Zwyczajnie - miłość (XXI) Zakończenie
Bardziej biologiczno – psychologiczna, czy bardziej duchowa? – mniejsza z tym. Jej głód jest w nas wpisany i tak naturalny jak łaknienie pokarmu i wody. To, że bez miłości wszystko jest zbyt trudne i nic tak naprawdę nie ma większego sensu chyba każdy czuje przez skórę. Każdy jej pragnie, szuka, przeżywa rozterki, czasami wątpi czy istnieje, ale kiedy spojrzy się na pary ludzi trzymających się za ręce, zapatrzonych w siebie po wieloletnim związku to człowiek przestaje mieć wątpliwości. Jest możliwa, na świecie zdarza się prawdziwa miłość, jest wokół nas, a kiedy już się ludziom przydarzy to nie ma na ziemi większego szczęścia. Czy istnieją ludzie odgórnie sobie pisani? Nie wiem. To, że miłość zaczyna się tam, gdzie przestaje się liczyć „ja”, a zaczyna się liczyć – „on”, „ona”, jego, jej szczęście - wspominałam. Jeszcze coś?.. Coś na temat tego, jak zdobyć wzajemność ukochanej osoby? Hm. Fakty są takie, że możesz znać psychikę faceta i próbować być idealną, dopasować się we wszystkim, a on odwraca się i zakochuje się w jędzy, która na niego wrzeszczy, nie wie czego sama chce i nawet cycków nie ma. Możesz ukochanej dziewczynie kwiaty sypać pod stopy, chodzić z nią do teatru, spełniać wszelkie kaprysy i robić wszystko, co podpowiedziały ci poradniki, a ona zakocha się w typie, który nawet zatelefonować do niej nie raczy. Jaki wniosek? Nie warto robić niczego na siłę i niczego udawać. Nawet jeżeli miałoby to podziałać – zakocha się w odgrywanej postaci, a nie w tobie. Tego chcesz? Jedyna zasada – nic na siłę. Bez presji, nacisku. Akurat w tych sprawach wywieranie presji działa przeciwnie. Nie za dużo informacji na raz. Powolne odkrywanie siebie nawzajem, budzenie ciekawości, zainteresowania zwykle przynosi lepszy rezultat. Reszta – sprawa zupełnie indywidualna. Każdy szuka podług siebie, aby zagnieździć się całą swą złożoną osobowością w drugiej osobowości z poczuciem, że to jest to, tu mi pasuje. Udawanie, silenie się na bycie idealnym, obraca się najczęściej przeciwko nam – niestety.
Pora teraz na rozwiązanie zagmatwanej miłości Magdy. Stanęła przed dylematem. Wiedziała już, że kocha swojego przypadkowego męża, chciała do niego jechać, ale to nie było takie proste. Najpierw miała rozmowę z mamą, która zabraniała jej jakichkolwiek wycieczek, a tym bardziej tak dalekich. Dopiero wyszła ze szpitala, nie była ubezpieczona na terenie Bułgarii i jakby coś się stało, to nawet o pomoc medyczną byłoby trudno i tak dalej i tak dalej. Anna miała wiele argumentów przeciw temu, aby córka wyjeżdżała. Jak to matki mają w naturze chciała chronić swoje dziecko przed zagrożeniami świata, a islamski region Bułgarii nie wydawał się bezpiecznym terenem dla samotnej, młodej kobiety w ciąży. Tym bardziej, że nie znała języka, a ciąża, dopiero co, była zagrożona. Monika też wcale nie pomogła. Siedziały wieczorem w pokoju. Dziewczynki, które z nią przyjechały spały już w sypialni obok. Monika usiadła na łóżku Magdy z dość posępną miną.
- Ja wiem, że jesteś zakochana i martwisz się teraz o Dawida. Wiem jak to jest, ale uwierz mi, nie warto ryzykować całej swojej przyszłości i przyszłości swoich dzieci dla faceta. Tutaj, na miejscu możesz skończyć studia, rodzice ci pomogą, dzieci będą bezpieczne, a tam? Jak tam pojedziesz to możesz już nie wrócić. Dawida nie ma, bo gdzieś wyjechał, a oni mogą potraktować cię jak swoją własność do której mają prawo. Zatrzymają i nawet nie zadzwonisz do domu. Zabiorą ci dzieci i zrobią z nimi co zechcą. Nawet nie będziesz miała prawa ich obronić.
