- Ja tego nie rozumiem, Natalie. Tak dobrze radzisz sobie z dziećmi.
Ślub to coś więcej niż dzień, w którym dwoje ludzi się pobiera, coś więcej niż suknia i smoking; w małżeństwie chodzi o nią i o niego.
Nie sposób poznać drugiego człowieka. Nie słuchaj, kiedy ktoś ci wmawia, że jest inaczej.
Gdy go poznałam, był jak zielona łodyżka przebijająca się przez bura ziemię. Albo jak fajerwerk rozbłyskujący na ciemnym niebie. Czaiła się w nim obietnica. Jawił mi się czysty, ekscytujący. Był dla mnie wszystkim.
Gdy wychylał pierwszy kieliszek, poczuł, jak przechodzi go prąd; przypominało to trochę orgazm. Chwila zapomnienia, relaksu całego ciała. Tylko tyle i aż tyle.
Jedni mówią, że ich ulubionym zapachem jest woń świeżo upieczonego chleba, drudzy że kawy, jeszcze inni że ogniska. Simon od najmłodszych lat upodobał sobie zapach piwa. Nic tak nie pobudzało jego zakończeń nerwowych.
Tata nie lubił, jak światło padało na grający telewizor; mama nie lubiła wścibskich sąsiadek. Stanęło na tym, że mimo wczesnej pory siedzieli po ciemku.
- Ja tego nie rozumiem, Natalie. Tak dobrze radzisz sobie z dziećmi.