Początkujący pisarz dziedziczy dom razem z zamieszkującymi go dożywotnikami. Wszystko mogłoby być pięknie, gdyby nie fakt, że w gotyckiej willi znajduje: naiwnego anioła, rozmiłowanego w gotowaniu morskiego potwora, widmo romantycznego poety, cztery utopce, kotkę o bardzo ostrych pazurach oraz dziwnego królika! Jeden człowiek nie podoła tej ferajnie - szaleństwo czai się za progiem!
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2015-09-30
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 376
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
"Dożywocie" to pierwsza książka Marty Kisiel, którą czytałam i przyznam, że przepadłam. Pierwsze skojarzenie z książką to ogromne poczucie humory i niezwykli bohaterowie. Sama chętnie bym w Lichotce zamieszkała, albo chociaż zabrała Licho, (Nie)Szczęsnego oraz Krakena do siebie.
Fabuła kręci się wokół Lichotki, domu na odludziu, który w spadku otrzymuje znany pisarz Konrad Romańczuk. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że spadek obejmuje również osobliwych lokatorów; uczulonego na pióra aniołka w bamboszkach Licho, rządzącego kuchnią ośmiornicę Krakena, podwójnie martwego poetę upiora Szczęsnego oraz kilka sztuk kochających kąpiele utopców. Czy z taką ekipą można się nudzić? Nie można, chyba że jest się pisarzem i potrzebuje się ciszy i skupienia do pracy...
Już dawno tak dobrze się nie bawiłam, wsiąkając w powieść doszczętnie. Autorka nie przesadziła w żadną stronę, a groteska, absurd i komedia łączą się u niej bardzo zgrabnie. Każda postać ma swoje miejsce, każda jest bardzo dobrze opisana (poza dziewczyną głównego bohatera, o której dużo mówi, ale nie mamy szans jej poznać "na żywo"), każda ma swoje specyficzne cechy, czyniąc ją ciekawą i jedyną w swoim rodzaju. Ciężko nie polubić tych lokatorów z przymusu.
Cała fabuła skupia się na Lichotce i jej mieszkańcach, którzy z entuzjazmem witają nowego opiekuna. Konrad początkowo traktuje ich jak zło konieczne, ale kiedy wydarza się nieszczęście, pisarz uświadamia sobie, jak wiele dla niego znaczą. Jednak zanim to nastąpi Romańczuk wplącze się w eko-aferę, przeżyje nalot krwiożerczej agentki i spotka piękną, ale milczącą kobietę. Co z tego wszystkiego wyniknie? Polecam sprawdzić! Warto :)
Konrad, jako początkujący pisarz, po śmierci swojego wujka odziedziczył dom wraz z jego mieszkańcami. Mężczyzna nie wie, dlaczego tak się stało ani dlaczego ma tak dbać o dożywotników. Gdy dojeżdża na miejsce, natrafia na stary, gotycki dom z wieżyczką. Wnętrze skrywa jeszcze więcej tajemnic, pytanie brzmi, czy zechcesz je poznać?
O książkach tej autorki słyszałam bardzo wiele dobrego. Nie dziwię się, czemu, jednak ja się trochę zawiodłam na tej powieści. Już tłumaczę, dlaczego.
Pierwsze, co urzekło mnie w powieści to jej humor. Wiem, że nie każdemu się on spodoba, jest dość specyficzny, ale ja śmiałam się jak głupia. Bardzo trafiło do mnie poczucie humoru autorki. Absurdy, jakie są zawarte w powieści naprawdę śmieszą i ciężko minąć je bez reakcji :D
"Jako tradycyjny Anioł Stróż Licho nie miało na wyposażeniu żadnych mieczy ognistych ani tym podobnych robiących odpowiednie wrażenie akcesoriów, mogło co najwyżej kopnąć z bamboszka."