- Daj spokój. Takie rzeczy może dzieją się w Iraku, ale nie w Bułgarii. Coś ci się pomyliło.
- Bo co? Ty wiesz jak jest w Bułgarii? Czytałam trochę na temat handlu ludźmi na ich muzułmańskich terenach i o traktowaniu dziewcząt. To inny świat. Tutaj twoje dzieci będą bezpieczne, a tam, nie wiesz jak będzie. Chcesz Dawida, to zadzwoń, żeby tu do ciebie wrócił, a jak nie wróci, poradzisz sobie z pomocą rodziców. Później jeszcze poznasz nie jednego faceta.
- Nie mam zamiaru tam jechać, żeby z nim tam zamieszkać, tylko, żeby mu pokazać, że chcę z nim być. On już dosyć zrobił. Ja nawet nie wiem czy teraz zechce ze mną rozmawiać. Wiesz ile czasu czekał na jakikolwiek znak ode mnie? Nie ma teraz lepszego znaku, niż pojawić się tam osobiście.
- Chcesz ryzykować życiem swoim i swoich dzieci? Żaden facet nie jest tego wart. Żaden.
- Dobrze ci mówić, jak masz już swoją rodzinę, swojego Sławka, dziewczynki, które mają ojca. Ty jakoś poszłaś za swoim facetem i nie słuchałaś nikogo. Sama zdecydowałaś. Teraz pozwól, że ja zdecyduję.
- Magda, ty nawet nie wiesz co mówisz. Nawet nie wiesz. Gdyby to wszystko było takie łatwe.
- Co takiego? Żałujesz, że za nim poszłaś?
- Słuchaj. – tu Monika zapatrzyła się w końce swoich palców stukających o siebie kolorowymi paznokciami, zamyśliła się zbierając myśli – Wtedy, ja już nie mogłam wytrzymać na tych studiach. Chciałam pomagać ludziom i myślałam, że chcę być lekarzem. A potem, jak przyszły sekcje zwłok, analizowanie ran i ropni chciałam stamtąd uciec. Bałam się tylko powiedzieć to rodzicom i zawieść wszystkich. Sławek w pewien sposób dał mi wolność. Miałam pretekst, żeby uciec od presji całego świata, od niezadowolonych i rozczarowanych min rodziców. Uciekłam. Na początku mi to pasowało. Opieka nad domem i dziewczynkami dawała mi satysfakcję, a Sławek zarabiał i podejmował ważne decyzje. Dobrze było. Teraz coś się zmieniło. Kontroluje każdą złotówkę, którą wydam, każde moje wyjście, wciąż ma więcej wymagań, zastrzeżeń i więcej czasu spędza w pracy. Ciągle wyjeżdża na jakieś delegacje i wraca coraz bardziej niezadowolony z tego co ja robię, jak wychowuję dzieci, jak się ubieram. Nic mu nie pasuje. Wydaje mi się, że ma kochankę. Te jego preteksty, żeby nagle wyjść i wrócić nad ranem są coraz głupsze. Ja natomiast nie mogę nic. Mieszkanie należy do niego, nie mam pracy, zawodu, a dziewczynki są w niego zapatrzone. Jak wspomniałam, że mam dosyć takiego życia, chciałam coś zmienić, to spokojnie odpowiedział, że jak mi nie pasuje mogę iść mieszkać pod most, ale dzieci nie dostanę. Jego stać na prawników, na opłacenie świadków, a ja nie mam nic.
- Musisz to powiedzieć rodzicom. Na pewno ci pomogą.
- I co zrobię? Rozwiodę się z nim? Rozwalę cały świat dzieciom? Dziewczynki tam mają swoje życie, przedszkole, przyjaciół. Z resztą. Jak mogłabym ojcu dokładać teraz taką informację i kto mi da gwarancję, że dzieci zostaną przy mnie? Nic nie zrobię. Jest za późno. Dokonałam wyboru z własnej nieprzymuszonej woli i teraz poniosę tego konsekwencje. Koniec. Ty jednak możesz jeszcze ułożyć wszystko tak, żeby za kilka lat nie żałować i nie nienawidzić siebie za swój wybór. Tak?
- Nienawidzisz siebie za swój wybór? – Magda z przerażeniem spojrzała napełnione łzami oczy siostry
- Nie mów nikomu, ale czasami jak go długo nie ma i słyszę, że gdzieś był wypadek mam nadzieję, że to on…, że rozwalił się gdzieś i zaraz ktoś przyjdzie z wiadomością, że nie żyje i jestem wolna.
