Słońce rozdziera nareszcie chmury i aby rozweselić posmutniałą Naturę, rzuca swoje promienie na jej oblicze. Piszę ten list siedząc na wprost balkonu i podziwiając odwieczne światło, które zaczyna już zapadać za rozpłomieniony widnokrąg. W powietrzu spokój. Pola, choć zmoczone niedawnym deszczem, z drzewami już bezlistnymi, zarzucone zielskiem, wyglądają weselej niż przed tą nawałnicą. Tak to, mój Lorenzo, człowiek dotknięty nieszczęściem otrząsa z siebie troski przy pierwszym przebłysku nadziei, oszukuje swoją żałosną dolę radości
Słońce rozdziera nareszcie chmury i aby rozweselić posmutniałą Naturę, rzuca swoje promienie na jej oblicze. Piszę ten list siedząc na wprost balkonu i podziwiając odwieczne światło, które zaczyna już zapadać za rozpłomieniony widnokrąg. W powietrzu spokój. Pola, choć zmoczone niedawnym deszczem, z drzewami już bezlistnymi, zarzucone zielskiem, wyglądają weselej niż przed tą nawałnicą. Tak to, mój Lorenzo, człowiek dotknięty nieszczęściem otrząsa z siebie troski przy pierwszym przebłysku nadziei, oszukuje swoją żałosną dolę radości