Bohaterowie Dożywocie także są świetni. Każda postać miała w sobie to coś. Po prostu je uwielbiam! Licho, Krakers, Szczęsny, Rudolf Valentino jestem nimi zauroczona! ♥ Ja podziwiam Panią Martę za tak wspaniale wykreowane postacie! Najbardziej polubiłam oczywiście Licho, małego aniołka z uczuleniem na pióra. Był tak kochany i uroczy, że nie dziwię się Konradowi, ze dzięki niemu przeszedł taką metamorfozę. Jak już wspominam o głównym bohaterze to też go polubiłam. Oczywiście miał momenty, przy których miałam ochotę zrobić mu krzywdę, ale potem się ładnie wybraniał :D
Jednak muszę z przykrością stwierdzić, że średnio przypadł mi styl pisania autorki. Czasami książka niesamowicie mi się dłużyła i przez to czytałam ją prawie 2 tygodnie. Nie wiem nawet czym to jest spowodowane, ale tak już jest. Jakoś opisy mi się dłużyły, ciężko było mi wyobrazić sobie opisywane miejsca. Nie wiem coś mi nie grało pod tym względem.
"Współcześnie nawet Mickiewicz musiałby kręcić kiepskie filmiki autopromocyjne i rzucać je gdzie popadnie w sieci, coby się wybić, a wstęp do „Ballad i romansów” zapewne zamieściłby na swoim blogasku. Dostawałby słitaśne komcie, a jakiś palant o przeroście ambicji bądź pragnienia intelektu krytykowałby go za to, że pisze ballady zamiast haiku."
Ale za to jestem w szoku z powodu takiego zakończenia! Gdy miałam ostatnie 50 stron przed sobą, miałam teorię jak powieść może się skończyć, a tu taka heca, taka niespodzianka! Nie spodziewałam się, że tak to się może skończyć. Cieszę się, że Pani Kisiel na sam koniec tak mnie zaskoczyła i obróciła wszystko o 180 stopni! Przez to jestem ciekawa co czeka czytelnika w kolejnym tomie!
Reasumując Dożywocie to historia, gdzie absurd goni absurd w bardzo zabawny sposób. Zajrzyjcie do Lichotki i zapoznajcie się z aniołem, widmem i różowym królikiem. Przeżyjcie niezapomnianą wyprawę do miejsca, gdzie wszystko jest możliwe i niczego nie można być pewnym. To powieść o dorastaniu, złamanym sercu i docenianiu każdej chwili.
Chciałoby się rzec, "Eh, dożywocie,dożywocie". :) Taką karę, jaką dostał Konrad Romańczuk sama chciałabym odsiadywać. Marta Kisiel, młoda pisarka w swoim debiutanckim zbiorze krótkich opowiadań o perypetiach Konrada i spółki stworzyła niesamowity, uroczy i zwariowany świat.
Tak, wiem, książka została wydana pod koniec 2010 roku. Leżała u mnie na półce ładnych parę lat. Aż sama jestem zła na siebie, że tak późno się za nią zabrałam. Przez ten czas mogłabym przeczytać ją jeszcze kilka razy. Bo na pewno będę wracać do niej nie raz :) Ale do rzeczy.
Któregoś pięknego dnia Konrad Romańczuk dowiaduje się, że odziedziczył po nieznanym krewnym dom o jakże uroczej nazwie własnej, Lichotkę. Jeszcze nie wie, że został skazany na.. dożywocie. Ale za to jakie! Nasz bohater licząc na to, że na odludziu zapomni o swoim złamanym sercu i w końcu napisze powieść przyjmuje spadek wraz z całym inwentarzem. Na miejscu go czeka wielki szok. Lichotka okazała się zamieszkała przez kilku niecodziennych lokatorów:
Prawdziwy anioł, którego zwią Licho - Uroczo nieporadne jak dziecko, uczulone na pierze, uwielbiające chodzić w bamboszkach.
Widmo nieszczęsnego panicza Szczęsnego, który popełnił dwukrotne samobójstwo.