- Ale to jest… - Magda na chwilę zaniemówiła patrząc na siostrę szeroko otwartymi z przerażenia oczami – to jest… - brakowało jej słów. – Ty mu życzysz śmierci? Każdego dnia jesteś z nim, dzielisz z nim wszystko i życzysz mu śmierci? Tak nie można żyć. Nie wolno.
- Nie rozumiesz? To nie jest takie proste. Życie nie jest takie proste. Kiedyś też myślałam, że miłość wszystko załatwi i wszystko będzie pięknie, bo przecież byłam zakochana, ale tak nie jest. Rozumiesz? Życie jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Może ty chociaż pomyśl, zanim podejmiesz pochopne decyzje. Co? Dla mnie nie ma odwrotu. Ty możesz tu zostać, skończyć studia, zyskać niezależność i kiedyś sama decydować o przyszłości swojej i dzieci. Nie musisz iść w moje ślady.
- Ale ja tu wrócę i skończę studia. Mój Dawid nie jest twoim Sławkiem. Nie znasz go. Wiele już przecierpiał, mnóstwo ciosów dostał od życia i od ludzi za to, że urodził się tam, gdzie się urodził, a ja nie mam zamiaru wydzielać mu kolejnych. Rozumiesz? Chcę, żeby wiedział, że może na mnie liczyć, że ma mnie po swojej stronie, zawsze i wszędzie. To jest co innego.
Nikt nie był w stanie przekonać Magdy, ale rodzina już posiała w niej na tyle wątpliwości, że wahała się. Bała się. Gdyby tylko wiedziała, że Dawid tam jest i czeka, a on wyjechał i nie wiadomo było czy wróci. Próbowała się jeszcze dodzwonić do swojego męża, pisała do Eleny mając nadzieję, że od niej dowie się czegokolwiek. Odwiedzając ojca powiedziała tylko, że z Dawidem nie ma kontaktu. Czekała przez kilka dni, zanim dostała informację od Eleny, że Dawid został ranny i helikopter wiezie go do szpitala. W tym momencie przerażona stwierdziła, że dłużej na miejscu nie usiedzi i jedzie, cokolwiek by ją miało na miejscu nie spotkać. Matka kategorycznie się sprzeciwiła, ale nie słuchała. Zaczęła pakować rzeczy, a później pojechała do ojca. Matka już tam była. Siedziała obok niego na łóżku.
- Jak mam jej pozwolić? – pytała przez łzy – Jest w ciąży. Nie wiadomo w jakim Dawid jest stanie, czy w ogóle jest przytomny i czy ją pozna. Wiadomo co ją tam czeka?
- Aniu wiem, że się boisz. Ja też – profesor dłonią pogładził twarz żony – Ale jak ona postanowiła, nie powstrzymasz jej. Pamiętasz jak z nami było? Wyobrażasz sobie, żeby nas ktoś powstrzymał?
- Nie ma takiej opcji – odpowiedziała Anna przez łzy, przytuliła twarz do dłoni męża i pocałowała ją – Zdrowiej szybciej, bo cię potrzebuję. Ja sama nie dam sobie z tym rady.
- No przecież staram się jak mogę… O, córcia – zauważył teraz Magdę – Chodź kochana. Mamy tu z mamą słówko do ciebie. Podobno wybierasz się do Bułgarii… - Ojciec dał swą kartę kredytową, wypowiedział przekonanie, że sobie na pewno ze wszystkim poradzi, ale ostrzegł.
- Masz mieć ze sobą stale telefon. Nigdzie nie zostawiać. Dokumenty i jakieś pieniądze najlepiej wszyć w bieliznę, żeby nie zgubić i żeby nie okradli. I masz dzwonić codziennie. Masz mi mówić dokładnie gdzie jesteś i co się dzieje. Jak nie zadzwonisz wynajmuję detektywa, siadam w samolot i lecę po ciebie. Pamiętaj.
- Tak. Pewnie. Od razu po zawale tatuś.
- Żebyś wiedziała. Jak nie umrę w drodze, to tutaj z nerwów, więc nie bagatelizuj tego. Codziennie. Pamiętaj.
Magda była już zdecydowana i szukała w Internecie połączenia lotniczego, gdy Michał zawiadomił ją, że jedzie razem z nią.
- Miałem właśnie w planach wakacje, a Bułgaria to pomysł pierwsza klasa. I w dodatku rodzice nie dość, że dadzą mi teraz na to kasę, to jeszcze będą mi wdzięczni, że cię przypilnuję. To się nazywa dobry plan. Sławek zaklepał nam już tani przelot na jutro.
