Quentin Coldwater, nad wiek rozwinięty intelektualnie uczeń szkoły średniej, ucieka przed nudą codziennego życia, czytając raz po raz serię ukochanych powieści fantastycznych, rozgrywających się w czarodziejskiej krainie o nazwie Fillory. Jak wszyscy uważa, że magia nie istnieje w prawdziwym świecie - póki nie zostaje przyjęty do bardzo sekretnego i bardzo ekskluzywnego college'u dla czarodziejów, mieszczącego się na północ od Nowego Jorku. Zdawszy niezwykle trudne egzaminy wstępne, rozpoczyna gruntowne studia nad nowoczesną magią, równocześnie odkrywając uroki studenckiego życia: przyjaźń, miłość, alkohol i seks...
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2010-11-17
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 496
Tytuł oryginału: The Magicians
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Monika Wyrwas-Wiśniewska
Recenzja z bloga: Zatraceni w Kartkach
Książka jest podobno alter ego Harrego Pottera. Dobrze wiecie co ja myślę o HP i dlatego musiałem sprawdzić zgodność stwierdzenia z rzeczywistością.
Od razu wam powiem, że długo myślałem, czy umieszczać taką jedną myśl w tej recenzji, ale po dłuższej chwili stwierdziłem, że nawet jeśli wyjdzie mini skandal, to będzie to sposób, na zdobycie sławy :P
Główny bohater- Quentin Coldwater jest zwykłym, ale genialny, dorastającym chłopakiem. Opanował kilka sztuczek, które budzą respekt wśród uczniów. [Chyba każdy by chciał opanować przynajmniej jedną z tych magicznych sztuczek. Ja bym w każdym razie chciał…] Mimo to, jest typowym nerdem jak połowa mojego pokolenia [to trochę może przybliża go do odbiorców wśród mojego pokolenia]. W dziwnych okolicznościach (podobnie jak Harry Potter) trafia do magicznej szkoły, w której zdaje bardzo skomplikowane egzaminy (podobnie jak Harry Potter). I mamy to. Quentin staje się uczniem szkoły magii. Jego historia to jednak nie jest słodka wyprawa po magicznym świecie (jak w Narnii) ani uzbrojona w akcje książka (jak Harry Potter).
Od razu powiem, że „Czarodzieje” to pierwsza część trylogii wznowionej serii prowadzonej teraz przez Młodego Booka a wcześniej przez Sonia Draga. Dlatego też, kiedy szukałem starej okładki, żeby zobaczyć jak się zmieniła, pokusiłem się przeczytać opinię innych czytelników i stwierdziłem, że tą książkę albo się lubi, albo nie. Mało tego. Społeczeństwo jest tak podzielone, że zwolenników i przeciwników jest w sumie po równi. Uroczo, prawda?
A w której grupie ja się znajduję?
Odpowiedź na to pytanie bardzo ciekawi Natalkę, bo na Instagramie bombardowała mnie już w sprawie tej książki XD
Jedni mówią, że książka to dno a drudzy, że jest bardzo fajna i czytali z przyjemnością. Okej. Są różne gusta i nie o nich będzie ten akapit, tylko o podejściu czytelnika. Jeśli na książce jest napisane wyraźnie, że jest ona napisana w hołdzie powieściom pisarzy takich jak C. S. Lewis, T. H. White czy J. K. Rowling, to chyba oczywiste, że będzie zawierała jakieś odwołania do książek tych autorów. Np. bohater może być podobny z charakteru do tego z książki C. S. Lewisa, czy miejsce akcji jest podobne do książek J. K. Rowling. Nie rozumiem więc oburzeń niektórych, że „czarodzieje” to wyciągnięcie tego co najlepsze ze wszystkich książek wymienionych wyżej autorów. Nie zgadzam się też z tą opinią, ponieważ podobieństwo jest małe w sumie. Trudno też stworzyć szkołę magii, która nie będzie się odbiorcom kojarzyła ze Szkołą Magii i Czarodziejstwa. No taka jest prawda.
Nie zgodzę się też jeśli chodzi o dużą liczbę wulgaryzmów. Naprawdę, czytałem książki, w których było ich więcej.
Książka opowiada o młodym człowieku i życie opisane w tej książce jest pokazane jako to najprawdziwsze życie, w którym nie ma lekko. Okej, tak samo miał Harry Potter, ale on stracił coś i zyskał coś nowego- lepszego. Tutaj nie ma tego. Życie i autor nie ubarwiają historii Quentina w żaden sposób.
Jeśli chodzi o akcję, to tak. Zgodzę się. Nie jest wartka jak w Harrym Potterze, ale to świadczy tylko o tym, że wcale nie jest to książka zbudowana na serii przygód chłopca, który przeżył.
Czasami i sam narrator denerwował, ale im bliżej końca książki, tym akcja fajniejsza. Widać, że autor miał pomysł, ale nie wiedział jak go rozkręcić. Faktycznie. Powinien pierwszą częścią zachęcić i nią wciągnąć. Jednak wciąga dopiero przez ostatnie około 50 stron pierwszej części.
Harry Potter i „Opowieści z Narnii” to historie, które mówiły o przyjaźni, poświęceniu, odwadze i miłości. „Czarodzieje” to książka mówiąca o dorastaniu, okrucieństwie, które skryte jest pod tym wspaniałym, magicznym światem. W tej książce bohaterowie nie zostają cudownie uleczeni i nie są z tytanu, że nic ich nie skaleczy. Tutaj starcia kończą się nawet gwałtem i okaleczeniem.
Denerwowało mnie to, że autor nie rozwinął i nie zamknął wszystkich wątków, które rozpoczął. Być może zrobi to w kolejnych częściach. Oby.
Quentin tutaj może denerwować i tu się zgodzę, ale nie zgodzę się z tym, że przez to cała książka jest zła. Po prostu bohater jest taki... no… przesadny (??)
Powiem jeszcze o okładce
Okładka jest super. Bardzo ładnie się prezentuje na zdjęciach i na półce. Podoba mi się efekt czarów reprezentowany w rękach czarodzieja.
Quentin Coldwater, nad wiek rozwinięty intelektualnie uczeń szkoły średniej, wraz z przyjaciółmi osiada na stałe w czarodziejskie krainie o nazwie Fillory...
Edward Wozny jest młodym, dwudziestopięcioletnim bankierem, który ma więcej pieniędzy niż czasu, by je wydać. Jego kariera szybko się rozwija. Zostaje...
Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,