Chun Sue to zwykła chińska nastolatka. Gdy ją poznajemy, kończy właśnie gimnazjum tłumiące indywidualność ucznia i jest początkującą dziennikarką. Przed nią egzaminy do szkoły średniej. Ponieważ nie udało jej się dostać do elitarnej "dwójki", kieruje się w stronę zawodówki nazwanej X i YZ (to nie jedyny przykład szyfrowania- dwaj mężczyźni, których kochała, są oznaczeni jako G. I T.). XiYz to szkoła jeszcze gorsza od jej gimnazjum.
Obowiązuje tu zasada bezwzględnego posłuszeństwa. Uczniowie musieli wykuwać na pamięć broszurkę "wytyczne dydaktyczno- wychowawcze dla uczniów", z której byli szczegółowo odpytywani. Wiele punktów tego regulaminu było całkowicie absurdalnych. Jeśli na przykład ktoś chciał jeść obiad w domu, a nie w stołówce, musiał przynosić specjalne zaświadczenia od rodziców. Zakazane były wizyty osób z innych szkół. O żadnych ekstrawagancjach fryzurowo- ubraniowych oczywiście nie mogło być mowy.Za każde przewinienie jednego delikwenta cała klasa traciła punkty. Obniżeniem punktacji grozi zła ocena, a także nieobecność- także ta usprawiedliwiona chorobą!
Nawet miłe chwile odprężenia, jak ferie, były psute przez upiornego dyrektora szkoły. Posłuchajmy zresztą wspomnień dziewczyny: "Mój pierwszy semestr w szkole średniej dobiegł końca i zaczęły się zimowe ferie. Rzecz jasna wszyscy uczniowie musieli się zebrać na boisku, żeby wysłuchać przemowy naszego wielkiego, tłustego politruka, starego Wanga. - Nie ma mowy o żadnych dancingach, dyskotekach i innych takich. Są takie miejsca, niby "dla młodzieży uczącej się", czy może dla "włóczącej się"- zapamiętajcie sobie, to nic dobrego. I nie chodźcie na łyżwy nad rzekę, bo słyszałem, że znów ktoś tam ostatnio utonął. Jak chcecie sobie pojeździć, poproście rodziców, żeby pozwolili wam zrobić parę kółek na sztucznym lodowisku. Nasza szkoła miała już dosyć kłopotów. Troje gimnazjalistów z ostatniej klasy, jedna taka Lei, z drugą Na i... nie będę wymieniał nazwisk, żeby nie robić im wstydu- całe ferie nic tylko się bawili, balowali co wieczór przez tydzień z okładem i jak wrócili do szkoły, to ich oceny poleciały z pieca na łeb. Dziewczyny ledwie zostały dopuszczone do egzaminów wstępnych do szkoły średniej. Chłopak przyszedł do szkoły z całym rządkiem kolczyków w uchu i włosami ufarbowanymi na blond- chłopak, wyobrażacie sobie? Odesłałem go ciupasem do domu, bo to już było regularne chuligaństwo!" I ciesz się tu, uczniu, z ferii po takiej przemowie...
Mimo wzrastania w odmiennej kulturze Chun Sue jest typową nastolatką, podobną do tych, które spotykamy codziennie na ulicach. Nie ma szczęścia w życiu uczuciowym- tkwi po kolei w nieudanych związkach, ponieważ nie ma siły pierwsza zerwać. Poszukuje sensu życia. Jest bardzo wrażliwa. Ukojenie przynosi jej przyroda (niektóre opisy krajobrazów są wyjątkowo urokliwe) oraz poezja. Część wierszy, które znajdują się na kartkach książki, napisała ona sama, część z kolei stworzona przez przyjaciół dla niej. Odprężenia szuka w muzyce- kocha rock and rolla. Nie chce się na ślepo podporządkowywać bzdurnym szkolnym wymaganiom. Swój bunt demonstruje na zewnątrz, zmieniając ciągle kolory włosów. Jednym słowem- typowa nastoletnia dziewczyna. Jej opowieść jest prosta i szczera do bólu. Każdy dorastający człowiek może bez problemu utożsamić się z jej światem, rozterkami wewnętrznymi.
Książka wprawdzie nie rewelacyjna, ale na pewno bardzo dobra. Polecam przede wszystkim młodym ludziom, ale i dorośli będą czytać bez znużenia.
Kalina Beluch