Zebrali się, spakowali, polecieli. Anna odetchnęła dowiedziawszy się, że Michał leci razem z siostrą. We dwójkę, to zawsze było co innego, niż gdyby miała lecieć sama. Magda wysłała zawiadomienie o swym przyjeździe do Eleny, wzięła od niej numer telefonu. Ubrała się w luźne bojówki, zapinaną, powiewną koszulkę i marynarkę. Na szyję zarzuciła kolorową apaszkę w kwiatki, aby przed wyjściem z samolotu przewiązać nią włosy i nie razić tubylców swą odsłoniętą głową.
Lotnisko było gwarne, jak wszędzie. Zamieszanie przy odbiorze bagaży nie mniejsze. Najpierw poszli po bagaże, a później ruszyli na poszukiwanie Eleny, która miała tu na nich czekać. Magda rozglądała się uważnie. Turków i kobiet w chustach było tu tyle samo, co tych bez nakryć głowy. Wszystkie kobiety w chustach były śniade, ciemnowłose i w tej chwili wyglądały podobnie. Magda po kilkunastu minutach stanęła zniecierpliwiona, a jej wzrok przyciągnął mężczyzna – smukły, dość wysoki. To na pewno nie był Dawid, ale miał w mimice i rysach twarzy coś tak przypominającego jej męża, że bezwiednie zatrzymała na nim wzrok. Dopiero po chwili przyjrzała się dziewczynie, która mu towarzyszyła. Teraz ku swemu zaskoczeniu stwierdziła, że to osoba z fotografii. Bardzo luźne, ciemne spodnie, bluzeczka z rękawem trzy czwarte, szaliczek zawiązany swobodnie wokół głowy. Przyjrzała się jeszcze raz i ruszyła w ich stronę. Na początku niepewnie spytała:
- Elena? - i zobaczyła znajomy uśmiech skryty pod liliową chustą.
- Magdalena. Ja myślała, że spóźnione i pojechała sama w miasto. – wyciągnęła ręce i na powitanie objęła dłonie Magdy. Magda objęła Elenę i uścisnęła z całą radością jaką sukces w poszukiwaniach spowodował. Spojrzała na mężczyznę.
- To mój brat Kamal. – przedstawiła Elena
- Brat Dawida?. – Magda wyciągnęła dłoń – Jestem Magda. – przedstawiła się, a on dość niepewnie uścisnął jej rękę. – A to mój brat Michał.
- Cześć. Kamal – przedstawił się, uścisnął kolejno dłoń bratowej i jej brata, po czym cofnął się wkładając dłonie do kieszeni i przebiegł ich wzrokiem. – To idziemy – kiwnął na nich głową i poszedł przodem, gdy Elena podeszła do Michała, żeby odebrać od niego część bagażu. Michał szedł z plecakiem i dwoma torbami podróżnymi. Było mu trochę nieporęcznie, ale siostry będącej w ciąży nie śmiał obciążać, a od dziewczyny pomocy przyjąć nie śmiał. Wykręcił się z uśmiechem, zabrał bagaże i ruszył dalej niosąc wszystko sam. Magda spodziewała się, że Kamal zaproponuje pomoc, ale on spokojnie z rękoma szedł przed siebie nawet nie zwalniając kroku. Tłum ludzi, gwar, komunikaty brzmiące z megafonów nie pozwalały na zamianę choćby jednego zdania. Kamal co jakiś czas tylko zerkał do tyłu, aby upewnić się, że nie zgubił swoich towarzyszy. Na parkingu otworzył centralny zamek ładnego auta terenowego w łososiowym kolorze (mniejsza o markę). Nowoczesny i ładny wóz. Otworzył bagażnik, wrzucili rzeczy, zaprosił do środka. Usiadł za kierownicą. Kiedy Magda chciała zająć miejsce obok, zarządził, że kobiety mają siedzieć z tyłu i nikt z nim nie dyskutował. Na tylnym siedzeniu było na tyle miejsca, że Magda siedziała swobodnie i bez ścisku.
- Nie możesz siedzieć obok mojej siostry – zawiadomił, gdy już siedzieli i zapinali pasy, zwracając się do Michała - Takie obyczaje. Dobre.
Magda nie dbała o obyczaje. Interesowało ją teraz to co się dzieje z jej mężem.
