Pacjenci miewają gorsze dni. Mają do tego prawo. Było to naturalne zjawisko, element procesu leczenia.
W życiu zdarzają się takie etapy, kiedy wszystkie nieszczęścia uderzają naraz. Osobno można je rozpracować albo odchorować, zastanowić się co dalej. Ale razem wydają się nie do pokonania.
Jedno można śmiało powiedzieć o Słowianach – umiemy się dobrze bawić.
„Michel de Montaigne, szesnastowieczny filozof francuski, rozmyślał intensywnie nad istotą człowieczeństwa. Według niego lekarze są w o tyle korzystniejszym położeniu, że <słońce opromienia ich zwycięstwa, a ziemia skrywa klęski>. Wiem już, że pielęgniarkę, która popełnia błąd, traktuje się inaczej niż w analogicznej sytuacji lekarza.
- My nie stajemy za sobą murem, a środowisko lekarskie owszem – mówi mi koleżanka po tym, jak ktoś zamiast wstrzyknąć lek do żyły, podaje go dooponowo i środek trafia wprost do kanału kręgowego czy do przestrzeni podpajęczynówkowej, co jest fatalne w skutkach. Prosta sprawa. Właściwy lek, właściwy pacjent, właściwa dawka, błędny sposób podania. – Założę się, że prawo do wykonywania zawodu straci pielęgniarka, która lek dostarczyła, a nie lekarz, który go podał.”