Bezczelne utopce, które uwielbiają się kąpać w domowej łazience.
Kotka uroczo nazwana Zmorą, która w chwilach strachu lubi wskakiwać na głowę pana, wbijając pazury.
Przemiły, pradawny stwór nocy, Krakers, zamieszkujący piwnicę, lubujący się w pichceniu różnych smakołyków.
Prawda, że urocza grupka? :) Jak tu ich nie pokochać?
Przeurocza, przesympatyczna gromadka niespotykanych osób z pozytywnym pierdolcem od pierwszych kilku stron zawładnęła moim sercem. Licho, aniołek, który wzbudza w czytelniku opiekuńcze uczucia. Chciałoby się go przytulić i obronić przed całym światem. Nieszczęsny panicz Szczęsny, któremu nie wiadomo co strzeli do łba i co nowego wymyśli :) Tak, to jest jedna z moich ulubionych postaci. Nie licząc Krakersa, którego macki i pomruki zachęcają do przytulenia się ;)
Wśród tych wszystkich barwnych postaci Konrad, główny bohater ginie. Ale to w niczym nie przeszkadza. "Ałtorka" stworzyła niesamowity, uroczy zbiór opowiadań, które pochłania się w mig. Ja sobie dawkowałam. Starałam się jak najdłużej zostać z mieszkańcami Lichotki, przeżywać z nimi przygody, borykać się z problemami. Ale ciągle mam niedosyt. Mało! Mało! Chcę jeszcze!
Marta Kisiel w "Dożywociu" wprost czaruje językiem. Jej, wzbudzające ogólną radość, porównania i określenia są kolejnym atutem. Moje niekontrolowane wybuchy śmiechu wzbudzały u mojego męża spore zainteresowanie :) Ale wśród tych wszystkich określeń, porównań, metafor, czają się aluzje, dotyczące otaczającego nas świata, problemów życia codziennego jak np. ekologia, zazdrość innych ludzi. Ałtorka swobodnie wplata te wątki i daje do myślenia. A może nie daje... W każdym razie na pewno zwraca uwagę na pewne sprawy, które dotyczą każdego z nas.
Co tu dużo mówić? Zakochałam się w "Dożywociu". Nigdy, w swoim życiu, nie spotkałam się z tego rodzaju książką. I.. chciałabym więcej! Urzekła mnie! Reszta książek, po które sięgnę w tym roku ma nie lada wyzwanie. Bo niełatwo będzie, po przeczytaniu "Dożywocia", mnie zauroczyć. :)
Czy polecam?! Tak! Tak! Tak! I jeszcze raz tak! Wszystkim! Bez wyjątku! Małym! Dużym! Średnim! Przepraszam za tak dużą ilość wykrzykników. Ale ciągle jestem pod wpływem Lichotki i jej mieszkańców. I banan z ust mi nie schodzi od kilku dni . To chyba już jest choroba. Nazwałabym ją chichotus długotrwały. Uważajcie, ciężko się go leczy! :)
I czekam na dalsze przygody!
Powiem Wam, że zanim jeszcze sięgnęłam po tę książkę, byłam w stu procentach przekonana, że jest to komedia kryminalna. Pojęcia bladego nie mam dlaczego to mi tak utkwiło w głowie. Kiedy już zaczęłam czytać, zdałam sobie sprawę, w jak ogromnym błędzie byłam.
Choć Konrad na początku niekoniecznie przypadł mi do gustu, to po dłuższej lekturze w końcu się do niego przekonałam. Zapytacie czemu tak go nie lubiłam? A no dlatego, że ledwie zobaczył Lichotkę (tak nazywał się jego nowy dom), już zaczął narzekać. Jak typowy mieszczuch: że za cicho, że za daleko od ludzi, że to, że tamto. Wytrzymać się nie dało! Sympatią też nie obdarzył swoich lichotkowych lokatorów, choć ja polubiłam ich od razu. Aniołek Licho od razu podbił moje serce, bo jest to po prostu przeuroczy bohater. Przeuroczy i zabawny w swojej takiej infantylności.