- Dawid już doleciał? Wiadomo co z nim?
- Dawid jest w szpitalu w stolicy. Dzisiaj była operacja. Nie wolno mu przeszkadzać. – mówił po angielsku zdecydowanie lepiej niż Elena, choć wyraźnie słychać było dziwny akcent i niewielkie błędy wymowy.
- Ale w jakim jest stanie? Jakich obrażeń doznał? Pojedziemy teraz do niego?.
- Dzisiaj nie jedziemy. Zły pomysł. Jutro.
- Chcę jechać teraz. Chcę być przy nim jak się obudzi.
- Jutro – powtórzył z naciskiem Kamal – Dzisiaj pojechać poznać nasza rodzina. Mama chce cię zobaczyć. Dawad po operacji śpi. Nie będziemy przeszkadzać.
- Ale co mu w ogóle jest? Jest ciężko ranny? Co to w ogóle za akcja? Jak Dawid się w to wmieszał?
- Nie za późno żona zainteresowana? – oburzył się Kamal zerkając w jej stronę z widocznym zaciśnięciem żuchwy – Sama go spytasz jak się obudzi. Mam nadzieję, że obudzi.
- Dawad dostał pracę w Sofii w urząd Unia Europejska – zaczęła mówić Elena – Ojciec pomógł, ale do Afganistan, on sam chciał, żeby tych ludzi ratować. – w tym momencie Kamal skarcił ją dość ostrym tonem w swoim języku i zamilkła, a on zawiadomił.
- Jeżeli Dawad uznał, że nie trzeba mówić żona o swoich sprawach, to chyba miał powód. Jego trzeba spytać. My nie wtrącać się między wasze sprawy. Ja teraz was zawiozę do naszego domu, a jak się spotkacie z Dawidem niech sam wszystko wyjaśnia. On sam powie ile trzeba.
Magda czuła się trochę niezręcznie w atmosferze, która zapanowała, ale ulga po usłyszeniu, że Dawid żyje odsunęła wszystko inne na bok. Bała się w jakim stanie zobaczy go następnego dnia, ale to już miało być lada moment, po tylu tygodniach niewidzenia. Żył. To było najważniejsze. Rozparła się teraz w fotelu i spojrzała w okno. Miasto. Pomiędzy innymi budynkami meczety i budowle z kopułami zdobione w typowym, orientalnym stylu, kobiety w chustach na głowach, w długich spódnicach, ulice i samochody takie jak wszędzie, światła, korki, sklepy, MacDonld. Tu Magda westchnęła czując namiastkę europejskiej cywilizacji. Potem wyjechali z miasta i przemieszczali się wśród pokrytych zielenią gór, pagórków, pojedynczych budynków mieszkalnych i gospodarczych. Krajobrazy napełniały optymizmem. Obłoki zaplątane w szczyty górskie uśmiechały się przyjaźnie, szosa przerzedzona tu i ówdzie dziurami przypominała Polskę. W końcu wjechali za bramę dość obszernego ogrodu zasadzonego drzewami owocowymi i tujami różnego gatunku. Zatrzymali się przed okazałym budynkiem. Dom jednorodzinny, piętrowy, z dużym balkonem i tarasem, zdobiony motywami orientalnymi. Kolumny i rzeźbienia wkomponowane w fasadę, okna w kształcie łuków. Magda wysiadała z samochodu zdumiona. Spodziewała się raczej skromnego domku na prowincji. Rozejrzała się, a z domu wyszło kolejno cztery kobiety. Pierwsza dość tęga, po pięćdziesiątce, trzy pozostałe młode. Pojawiła się też grupka dzieci zerkających z zaciekawieniem z tarasu i kręcących się niepewnie w pobliżu. Najstarsza kobieta podeszła do Magdy rozkładając ramiona i mówiąc coś z dużym ożywieniem. Pogadała, pogadała, przy czym adresatka słów nie była pewna czy kobieta mówi grzeczności, czy na nią krzyczy, a odetchnęła, gdy w końcu objęła ją i wycałowała policzki. Zaraz potem odsunęła się do tyłu, aby dłońmi rozchylić jej koszulę i pomacać brzuch. Mówiła coś ciągle, ale Magda nie rozumiała niczego. Spojrzała niepewnie na Elenę i ta wyjaśniła.
- To nasza mama. Jest bardzo zła na ciebie i Dawida, że nie było wesela i dopiero teraz może cię poznać i zła, że Dawida teraz nie ma. Takie obyczaje nie podobają się jej, ale dobrze, że w końcu dotarłaś. Pyta czy z dziećmi dobrze.
