Dolnośląska prowincja w pierwszych latach XXI wieku. Poniemieckie miasteczka więdną w posępnym cieniu Gór Sowich. Tutaj ludzie umierają na życie. Może to coś w wodzie, albo w powietrzu? Dawnych mieszkańców tych okolic wyrwano z korzeniami, a trzecie pokolenie polskich przesiedleńców wciąż niepewnie bada niegościnny grunt. Bardziej przypominają w tym chwasty niż ludzi. Najmłodsze z latorośli muszą się jednak zmierzyć z trudną i straszną historią regionu. W miejscu, gdzie ludzie odwracają wzrok od zachodzącego słońca, przyjdzie im spojrzeć w puste oczy ciemności. Jakie sny będą śnić, kiedy miast kołysanki usłyszą tylko cichy szelest łuskowatych skrzydeł tysięcy ciem?
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 2019-05-15
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 452
Po intensywnym i hermetycznym "Słupniku" Jakub Bielawski raczy nas powieścią. Choć grozy w niej początkowo wiele, to bardziej opowieść o uczuciach - zetknięcie z Nieznanym nadchodzi powoli, stopniowo zagarniając rzeczywistość.
"Ćma" opowiada historię rodzącego się uczucia dwóch nastolatek mieszkających w cieniu Gór Sowich. Cień ten jest zachłanny, posępny i kryje wiele tajemnic. Licealistki będą musiały zmierzyć się nie tylko z trudną (dla otoczenia, ale też i dla nich) miłością, ale i z siłą starszą niż ludzkość.
Góry Sowie przedstawione przez Bielawskiego są tak przerażające, że mógłby śmiało zawstydzić wielu klasyków grozy. (Nie wiem na ile gra tu rolę współczesne spojrzenie, ale Ćma dzieje się w czasach, gdy liczyło się każdy wysyłany sms, a ludzie jeszcze nie wpadli we wszechobecną sieć - tylko nieśmiałe Gadu-Gadu pozwala ulżyć kosztom komunikacji.) Diaboliczność ciemnych lasów, złowrogi wiatr, groźny jest sam cień przy zachodzie słońca... Nieuświadomione czy zapomniane zło nie przestaje jednak działać, odmieniając ludzi, zakażając ich beznadzieją, marazmem i rutyną. Ci martwi za życia mieszkańcy podgórskich mieścin egzystują bez perspektyw, milczący świadkowie urbanistycznego wymierania. Wszystko to opisane językiem z jednej strony poetyckim, z drugiej bardzo realistycznym, pełnym celnych obserwacji i błyskotliwych porównań. Oczywiście z miejscem dla naszej wyobraźni, zostawianym przez niedopowiedzenia.
W ten spieczony słońcem, chłostany wichrem i ulewą, nakryty cieniem gnijący świat Autor wrzucił historię dwóch licealistek, prymuski Niny i zbuntowanej Kai - każda z nich w jakiś sposób jest rodzinnie pokrzywdzona, każda szuka swojej drogi. Jakże ludzki splot zdarzeń zbliża je do siebie i nie do końca wiedzą, co z tym fantem zrobić. Trzeba tu ponownie zwrócić uwagę na język - bo Autor wykazał się tu dużym wyczuciem i taktem (nawet biorąc pod uwagę fakt konsultowania postaci z osobami z tych środowisk) - uczucia, emocje i zachowania są opisane realistycznie, ale bez epatowania skrajnościami, bez dopisywania krzywdzącej ideologii, są jakby zakotwiczone w powieściowym "tu i teraz" - bez ekstrapolacji na przyszłość czy przemyśleń socjologicznych. Daje się tu tez odczuć oko (i ucho) pedagoga, zarówno w języku dziewczyn, jak i ich postawach czuć realizm, do którego można się odnieść.
Groza. Nie ten powszechnie kojarzony z flakami i krwią (choć i ich tu nie zabraknie...) horror, ale stopniowo narastająca groza oplatająca czarnymi mackami korzenie drzew, wpełzająca bez pardonu w życie mieszkańców Dżerzi i okolic. Skąd biorą się ćmy? Jaką tajemnicę kryje leśniczówka? No właśnie, Motylku, jaką? Wkraczanie w dorosłość Niny i Kai okazuje się szczególne, gdy muszą zmierzyć się z sobą, z otoczeniem i mrokiem, który jest nie tylko metafizyczny. W warunkach podwyższonej wrażliwości i odbierania wszystkiego jako ostateczne (na co słusznie zwraca uwagę Wojtek Gunia w posłowiu) rzeczywistość staje się matnią. Gunia zwraca też uwagę na unikatowy w grozie wybór wieku bohaterek - faktycznie, dotychczas mieliśmy "do dyspozycji" albo dorosłych, ukształtowanych ludzi (najczęściej archetypicznych przedstawicieli Rozumu, naukowców etc.), albo niewinne dzieci stawiające czoła Złu. Ten moment przejściowy skrywa mnóstwo niuansów o dużym potencjale, co Bielawski świetnie udowodnił.