Dożywocie to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marty Kisiel. Na początku nie odnalazłam tego humoru, o którym tak wielu wielbicieli książek tej autorki mówi. Muszę jednak przyznać, że z czasem zaczęło robić się coraz zabawniej. Aniołek, który przefarbował swojego króliczka na różowo? No błagam Was! Przecież to było naprawdę śmieszne. I nie piszę tego używając sarkazmu. ;)
Spodobał mi się styl autorki. Marta Kisiel pisze lekko i choć akurat w tej książce pojawiało się takie wyszukane słownictwo, to nie miałam z tym żadnego problemu. Książkę czytało się naprawdę przyjemnie i szybko. Humor odnalazłam i nie minęło dużo czasu, kiedy zaczęłam płakać ze śmiechu.
Wspomnę teraz coś o samym wydaniu książki. Okładka jest dość... straszna i trochę mi nie pasuje do tej historii, ale! Z drugiej strony, nie wyobrażam sobie jak miałaby wyglądać inna okładka. Ciekawym elementem jest pojawienie się rysunków w środku książki. Przeważnie był jeden rysunek na jeden rozdział. Raz mieliśmy ilustrację Aniołka, raz Konrada, a raz nawet pojawił się rysunek przedstawiający panicza Szczęsnego. Muszę przyznać, że jeśli ktoś nie potrafił sobie wyobrazić tych postaci, to te rysunku sprawdzały się idealnie.
Książka ta jest bardzo przyjemnym czytadłem, a już idealnie sprawdzi się na długie jesienne wieczory. Myślę, że klimat powieści genialnie wpasuje się w panującą wtedy aurę.
Ja z pierwszego spotkania z panią Kisiel jestem bardzo zadowolona i z ogromną chęcią sięgnę po kolejne Jej książki.
Książka przy której raz po raz wybuchałam głośnym śmiechem. Zabawna, śmieszna, momentami refleksyjna. Nietuzinkowi bohaterowie dodają całej historii niepowtarzalnego uroku. Jak dla mnie bomba!
Pełna recenzja u mnie na blogu mycoffeetime.pl
O autorce (przepraszam, ałtorce) dowiedziałam się przypadkowo i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy na jej profilu, to to, z jakim dystansem pisze, a jej wypowiedzi często podszyte są humorem. Dawno nie czytałam typowo zabawnej książki, więc byłam ciekawa, jak wypadnie Dożywocie. I wypadło bardzo dobrze.
Konrad Romańczuk ni stąd, ni zowąd dowiaduje się, że ktoś z jego dawnych krewnych przepisał mu dom na odludziu. Konrad jest pisarzem i mogłoby się wydawać, że cisza i spokój byłyby świetnymi warunkami dla weny, więc pakuje się w swoje Tico i ucieka od zgiełku miasta. Nie spodziewał się jednak, że innymi mieszkańcami Lichotki (bo tak nazywa się dom) będą; anioł Licho uczulony na własne pierze, dwustuletnie widmo panicza Szczęsnego, pradawny stwór z ciemności z umiłowaniem do gastronomii o imieniu Krakers i trójka utopców. Do ciszy i spokoju daleko, miesiąc bez wizyty w szpitalu to nie miesiąc, Szczęsny doprowadza Konrada do rwania włosów z głowy, trzeba stróżować nad aniołem stróżem, ale w tym całym rozgardiaszu Romańczuk uświadomi sobie jedno: czym jest rodzina.
