Wystarczy, byśmy znaleźli się nad Gangesem, a z przerażenia staniemy się Europejczykami na widok i od smrodu płonących na brzegu trupów. Oszalejemy widząc charakterystyczne ogniska i bezłzawych, chudziutkich krewnych, święcie przekonanych o reinkarnacji. Dostrzeżemy w tym jedynie barbarzyństwo, pogaństwo i na złamanie karku popędzimy do domu. Pozwalano nam zerkać jedynie w krematoryjny wizjer, by nie było deficytu koszmarów, a i to do czasu. Słyszymy nie potrzaskiwanie bambusa, a stuk wbijanych gwoździ. Najpierw delikatny, później z ociąganiem się.