No i właśnie - groza, ale jednak w dużej mierze opowieść o miłości (choć zmierzająca do dramatycznego, brutalnego finału). Ćma jawi się jako genialna pozycja dla styczności z grozą (i weird) dla czytelnika który "boi się horrorów" - serio, ludzie czasem nie chcą czytać o okropnościach, bo po nocach potem nie śpią. Tu mamy świetną historię, realistyczne postaci z którymi można naprawdę się zżyć, niesamowicie (choć ponuro) przedstawiony świat, błyskotliwe porównania (s. 305 "Ludzie jechali autobusem..."), ostry jak brzytwa humor - i stopniowo dawkowany mrok, którym podszyta jest ta rzeczywistość. Czterysta stron z okładem pochłania się bez opamiętania, smakując słowo, nurzając się w tym ponurym (schulzowsko-ligottiańskim - WG) świecie, naznaczonym melancholijna poetyką. Mariaż grozy i powieści obyczajowej? Może, ale bez nachalności. Tu jest tyle smaczków, świeżości swobody w operowaniu konwencją, że wolałbym tego nie szufladkować.
Bielawski po raz kolejny udowadnia, że jeszcze sporo dobrego zdziała w świecie literatury.
Tutaj mnie bardzo okładka przyciągnęła, taka mroczna. Co do książki z początku ciężko było mi się przyzwyczajć do języka, pełnego bluzgów i slangu młodzieżowego ale wiem, że był to zabieg konieczny, inaczej książka w pełni by nie oddała charakteru młodzieży. Książka jest o dwóch nastolatkach z zupełnie innych środowisk ale obie są bardzo zagubione w sobie. Kaja mieszka sama z babcią, jej rodzice za granicą, dziewczyna jest buntowniczką, pali i pije, jest twarda i pyskata i ma mało znajomych. Nina mieszka w wydawałoby się porządnym domu, mama lekarka itp. ale to pozory, między jej rodzicami od dawna się nie układa, mama za dużo pije. Nina ma niby dużo znajomych, z którymi pije i pali ale czy są jej prawdziwymi przyjaciółmi? Nina i Kaja, obie czują się tak naprawdę samotnie. Obie się zbliżają do siebie. W to wszystko został idealnie wplecony wątek legendzie istoty porywającej dzieci. O ile z początku akcja biegła spokojnie to z czasem narasta niepokój. Wszędobylskie ćmy, Nina rzygająca ćmami, Kaja znajdująca obrazki z wizerunkami ciem. Potem się nie dało oderwać od książki, zakończenie smutne ale czasem takie muszą być. Fajna książka!
Bielawski także ochoczo – ale i umiejętnie – sięga po weird, co z jednej strony może zaskakiwać, bo pozornie niedoświadczony autor mierzy się...
Mam na imię Dunkel. Jestem Dunkel. Posłuchaj mojej opowieści. Nie będzie łatwo, nie będzie przyjemnie. Zabiorę cię tam dokąd nie chcesz iść. Nie chcesz...
Przeczytane:2020-05-08, Ocena: 3, Przeczytałam, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2020, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - edycja 2020, 52 książki 2020,
Ależ mnie ta „Ćma” zmęczyła… Zapowiadało się nieźle – mała społeczność, tajemnica, horror. Niestety, im dalej, tym było gorzej. Zmęczył mnie styl. Rozumiem, że tak miało być, że taka konwencja, stylizacja, moim zdaniem jednak było za dużo przekleństw, picia, ćpania i snucia się bez sensu po wioskach i łąkach. Za dużo o jakieś 200 stron. To po prostu było nudne, przesadzone i dla mnie niewiarygodne. Trochę szkoda, bo sam pomysł i historia ciekawe. Szkoda też, że mało było horroru w horrorze.
Czytajcie na własną odpowiedzialność 😉