- W porządku. – uśmiechnęła się Magda – Powiedz, że też bardzo się cieszę, że mogę w końcu poznać rodzinę Dawida. Nie mogę się doczekać kiedy jego zobaczę. – po tych słowach kobieta znowu coś mówiła, a potem wskazała na swe towarzyszki.
- Mama mówi, że obojgu należy się wam lanie, ale daruje, bo dzieci. To są moje siostry Marietta i Ajsza, a to żona Kamala, Inaja. – Magda uścisnęła i wycałowała się ze wszystkimi, po czym zaprezentowała swojego brata. Teraz Magda została porwana do domu, a Michała zatrzymał Kamal i kiwnął na niego głową. Poszli w drugą stronę. Bagaże Magdy zostały zabrane przez nowo-poznane szwagierki. Przed drzwiami wszyscy zdejmowali obuwie, więc ona zrobiła to samo. Dalej - przestronne, jasne wnętrza, dużo roślinności, w oknach kolorowe witraże rozświetlające pomieszczenia. Została poprowadzona do pokoju – wysoki, jasny, przestronny z wyjściem na balkon. Dywany i narzuty w kolorowe, tureckie wzory, meble nowoczesne, lśniące, duży, płaski telewizor na ścianie, komody z książkami, specjalne miejsce na drewnianym stoliku z grubą księgą. Dziewczyny, które ją wprowadziły poinformowały, że to pokój Dawida. Pokazano jej od razu łazienkę z której mogła skorzystać, wyjście na balkon i poprowadzono ją do kuchni. Tam wszystkie kobiety uwijały się zastawiając duży stół. Kuchnia była przestronna i ładnie urządzona. Każda z pań poruszała się w niej swobodnie. Rozmawiały, współpracowały. Widać było, że mama wiedzie prym. Magdę także zaangażowano do pomocy. Kiedy siadały Magda spytała o brata.
- Oni w pokoju z innymi mężczyznami. Inaja już im dać posiłek. Nie martw się. – wyjaśniła Elena.
Właściwie kuchnia była wcale nie mniej wygodna od pokoju, atmosfera przyjemna, Marietta włączyła cichą muzykę, którą w ogólnym gwarze i tak było słabo słychać. Było o czym rozmawiać. Każda z kobiet miała mnóstwo pytań i wiele do powiedzenia. Elena próbowała tłumaczyć, choć raz, po raz gubiła się w tym całkowicie, co kwitowano śmiechem.
- Najważniejsze, że Dawid żyje. Niech Allach go ma w opiece i wróci zdrowiu – powtarzano kilka razy.
Potem odezwał się budzik, wszyscy poruszyli się z miejsca, Inaja krzyknęła na dzieci, a Elena zawiadomiła z uśmiechem.
- Modlitwa.
Kobiety wraz z dziećmi przeszły do sąsiedniego pomieszczenia i Magda poszła za innymi. Teraz zgromadzili się razem – kobiety i dzieci, rozłożyli maty i klęknęli zwróceni w stronę okna ozdobionego witrażem. Magda stanęła niepewnie, ale widząc spojrzenia kierowane na nią przez kolejnych członków rodziny klęknęła również w ten sam sposób. Właściwie dlaczego miałaby się nie pomodlić? Miała za co. Mogła podziękować za powrót Dawida. Poprosić o jego powrót do zdrowia. Skupiła się ciszy na modlitwie. Ściszone głosy kobiet przebrzmiewało dziwne, niskie mruczenie. Magda wsłuchała się. Już wiedziała. Z pokoju obok dobiegał pogłos męskich głosów.
Wieczorem, gdy wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, do jej sypialni przyszła Elena zapytując, czy niczego jej nie trzeba.
- Wiadomo co z Dawidem? – spytała. – Ktoś ma kontakt ze szpitalem?
- Kamal mówi, że śpi i nie wolno przeszkadzać. Nie martw się. Jutro będzie miał miłą niespodziankę. – uśmiechnęła się.
- Pojedziemy jutro z rana?
-Jutro. Kamal na pewno powiedział ojcu, że tu jesteś. On zawsze wszystko mówi ojcu, a ojciec chce cię zobaczyć, żeby wszystko między wami zrobić jak trzeba.
- Co to znaczy zrobić jak trzeba?
