi przyjaciółkami. No właśnie, były… Miały spędzić kolejne zwyczajne lato w domu nad jeziorem, w miasteczku Winter Harbor. Jednak nic nie poszło tak jak powinno. Vanessa nie odważyła się skoczyć z klifu Chione, z którego bez przeszkód skakała jej siostra i dwóch przyjaciół z dziecięcych lat – Simon i Caleb. Co gorsze, właśnie po skoku z tego urwiska Justine została znaleziona martwa, gdy następnego dnia woda wyrzuciła jej ciało na brzeg. Dziewczyna udała się wykonać kilka skoków, aby obniżyć poziom emocji po wielkiej rodzinnej kłótni. Vanessa nie może się z tym pogodzić zwłaszcza, że po tym incydencie zaczynają wychodzić na jaw coraz to nowsze i dziwniejsze fakty. Już nie jest taka pewna, tego w jakim stopniu znała swoją siostrę. Po za tym jest jeszcze to dziwne przeczucie, iż w tej sprawie nic się nie zgadza. Jaki finał będzie miała ta sprawa? Czy pozostałe zgony mają jakiś wspólny czynnik ze śmiercią Justine?
Na książkę miałam ochotę już od dawna, szczególnie, że zbierała praktycznie same pozytywne recenzje. Zresztą ciekawiła mnie tematyka poruszana przez autorkę, a szczególnie jej wyobrażenia o mitycznych stworzeniach. Bądźmy szczerzy, na rynku wydawniczym nie ma zbyt wiele powieści, których bohaterami/-kami; byłyby właśnie syreny. Poza tym powieść łączy w sobie elementy sensacji, lekkiego horroru oraz fantastyki, co tworzy mieszankę naprawdę wybuchową. W powieści pojawia się również wątek miłosny, ale jest on zaledwie zarysowany. Jednak na moje oko, to fabuła wcale nie potrzebowała tego typu dodatku. Powiem więcej, odniosłam wrażenie, że autorka postanowiła go wcisnąć, ponieważ taka obecnie panuje moda, w każdej książce spotykamy się z rozterkami sercowymi głównych bohaterów. W Syrenie nie było to potrzebne, cała historia broni się sama, a motyw miłosny nic do niej nie wnosi.
Autorka zasypuje nas początkowo masą tajemnic i niedopowiedzeń, które niewiele mają ze sobą. Dopiero wraz z rozwojem fabuły i akcji dowiadujemy się w jaki sposób autorka połączyła je wszystkie tak aby powstała wciągająca i zwięzła całość. Ich rozwiązania i niejaką hierarchię w rozwinięciu całej historii poznajemy stopniowo. Dzięki temu buduje napięcie i mroczny klimat tworzący otoczkę dla całej historii syren i Vanessy. Wszystko to razem wzięte, nie raz może przyprawić o lekki dreszcz grozy pełznący po kręgosłupie. Zwłaszcza jeżeli czyta się ją w środku nocy, a domownicy dawno już śpią.
Kolejnym niesamowitym elementem przemawiającym na korzyść Syreny jest jej niesamowita oprawa graficzna. Niby minimalistyczna w stonowanych kolorach, a jednak doskonale potrafi oddziaływać na wyobraźnię i doskonale oddaje klimat powieści. Świadczyć może o tym fakt, że zawsze gdy odkładałam książkę na bok i miałam kłaść się spać, to zerkając kątem oka na okładkę, miałam wrażenie, że oczy dziewczyny za moment się otworzą. Wywoływało to lekki niepokój, a jednocześnie potęgowało moją ciekawość względem tego co mnie jeszcze czeka w trakcie dalszej lektury. Trzeba więc przyznać, że wydawnictwo naprawdę się postarało.
Podsumowując. Syrena to naprawdę świetna powieść, z którą warto się zapoznać. Chociażby dla niesamowitego wyobrażenia o mitycznych syrenach, które autorka przedstawia z całkiem nowoczesny i jednocześnie mitologiczny sposób. Zresztą sami się przekonajcie.
Nie tego się spodziewałam po tej pozycji. Sądziłam, że dowiem się dużo więcej o życiu mitycznych, nieuchwytnych stworzeń; tymczasem otrzymałam raczej młodzieżowy romans z syrenim tłem.
W Winter Harbor dzieją się dziwne rzeczy. Anomalie pogodowe zadziwiają meteorologów, a ciała mężczyzn wyrzucane na brzeg jeziora przerażają mieszkańców. Ta piękna wyspa, na której miały spędzić beztroskie lato siostry, Vanessa i Justine. Sielanka nie trwała jednak długo, bo ciało Justine zostało znalezione na brzegu jeziora. Wygląda na to, że dziewczyna, która niczego się nie bała, poszła skakać z klifu podczas burzy. Jednak prawda okaże się nieprawdopodobna.
Syreny to motyw, który przewija się przez wiele mitów, filmów i książek. Jest niezwykle ciekawy i intrygujący. Jednak sam motyw nie wystarczy. Połączenie pięknych a zarazem morderczych syren z problemami nastolatek nie trafił w mój gust. Nie potrafiłam wciągnąć się w historię, przez co nudziła mnie ta książka. Chociaż cały czas coś się działo i wszystkie zdarzenia łączyły się w całość, to mimo nie ciągnie mnie do kolejnych części tej trylogii.
Po nagłej śmierci starszej siostry siedemnastoletnia Vanessa powraca do rodzinnego Bostonu, by skończyć ostatnią klasę szkoły średniej. Dziewczyna usiłuje...
Vanessa nie wie, jak przetrwać jako syrena. Kiedy wraca do nadmorskiego miasteczka na letnie wakacje, wszystko dookoła przypomina jej o byłym chłopaku...