„Czuję, jak odrzuca moją prawą rękę i… ręki nie ma. Przekręcam się na lewy bok. Ciemno przed oczami. Chętnie wołałbym o ratunek. Nic z tego.
Zbieram myśli. Nie mogę pozwolić sobie na słabość. Dowódca odpowiada za drużynę. Trzeba ratować chłopaków. Póki szkopy nie ponowią kanonady.”
Około tysiąca osób ukrywało się w gruzach lewobrzeżnej Warszawy. Przetrwało i uratowało się kilkaset. Wszyscy byli niewątpliwymi bohaterami ostatnich miesięcy wojny. Warszawa powinna o nich pamiętać. Polacy powinni o nich pamiętać... Odchodzą świadkowie. Niechaj pozostanie zapis ich przeżyć.
„Mieszkamy praktycznie na cmentarzu. Jeszcze przez wiele dni po naszej ucieczce Niemcy wyprowadzali ludzi na podwórko, rozstrzeliwali, oblewali zwłoki benzyną i podpalali. Wciskaliśmy się w najdalszy kąt kryjówki, by nie widzieć, nie słyszeć. Nadaremnie! Wyobraźnia była silniejsza. I tak stawaliśmy się świadkami egzekucji. Za pierwszym razem, trzecim, piątym, dziesiątym – zawsze.”
„Uciekać! Wiem, ze szansy nie ma żadnej, wolę to jednak od marszu na własny pogrzeb. Ale kiedy nadejdzie ta sprzyjająca chwila? I gdzie się skryć? O, choćby w tym płonącym domu na Ogrodowej!”
„ – Nie idźcie tam! – wołają. – Mordują każdego, kto na ich drodze!
Zawrócić? Ale dokąd? Wszędzie to samo.”
„Stanowiska powstańcze rozbija artyleria. Nacierają ciężkie jednostki pancerne, a potem piechota, wyposażona w karabiny maszynowe, granatniki, peemy. Lawina ognia i stali. Ale powstańcy ze swoimi pistolecikami i butelkami podejmują nierówny pojedynek. Odpierają atak za atakiem, a jeśli muszą wycofać się pod naporem przeważających sił, uzupełniają straty, reorganizują się i ruszają do przeciwnatarcia.”
„Szlag trafił Robinsonową dyscyplinę. Nie da się zapanować nad błyskawicznie pogłębiającą się apatią. Prawie nie wychodzą, nie odzywają się do siebie, niechętnie żują podtykane przez Marysię posiłki. Nawet ich kominek – żarzące się koksiki – nie potrafi zabić rosnącej obojętności. Wania ginie na całe dni. A niech łazi, gdzie chce… Coraz częściej bije artyleria zza Wisły. A cóż to ma za znaczenie… Jeśli istnieje granica ludzkiej wytrzymałości, to oni ją właśnie przekroczyli.”
„Patrzy na niekończące się tłumy warszawiaków opuszczających miasto Grzybowską i Pańską, na ich bezgraniczną rozpacz i upokorzenie. Ale on, piekarz ze Śliskiej, nie dzieli ich losu, zostaje w Warszawie, nawet gdyby miał to przypłacić życiem. Czuje się po trosze jak kapitan statku pozostający na pokładzie do końca. Może bardziej Robinson…”
„Ale strzał nie pada. Niemcy zgrupowani w rejonie Ogrodu Saskiego, niezorientowani, co działo się na placu Bankowym, biorą Pęczkowskiego za swojego. Nawet na myśl im nie przyjdzie, że ten żołnierz w esesmańskim mundurze, w panterce, z niemiecką bronią, znajdujący się w środku ich stanowisk, jest powstańcem, a on jeszcze niewiele rozumie poza tym, że żyje. „
„Piekielnie wszystko poplątane. Uczniaki, zamiast siedzieć w szkolnych ławkach, wypełniają narodową misję! Uczymy się życia na gwałcie. Poznajemy dwa rodzaje śmierci: dobrej i złej, dwa rodzaje przemocy: nikczemnej i sprawiedliwej. Zaledwie doświadczyliśmy życia, stajemy się sędziami…”
„Czuję, jak odrzuca moją prawą rękę i… ręki nie ma. Przekręcam się na lewy bok. Ciemno przed oczami. Chętnie wołałbym o ratunek. Nic z tego.
Zbieram myśli. Nie mogę pozwolić sobie na słabość. Dowódca odpowiada za drużynę. Trzeba ratować chłopaków. Póki szkopy nie ponowią kanonady.”
Książka: Nie umieraj do jutra