Wyobraźmy sobie uroczą historię miłosną, która rozpoczęła się od guzika. Konkretnie - od guzika bluzki na piersiach niejakiej Danki, która wraz z paroma innymi osobami bawiła się na imprezie. Jeden z obecnych tam chłopaków był bardzo zainteresowany, czy guziczek łatwo się odpina. Danka pozwoliła mu osobiście sprawdzić. Tak zaczęła się wielka miłość. Niestety nie przetrwała ona zbyt długo. Młodzi mieli się rozstać. Jednak nieoczekiwanie... pękła prezerwatywa i tak narodził się narrator powieści. Jakież to urocze i romantyczne, prawda? Ale wróćmy do treści. Co się odwlecze, to nie uciecze. Do rozwodu doszło, gdy syn miał dziesięć lat. Wcześniej przez dłuższy czas Danka zdradzała męża. W końcu ostatecznie rzuciła go dla kochanka, za to zostawiła mu na pociechę dziecko. To nie jedyna, jak się okazało, ucieczka Danki. Wiele lat później wpadła na własne życzenie w kłopoty finansowe, kradnąc i zaciągając długi. W jaki sposób uciekła przed tymi problemami? Przeczytacie Państwo sami. To tyle, jeśli chodzi o część pierwszą. Część drugą stanowią dwa naprzemienne wątki - przygody kosmonauty, który zresztą regularnie przeżywa odlot dzięki specjalnym pastylkom oraz obrzydliwie wulgarne sceny erotyczne zakończone zupełnie nieśmiesznym, wyjątkowo prostackim dowcipem. Zastanawiam się do tej pory - po co w ogóle ta druga część? Przecież pierwsza stanowi zamkniętą całość. Czyżby autor uznał, że skoro w niej jest momentami duszno od emocji, to trzeba, żeby było porno? W ogóle aż trudno uwierzyć, że te teksty pisała jedna osoba. Część pierwsza jest inteligentna i wciągająca. Przygody kosmonauty również są na niezłym poziomie. Natomiast sceny pornograficzne stanowią rażący kontrast - są obrzydliwie wulgarne. Dowcip na końcu jest wyjątkowo żenujący i całkowicie nieśmieszny (a zdarzają się przecież dosadne żarty, które autentycznie bawią). Czyżby autor cierpiał na rozdwojenie jaźni? Chyba że chciał udowodnić, że potrafi pisać w różnych stylistykach. Trudno to jednak uznać za usprawiedliwienie. Decyzja o włączeniu do książki części drugiej nadal jest dla mnie niezrozumiała. Autor mówi na początku: "Część pierwsza jest dla hien szukających cuchnącego ludzkiego mięsa. Część druga dla szaleńców zainteresowanych jedynie mięsem literatury". Trzymając się tej poetyki: mięso w części pierwszej jest lekkostrawne, dobrze przyprawione, podlane sosem z delikatnymi nutkami pieprzu oraz piołunu (w opowieści wyczuwa się bowiem lekką gorycz dziecka opuszczonego przez matkę). Część druga zawiera odrobinę w miarę smacznych kawałków (przygody kosmonauty), ale jej całość jest całkowicie niestrawna. Budzi awersję, a u czytelników o wrażliwych żołądkach może wywołać odruch wymiotny. Szkoda. Gdy czytałam część pierwszą, miałam ochotę nawet postawić piątkę, tak mi się podobało. Niestety część druga zdecydowanie obniżyła notowanie. Zasługuje na najwyżej słabą mierną. Ocena całości wypada więc tak, jak Państwo widzą na górze strony. Kalina Beluch
Pan dyrektor Adam Kaczanowski pokazuje nam Nowe zoo. Wszystkie zwierzęta wyglądają fantastycznie, są dobrze odżywione. Szczególnie dobrze wyglądają aluzja...
Te same - niezbyt spektakularne, a właściwie paraliżujące swoją zwyczajnością - zdarzenia oglądane z perspektywy trójkąta nieszczęśników: mężczyzny, kobiety...