- No, jak trzeba. Nie umiem powiedzieć. Kamal zawsze był dobry syn, posłuszny, a Dawid nieposłuszny. Robił wszystko jak chciał. Zawsze myślał inaczej, a jak pojechali do Sofia, to już całkiem się zbuntował. Pojechał do tej Ameryki, od ojca się odwrócił, chciał wszystko sam. A teraz wrócił i ojciec chce, żeby już było jak trzeba.
- Chce żebyśmy wzięli ślub według waszej wiary i tradycji? – spytała Magda, domyślając się.
- Ja nic więcej nie mówię. Oni sami. Dobranoc. – Elena wyszła, a Magda podeszła do okna i zapatrzyła się w dal.
Wieczór był długi, spokojny, zza otwartych okien dobiegał świergot ptaków, a ona na nowo budowała w swej głowie postać swego męża. Czy go znała? Poprzez jego rodzinę poznawała z każdą chwilą bardziej. Rano, ubrana tylko w koszulkę wyszła na balkon, aby się rozejrzeć i zapatrzeć w widoki. Ogród – drzewa, tuje, kwiaty i ścieżki skomponowane we wzory, zielono, dalej domy, ulice, niezbyt gęste i również utopione w zieleni, a jeszcze dalej szczyty gór wznoszące się coraz dalej i rozpływające się we mgle horyzontu, wstające słońce rozświetlające wszystko i w środku zagrało. Stała przez moment jak zahipnotyzowana, gdy jej głowę wypełniały dźwięki coraz bogatszą symfonią. Przeciągnęła się, założyła ramiona na potargane włosy i zaczęła nucić. Gdyby miała zeszyt nutowy, lub chociaż swojego laptopa… ale nie miała. Usłyszała chrząknięcie i dopiero teraz zerknęła obok. Kilka metrów dalej w postawie modlitewnej trwali Kamal i Inaja. Najwyraźniej mieli pokój obok i własne wyjście na balkon. Magda uśmiechnęła się niepewnie.
- Cześć – przywitała się, przeprosiła i zniknęła w swoich drzwiach. Po śniadaniu Kamal poinformował, że obiad ma być wcześniej, bo jadą do Sofii. Kobiety mają zabrać ładne sukienki, bo będzie gala. Kobiety to były Magda i Inaja, bo reszty zaproszenie nie dotyczyło.
- Jaka gala? – spytała Magda niepewnie – Mieliśmy jechać do Dawida. Tak? Jeżeli nie masz czasu powiedz w jakim jest szpitalu to sama go znajdę.
- Spokojnie. Najpierw gala, poznasz naszego ojca, później wizyta w szpitalu. Tak? Samej cię do niego nie wpuszczą. Nie masz po co jechać. – Magda była zła i rozgoryczona. Najchętniej wykrzyczałaby swojemu nowo poznanemu szwagrowi, że nie życzy sobie takiego traktowania, ale musiała się hamować. To nie był jej dom i musiała się dostosować do tutejszych obyczajów. Elena najwyraźniej zauważyła zły nastrój bratowej, bo w pewnym momencie podeszła do niej i wsunęła jej w rękę karteczkę. Wyszeptała cicho.
- To adres tego szpitala, tylko nie mów nic Kamalowi, że ja dałam. Pojedź z nim, żeby się nie domyślił – odeszła w pośpiechu, a Magda chowając karteczkę w dłoni udała się do swojego pokoju. Spojrzała, przeczytała i odetchnęła. Wiedziała chociaż dokąd się kierować.
Do południa była praca w ogrodzie, zakupy i praca w kuchni nad przygotowaniem posiłku, z podziałem obowiązków na poszczególne osoby. Magda miała zostać w kuchni, obierała ziemniaki, kroiła warzywa, ale w związku z tym, że zemdliło ją przy pierwszych zapachach wyszła do ogrodu w rabaty kwiatów, a potem pojechała na zakupy z Michałem, Inają i Kamalem. Szwagierka zrobiła zakupy żywnościowe przekazując część toreb Magdzie. Kamal tylko zapłacił. Zapakowały bagażnik żywnością, a następnie poprowadzone zostały do sklepu z odzieżą. Magda była zaskoczona. Same wizytowe kreacje, wcale nie najtańsze. Kamal wyjaśnił.
- Macie mieć ładne sukienki. Wybierzcie coś. – Wzrok Magdy już przy wejściu przykuła sukienka na wystawie – liliowa, z odciętym stanem, zieloną tasiemką pod biustem z lejącego, miękkiego materiału. Urzekała delikatnością. Podjęła decyzję szybko. Przymierzyła i za chwilę z zakupem podeszła do kasy. Ku jej zaskoczeniu swoją kartę płatniczą ekspedientce podał Kamal.
