Po przyjeździe zmienniczka doznała szoku. Mówiła, że inaczej to sobie wyobrażała. Myślała, że będzie siedziała w pięknym domu i piła ze staruszką kawę. Nie bardzo rozumiałam jej zdziwienie. Kawę przecież pijamy z podopieczną. Ha, ha. Pewnie chodziło jej o to, że spodziewała się spotkać przyjazną osobą, która ucieszy się na jej widok, uściska ją i zaćwierka na dzień dobry. Tymczasem pani Kowalski przyjęła ją tak samo chłodno jak mnie. Ja natomiast stałam się już tą dobrą i zaczynały się opowieści: „Bo Basia robi to tak…”. W chwili opuszczania jej domu (a zostałam z niego przecież praktycznie wyrzucona) nagle byłam jej ideałem. Jadzia natomiast chodziła po domu i pytała, dlaczego tu tak śmierdzi. Wąchała szafy. Mówiła, że wszystko wyszoruje i pozbędzie się tego odoru. Tłumaczyłam jej, że to zapach starości, ale ona uparła się, że odświeży szafy, sofy i dywany i przestanie nieprzyjemnie pachnieć.