- On nie zasłużył na światłość, on zasłużył na pokój.
- Mówimy, jak zawsze, różnymi językami – powiedział Woland. – Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda?
- A zatem – ogień ! – zawołał Azazello. – Ogień, od którego wszystko wzięło swój początek i którym wszystko zwykliśmy kończyć.
- Popatrz, oto jest już przed tobą twój wieczysty dom, który otrzymałeś w nagrodę.
Od posłania do okna zalega szeroka droga z księżycowej poświaty, wstępuje na nią człowiek w białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika i zaczyna iść w kierunku księżyca. Obok niego idzie młody człowiek w podartym chitonie, ze zmasakrowaną twarzą. – O, bogowie, o bogowie moi – mówi ów człowiek w płaszczu, – zwracając wyniosłą twarz ku swemu towarzyszowi podróży. – Cóż za wulgarna kaźń! Ale powiedz mi, proszę – na twarzy nie ma już wyniosłości, jest raczej błaganie – przecież ta kaźń się nie odbyła? Błagam, powiedz mi – nie było jej, prawda? – Oczywiście, że nie było – ochrypłym głosem odpowiada mu współtowarzysz – to ci się tylko przywidziało. – Możesz przysiąc? – prosi człowiek w płaszczu. -Przysięgam ci! – mówi ten, który mu towarzyszy, i nie wiadomo dlaczego jego oczy śmieją się . -To mi wystarczy! – zdartym głosem woła człowiek w płaszczu i pociągając za sobą swego towarzysza, wspina się coraz wyżej, ku księżycowi. Podąża za nimi spokojny i majestatyczny olbrzymi pies o spiczastych uszach.
Rękopisy nie płoną.
Przebacz mi i zapomnij o mnie jak najszybciej. Opuszczam cię na zawsze. Nie szukaj mnie, to się na nic nie zda. Z powodu klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą. Czas na mnie. Żegnaj. Małgorzata.
Ludzie są tylko ludźmi. Lubią pieniądze, ale przecież tak było zawsze... Ludzkość lubi pieniądze, z czegokolwiek byłyby zrobione, czy ze skóry, czy z papieru, z brązu czy złota. Prawda, są lekkomyślni... No, cóż... I miłosierdzie zapuka niekiedy do ich serc... Ludzie jak ludzie... W zasadzie są, jacy byli, tylko problem mieszkaniowy ma na nich zgubny wpływ...
Za mną czytelniku! Któż to ci powiedział, że nie ma już na świecie prawdziwej, wiernej, wiecznej miłości? A niechże wyrwą temu kłamcy plugawy język! Za mną, czytelniku mój, podążaj za mną, a ja ci ukaże taką miłość!
W białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika posuwistym krokiem kawalerzysty wczesnym rankiem czternastego dnia miesiąca nisan pod krytą kolumnadę łączącą oba skrzydła pałacu Heroda Wielkiego wyszedł procurator Judei Poncjusz Piłat.
- On nie zasłużył na światłość, on zasłużył na pokój.
Książka: Mistrz i Małgorzata