Łukasz Orbitowski to fenomen w polskim horrorze. Porzucił inspirowanie się zachodnimi mistrzami gatunku i stworzył własny, unikalny styl. Oczywiście nadal nawiązuje do klasków, jednak jest to zazwyczaj świadome, literackie mrugnięcie okiem, a nie przenoszenie zachodnich motywów na rodzimy grunt, co widać u takich twórców jak Robert Cichowlas, Jacek M. Rostocki, Kazimierz Kyrcz czy Dawid Kain (fragmentarycznie też u Jarosława Grzędowicza). Orbitowski bowiem, nawet gdy wykorzystuje pomysły ograne, wykręca je na swój sposób, okraszając polską mitologią, historią oraz celnymi obserwacjami społeczno-kulturowymi. Mało tego, z każdej opowieści wyciska wszelkie soki, wznosząc je bardzo często w sferę metafizyki lub przynajmniej dodając aspekt analityczny, poruszający ważne, aktualne dla człowieka problemy. Nadchodzi, opublikowany niedawno zbiór opowiadań, to potwierdza, a także ugruntowuje pozycję autora na szycie horrorowego podium.
Wybór zawiera pięć tekstów: Popiel Armeńczyk, Strzeż się gwiazd, w dymie się kryjj, Cichy dom, Zatoka tęczy oraz tytułowe Nadchodzi. Pod wieloma względami są to bardzo zróżnicowane historie, łączy je jednak kilka kwestii – przede wszystkim zmaganie się z upiorami, klątwą i własnym przeznaczeniem, przed którym nie da się uciec, ponieważ zawsze nas odnajdzie, czy to pod postacią Jakuba Weissa, czy też martwego anioła. To bardzo równe opowiadania z małą tendencją spadkową w przypadku Zatoki tęczy, której zamysł rozmywa się przez oględne zakończenie, sprawiające (z powodu nadmiaru niedopowiedzeń) problemy interpretacyjne, tym samym komplikując odbiór całości. Lecz nie zmienia to faktu, iż nawet ten tekst okazuje się zajmujący, pełen nastroju grozy.
Gdybym miał ocenić, która z historii najbardziej przypadła mi do gustu, musiałbym to zrobić w dwójnasób, rozdzielając na dwie kategorie: stylistyczną i koncepcyjną. W tej pierwszej wygrywa Nadchodzi, opowieść najdłuższa w zbiorze, którą można by wydać swobodnie jako odrębną książkę (podejrzewam, że w przypadku innego wydawcy zapewne tak by się stało). Niniejsze opowiadanie jest jak szkatułka zawierająca kilka innych szkatułek, w których znajdują się poszczególne historie, budujące całość. Narracja pierwszoosobowa świetnie się sprawdza, a język wręcz płynie, urzekając swoim pięknem i celnością. Nawet w finale, kiedy dochodzi do nagromadzenia różnych elementów oraz przeplatania się przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, materia stylistyczna nie zwalnia nawet na chwilę, ani przez moment nie tracąc celności, wdzięku. Nadchodzi zadowala również fabularnie, szczególnie kapitalnym wykorzystaniem przed- i powojennej historii Polski. Dodatkowo Orbitowski bierze na warsztat jeden z moich ulubionych motywów – predestynację, niemożność uwolnienia się od tego, co się wraz ze swoimi czynami „kupiło”, a co prędzej lub później musi do nas wrócić. Oryginalne przedstawienie tego konceptu dodaje rumieńców opowiadaniu, a poczynione w nim obserwacje czynią je dojrzałym, inteligentnym.
Natomiast jeśli miałbym wybrać swój ulubiony utwór pod względem koncepcyjnym, padłoby na Strzeż się gwiazd, w dymie się kryj. Jedyny w zbiorze tekst opowiadający o kobiecie i z jej perspektywy pisany. Orbitowski porusza w nim kwestię pogodzenia się singielki z ciążą, jej lęków odnośnie do radzenia sobie z dzieckiem i tego, jak będzie znosiła poszczególne elementy jego życia. Na marginesie historia zahacza o metafizykę, sprawę życia po życiu oraz zakres czynności, jakie matka jest w stanie wykonać, aby ocalić swoją pociechę, nawet nienarodzoną. Strzeż się gwiazd, w dymie się kryj zadaje też pytanie o to, czy da się wyleczyć duszę człowieka, który jest niejako uszkodzony, pokazując jednocześnie, co musi on poświęcić, żeby to sobie uświadomić. Przerażająca do szpiku wizja.
Pozostałe teksty również warte są uwagi. Popiel Armeńczyk ze względu na intrygujące wykorzystanie motywów z Króla-Ducha Juliusza Słowackiego, a także zastanawiającą wizję polskiej wsi w czasie niemieckiej okupacji. Cichy dom przez cudownie sugestywny nastrój wędrówki ze zwłokami anioła przez las, co momentami budziło konotacje z Antychrystem Larsa von Triera – dawno nie miałem przyjemności czytać historii z taką dawką grozy, która aż wylewała się z kartek, apogeum osiągając w okolicach zakończenia. Zatoka tęczy, mimo wspomnianych problemów z finałem, poprzez zajmującą wizję pierwszego lotu na Księżyc i tego, co Rosjanie tam znaleźli. W każdej z tych opowieści drzemią niesamowite pokłady klimatu, ale – co najlepsze – wcale nie to w nich jest najważniejsze, ponieważ, oprócz pełnienia funkcji „straszaka" są one nośnikami wnikliwych spostrzeżeń, analiz, pytań o człowieczeństwo i kontakt człowieka z tym, co pozornie nieprawdopodobne. Magii wszystkiemu dodaje stylistyka, która swoją trafnością, precyzyjnością, zwiewnością udowadnia, że Łukasz Orbitowski nie ma sobie równych wśród współczesnych polskich twórców horrorów – szczególne tych inteligentnych, tych z duszą, głębią.
Mistrzowska opowieść o nas samych 1983, okres największej beznadziei Polski Ludowej. Po prowincjonalnych parafiach rozchodzi się wieść o Maryi ukazującej...
Kultowe opowieści Łukasza Orbitowskiego Niewyjaśnione samobójstwa taksówkarzy. Droga widziana tylko przez nielicznych. Spalony blok z lokatorem, którego...