Największe igrzyska w historii Bożogrobia zakończyły się najbardziej zuchwałymi mordami w dziejach Republiki Itreyańskiej.
Mia Corvere, gladiatorka, zbiegła niewolnica i niesławna zabójczyni musi uciekać. Ponieważ ścigają ją Ostrza Czerwonego Kościoła i żołnierze z legionu Luminatii, być może nigdy nie opuści żywa Miasta Mostów i Kości. Jej mentor Mercurio wpadł w ręce wrogów. Własna rodzina życzy jej śmierci. Jej największy wróg, konsul Julius Scaeva, jest o włos od przejęcia całkowitej władzy w Republice.
Jednakże w trzewiach miasta czeka mroczny sekret. Razem ze swoją kochanką Ashlinn, bratem Jonnenem i tajemniczym dobroczyńcą z zaświatów. Mia musi wyruszyć w niebezpieczną podróż przez Republikę w poszukiwaniu odpowiedzi na zagadkę własnego życia. Arcymrok nadchodzi. Być może. to już ostatni raz noc zapada nad Republiką.
Czy Mia przeżyje w świecie, w którym nawet światło dnia musi umrzeć?
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 2020-08-04
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 683
Tytuł oryginału: Darkdown
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec
Koniec fenomenalnej przygody. Ale to koniec niesamowity, tak jak cała historia Mii Corvere.
Czy życzyłabym sobie innego zakończenia?
Absolutnie nie, bo to jest perfekcyjne. A jezeli jeszcze nie znacie "Kronik Nibynocy", to koniecznie musicie się z niumi zapoznać. Gorąco polecam i z pewnością wrócę do Bożogrobia i na pustkowia Ashkach za jakiś czas.
Wzruszająca i tragiczna opowieść o przyjaźni, miłości, wierności i zdradzie wciąga w strumień fantastycznych obrazów i oszałamiających barw, choć pozostawia...
Oto nadszedł kres świata, który znali. Wraz ze śmiercią Aishy przestała istnieć dynastia Kazumitsu. Zdziesiątkowana rebelia Kagé - niegdyś zaciśnięta pięść...
Przeczytane:2024-02-19, Przeczytałam, Mam, 2022,
Kiedy ukazało się "Wampirze cesarstwo" wiedziałam już, że muszę sięgnąć po prozę J. Kristoffa. Jednak postanowiłam zacząć od serii Nibynoc - tak na rozruch. Poza tym lubię sobie zbierać serie i zaczynać je, kiedy mam wszystkie tomy u siebie - ewentualnie ten ostatni ma się niebawem ukazać.
"Bezświt" jest finałem serii i bezpośrednią kontynuacją drugiego tomu, po który sięgnęłam zaraz po przeczytaniu "Bożogrobia". Skończyło się ono w takim momencie, że po prostu musiałam to zrobić - inaczej nie byłabym w stanie sięgnąć po żadną inną książkę.
W tej części autor dopina wiele wątków, które zaczął w poprzednich tomach, a co za tym idzie jeszcze bardziej poznajemy poszczególnych bohaterów. W dodatku mamy tu motyw morza i piratów, który był jedną z niewielu rzeczy, które podobały mi się w tej powieści.
Kiedy byłam jeszcze w trakcie czytania "Bezświtu" i zyskiwałam coraz większy ogląd na całą serię, z każdą stroną czułam się coraz bardziej rozczarowana. Pomimo tego, że podobał mi się pomysł na świat, system wierzeń, mity oraz pewne wątki przewodnie w poszczególnych częściach; to trzeci tom dobitnie uświadomił mi to, jak bardzo przewidywalna i momentami mdła jest ta seria. Ciągle miałam wrażenie, że to wszystko już kiedyś było, a Kristoff bazuje na doskonale znanych nam motywach z popularnych książek i filmów. To byłoby jeszcze do wybaczenia, gdyby to wszystko było ograne w ciekawy i porywający sposób. Jednak niestety tak nie jest.
Jeżeli czytacie dużo fantastyki to na pewno spotkaliście już przynajmniej kilka podobnych postaci do głównej bohaterki, która jest podobna chociażby do Aryi z "Gry o tron" Martina, Vin z "Ostatniego Imperium" Sandersona czy Lyry z "Mrocznych Materii" Pullmana - a przynajmniej mi je przypominała. Poza tym piaskowe krakeny bardzo kojarzyły mi się z czerwiami z "Diuny", a jedna ze scen z pierwszego tomu była niczym wyjęta z "Carry" Stephena Kinga. Takich skojarzeń miałam mnóstwo w każdym z tomów i tak jak na początku myślałam, że Kristoff jakoś to jeszcze ogra, to każda kolejna część konfrontowała mnie z rzeczywistością i uzmysławiała, że lepiej nie będzie.
Dodatkową rzeczą, która mi przeszkadzała jest wątek romantyczny, który był tak mdły i przewidywalny, że pewne sceny pomijałam, bo w moim odczuciu nie wnosiły niczego do fabuły. Co więcej - miałam wrażenie, że akcja wlecze się niemiłosiernie, a autor bardzo często zamiast zadbać dynamikę i utrzymać uwagę czytelnika, celowo ją mocno spowalnia.
Generalnie ta seria ma wiele zalet - chociażby to, że autor nie boi się opisywać krwawych scen, których jest tu całkiem sporo. Niewątpliwym plusem jest również lekkość pióra, wykreowany świat i...Adonai, którego bardzo polubiłam. Jest również kilka intrygujących zwrotów akcji. Jednakże, kiedy patrzę na całość minusy chyba przeważają nad plusami. I tak sobie myślę, że może zbyt wiele oczekiwałam po tych wszystkich zachwytach nad powyższą serią...
Jeżeli miałabym komuś polecić ten cykl Kristoffa, to przede wszystkim osobom, które dopiero zaczynają z fantastyką lub tym z Was, którzy niekoniecznie szukają czegoś bardzo odkrywczego, a chcą spędzić czas z książką. Myślę, że ta seria mogłaby być dobra na czas wakacji, kiedy niekoniecznie mamy ochotę na czytanie absorbujących książek, jednakże mimo wszystko mam poczucie, że czytelnicy bardziej zaznajomieni z gatunkiem mogą czuć się zawiedzeni.