Styl pisania autorki jest satyryczny, przesadzony wręcz, co wcale nie jest minusem. Wszystkie postacie tam są karykaturalnymi wzorcami osób, które znamy, i z których często się naśmiewamy. Nie spotkałam się jeszcze z takim stylem, jest on po prostu charakterystyczny, inny, gdzie nie trzeba się wysilać, żeby się uśmiechnąć podczas czytania. Cała historia podzielona jest na krótkie części, które jednocześnie są ze sobą powiązane, a też każda rozpoczyna inny wątek, po prostu pięć długich rozdziałów. Ta książka po prostu jest barwna, pełna jaskrawych kolorów, nie prosta i nie nudna. Myślę, że spodobałaby się osobom w każdym wieku.
Jedyne, co mnie trochę nużyło, to miejscami przydługie opisy. Wciąż w tym samym zabawnym klimacie, ale można by było zrobić je krótsze – przyłapałam się w pewnym momencie na tym, że te dłuższe omijam. Akcja, co prawda, nie jest wartka i szybka, więc długie opisy zwyczajnie zaczynały nudzić. Mimo to nie ukrywam, że historia jest niesamowicie przyjemna, a postacie super wykreowane, więc nawet taki minus mi nie przeszkadzał. Czytanie leci szybko i idzie się wciągnąć, wystarczy mieć na to czas. Nie mam co narzekać na tę książkę, bo bardzo mi się spodobała, na pewno odznacza się na tle innych, które dotychczas przeczytałam.
Konrad Romańczuk odziedziczył dom, więc planuje go jak najszybciej wyremontować i spieniężyć. Pojawia się problem w postaci(ach) dożywotników nie z tej ziemi zamieszkujących Lichotkę. Po wielu miesiącach zmagań, wielu zabawnych przejściach niesamowita gromada staje się dla Konrada rodziną. Ciepła i zabawna opowieść, którą można polecić zwłaszcza na jesienne wieczory.
A wszystko przez Agnieszkę. W sumie mogę nawet stwierdzić, że przez dwie Agnieszki. Już spieszę z wyjaśnieniami.
Jakiś czas temu Agnieszka Tatera zachwycała się książką „Nomen omen” Marty Kisiel. Książka od razu trafiła na moją listę „Must have! Must read”, bo skoro Aga poleca, musi to być coś naprawdę dobrego. Później będąc w stolicy druga Agnieszka podczas buszowania po „Dedalusie” wspomniała o książce „Dożywocie” Marty Kisiel. I wtedy coś tam mi zaświtało, że to debiut tej samej Autorki o której wspominała pierwsza Agnieszka (sporo tych Agnieszek, wiem...). Po powrocie do domu rzuciłam się w wir poszukiwań. Niestety wersji papierowej nie znalazłam w żadnej księgarni, a ta którą znalazłam na Allegro… no cóż … jej cena była zawrotna. Znajome z ŚBK chciały mi ją pożyczyć, ale w ostateczności dorwałam e-book. I tak mogłam zasiąść z czytnikiem i zabrać się za swoją pierwszą książkę w formie elektronicznej.
Konrad Romańczuk, młody pisarz, pewnego dnia dziedziczy dom. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież czasem ktoś dostaje dom w spadku, ale Lichotka (tak nazywa się dom), położona jest na całkowitym odludziu. Kiedy Konrad przybywa na miejsce okazuje się, że dom to rudera a on sam jest skazany na nią dożywotnio, bo taki był zapis w testamencie.
Ale to nie koniec jego zmartwień. Wraz z domem otrzymuje niecodziennych mieszkańców: anioła o wdzięcznym imieniu Licho, który jest uczulony na swoje pióra ze skrzydeł, chodzi całymi dniami w ukochanych bamboszkach i ma zdrowego fioła na punkcie czystości. Towarzyszą mu też widmo nieszczęsnego panicza Szczęsnego, który popełnił dwukrotnie samobójstwo przez nieszczęśliwą miłość oraz stwór – Krakers – który można śmiało stwierdzić, że jest wyrośniętą ośmiornicą uwielbiającą gotować. Jest jeszcze kotka Zmora, zielone utopce mieszkające w wannie i królik Rudolf Valentino.
Konrad liczył na to, że na odludziu będzie mógł skupić się na pisaniu książki i na leczeniu złamanego serca. Niestety, z taką gromadą nie ma co liczyć na święty spokój.
Od pierwszego zdania polubiłam – wróć – pokochałam Konrada i całą jego menażerię. Nie da się nie kochać Licha, który od samego początku wzbudza w czytelniku instynkt macierzyński. Przecież to takie duże – małe dziecko, którym stale trzeba się opiekować. Poza tym Szczęsny, który jest… jakby to ująć… hm… nieobliczalny? Nigdy nie wiadomo z czym wypali.
Marta Kisel (ha! Moja imienniczka, nomen omen) sprawiła, że ataki śmiechu i niedowierzanie towarzyszyły mi cały czas podczas czytania. Nie potrafiłam oderwać się od tej historii. Zarwałam nawet kilka nocek, bo byłam ciekawa tego, co będzie dalej.
Perypetie mieszkańców Lichotki sprawiają, że samemu ma się ochotę w takim miejscu zatrzymać. Chociażby na weekend. Oczywiście, jeśli się wytrzyma z taką gromadą niesamowitych osobliwości i nie ucieknie z krzykiem. Tam nie można się nudzić.
„Dożywocie” polecam każdemu, bez wyjątków. Jeśli poszukujecie książki, która poprawi Wam humor, to bez wahania sięgnijcie po debiut Marty Kisiel. Teraz sama mam w planach Jej kolejną książkę. I jestem przekonana, że będzie równie dobra jak wcześniejsza.
Warto wybrać audiobooka tej książki. Sama treść się broni, ale to, co wyprawia z nią lektorka... majstersztyk!
Podwójna przyjemność z lektury :)
Chociaż kilka okładek książek autorstwa Marty Kisiel nie raz i nie dwa mignęło mi przed oczami, miałam okazję zapoznać się z jedną z nich dopiero dzięki wypadowi na tegoroczne Targi Książki do Krakowa. "Dożywocie" w formie audiobooka zostało wybrane wspólnie przeze mnie i moją serdeczną koleżankę @ksiazka_za_ksiazka, jako samochodowy czasoumilacz. Czy dokonałyśmy dobrego wyboru? Zdecydowanie!
Głównym bohaterem "Dożywocia" jest bez wątpienia Konrad Romańczuk, który po bolesnym rozstaniu ze swoją dotychczasową dziewczyną, pragnie jedynie odrobiny świętego spokoju, aby móc dokończyć swoją debiutancką powieść, która będzie trampoliną do jego pisarskiej kariery. Dlatego, gdy los nieoczekiwanie zsyła mu spadek, który okazuje się starym, urokliwym domem pośrodku niczego, Konrad nie waha się ani chwili i postanawia spakować manatki, i przenieść się do swojej nowej posiadłości. Czy mieszkańcy Lichotki przyjmą go z otwartymi ramionami? Czy przebywając na odludziu, Konrad odnajdzie wreszcie spokój? Czy uda mu się dokończyć książkę? Po odpowiedzi na te pytania, jak zwykle odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że wybierając "Dożywocie" jako coś lekkiego do posłuchania w samochodzie, zupełnie nie spodziewałam się, że będę tak doskonale bawić się podczas drogi. Okazało się, że jest to jedna z tych książek, które faktycznie otulają czytelnika niczym ciepły mięciutki kocyk w chłodny jesienny wieczór.
Autorka bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie tym, że udało jej się stworzyć niezwykle lekką, zakręconą i zabawną fabułę, która jednocześnie bawi i uczy, ponieważ pełno w niej zarówno odwołań do innych dzieł literackich, jak i wysublimowanych żartów.
Na szczególną uwagę z pewnością zasługują nieszablonowi mieszkańcy urokliwej Lichotki, którzy, chociaż nie raz doprowadzali Konrada do szewskiej pasji, byli, bez wątpienia, najlepszym, co mogło go spotkać. Moim ulubieńcem jest zdecydowanie Licho, które dzięki swojemu charakterystycznemu "alleluja", bamboszkom i uczuleniu na pierze, było dosłownie, nie do podrobienia.
Jako że książka została przeze mnie odsłuchana w formie audiobooka, muszę również wspomnieć o Hannie Chojnackiej, która wykonała naprawdę kawał dobrej roboty, podczas wcielania się w poszczególnych bohaterów! Dlatego, jeżeli lubicie słuchać książek i jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą konkretną publikacją, polecam Wam wybrać audiobooka! Gwarantuje, że nie pożałujecie!
Historia pełna przygód oraz ciekawych i zabawnych perypetii domowników pewnego starego gotyckiego domu, zwanego Lichotką. Polubiłam ich wszystkich, a najbardziej chyba Kondzia, 32-letniego pisarza, który odziedziczył w/w dom.
To moje pierwsze spotkanie z autorką, ale na pewno nie ostatnie. ,,Dożywocie" to miła lektura, do której polecam gorącą herbatkę z goździkiem plus cieplutki kocyk. Mnie się ona podobała. Polecam i oceniam.
Książka przeczytana w ramach BookTour'u organizowanego przez moją przyjaciółkę Gosię (IG: książka.na.talerzu).
Unikalna opowieść o niecodziennych postaciach. Konrad Romańczuk dostał w spadku piękny budynek z wieżyczką. Nie spodziewał się jakich mieszkańców tam zastanie...
Pewnej nocy do jednej zamkowej celi trafia trzech morderców carów, a każdy z nich słuszny i jedyny. Wallenrod, Winkelried i Wawrzyniec, namaszczony może...
Podobno koniec to dopiero początek. Zwłaszcza jeśli Tereska wybiera się na pogrzeb W życiu Tereski Trawnej w końcu zapanował spokój. Co prawda jedno dzieciątko...
Przeczytane:2023-12-02, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam, Przeczytane w 2023 r.,
Autorkę poznałam dzięki książce „Małe licho”, w której poznałam jednego z najcudowniejszych aniołków na świecie, a mowa o Lichu, który jest do bólu słodki i taki kochany. Czytając „Dożywocie”, nie spodziewałam się, że wpadnę jak śliwka w kompot. Przed wami pierwszy tom serii Dożywocie, w której poznacie aniołka Licho, jak i fantastyczną ekipę nie z tej ziemi, która dla Konrada (jeden z głównych bohaterów) będzie lekiem na całe zło tego świata. Ekipy nie będę przedstawiać, bo chciałabym, żebyście byli w pozytywnym szoku (tak jak ja) Trochę zazdrościłam Konradowi takiego domu, w którym magii nigdy nie zabraknie, w którym humor jest na porządku dziennym. Dla osób, które wolą wersję elektryczną to Audioteka oferuje audiobook.
Cieszę się, że wcześniej nie znałam tej serii, bo teraz mam okazje nadrobić, a was zachęcam do kupienia całej serii i jestem pewna, że spodoba się tak samo jak mi. Książka dla każdego, kto lubi specyficznych aniołków, a jeden z nich ma uczulenie na pierze z własnych skrzydełek, świąteczny (ale nie tylko) klimat oraz specyficzne poczucie humoru i nie tylko. Zbliżają się święta, więc idealna okazja dla podarowania komuś odrobinę czegoś wyjątkowego, odrobinę takich ludzkich doznań m. in. miłości, przyjaźni, rodzinności, bliskości i zrozumienia. Weźcie kocyk, kakałko, książkę i oddajcie się zakręconej przygodzie. Opowiadać wam nie będę, bo opisów książki jest mnóstwo.
Dzięki wydawnictwu mam możliwość przeczytać drugi i trzeci tom, za który muszę wziąć się już dziś.