- Mam swoje pieniądze – zaprotestowała – Sama zapłacę.
- W mojej obecności, żona mojego brata nie będzie za nic płacić. Ja tu jestem. Tak?
- Tutaj mam kartę do konta, na które Dawid przelewa pieniądze, żebym miała czym płacić. Tak? – spytała ona pokazując kartę szwagrowi z zaciętością we wzroku. Zapłaciła.
Wróciły do domu na niezbyt długo. Zjadły obiad, a zaraz potem zarządzono wyjazd. Kamal dał pięć minut na znalezienie się w samochodzie.
- Na miejscu będzie hotel, przebieranie. Zabrać sukienki i do auta.
Sofia mogła zachwycić swą architekturą i pięknem. Duże miasto, ruch jak wszędzie, ale przy tym budynki strojne w ornamenty i kolory jak dostojni paszowie. Największe wrażenie robiły meczety i ogrody przy świątyniach, ale teraz nie było czasu zatrzymać się i nacieszyć wzrok. Z resztą. Magda myślami była gdzie indziej. Nie miała zamiaru jechać na żadną przeklętą galę, gdy wiedziała, że w pobliżu jej mąż leży na szpitalnym łóżku i być może cierpi, zupełnie nieświadomy, że ona jest w pobliżu. Kamal zawiózł gości do hotelu. Wynajęte były trzy pokoje. Dla niego z żoną, Magdy i Michała. Spojrzał na zegarek. Zarządził, że za trzydzieści minut mają być gotowi. Odszedł, a Magda tylko udała, że wchodzi do swojego pokoju, po to by za chwilę znaleźć się przy drzwiach pokoju brata. Zapukała, a kiedy Michał wyjrzał zawiadomiła.
- Jedziemy do szpitala. Chodź. Na pewno taksówka nas dowiezie.
- Kamal mówił, że nas nie wpuszczą.
- Jestem jego żoną. Muszą mnie wpuścić. Idziesz, czy zostajesz?
- No dobrze. Idę.
Wymknęli się z hotelu cicho. Magda miała ze sobą tylko torebkę. Poprosili portiera hotelowego o wezwanie taksówki i po kilku minutach siedzieli w aucie. Magda nie miała wątpliwości, że robi właściwie. Musieli przejechać pół miasta, aby dotrzeć pod adres zapisany na kartce. Już w recepcji szpitala zostali zatrzymani informacją, że jest zakaz wstępu. Magda próbowała tłumaczyć, ale nikt jej nie rozumiał. Trudno było dogadać się z kimkolwiek po angielsku, a bułgarskiego nie znali. Magda wyciągnęła słowniczek i przy jego pomocy próbowała przekonywać pielęgniarkę. Ta kogoś wezwała. Krótko mówiąc, było sporo korowodów, zanim stanęło przed nimi dwóch mężczyzn – jeden w kitlu lekarskim, a drugi w mundurze. Wysłuchali, porozumieli się ze sobą, a w końcu łaskawie zdecydowali, że kobieta może wejść, ale najpierw musi zostać przeszukana i wejdzie tylko z obstawą wojskową. Była zdziwiona, ale zgodziła się na wszystko, żeby móc w końcu zobaczyć Dawida. Przeszukanie jej zdaniem było poniżające, ale przetrwała. W końcu została wprowadzona do Sali szpitalnej w której leżał tylko jeden pacjent - on. Przed drzwiami i w środku Sali stał wartownik. Nie wiedziała o co tu chodzi, ale miała nadzieję, że zaraz się dowie. Pacjent na twarzy miał zarost, na klatce piersiowej i ramieniu opatrunek. Chyba spał. Chciała do niego podejść, ale powstrzymano ją mocnym chwytem ramienia. Strażnik, który ją chwycił zwrócił się w stronę pacjenta po bułgarsku i wtedy Dawid zwrócił na nią wzrok. W tym momencie jego twarz przybrała wyraz zdumienia i dźwignął się. To widocznie spowodowało ból, czego konsekwencją był syk i opadnięcie na poduszki. Powiedział coś głośno i donośnie na co żołnierz zareagował puszczeniem ramienia Magdy i wycofaniem się z pomieszczenia. Podeszła do łóżka, usiadła obok niego. Patrzyła zdumiona. Wyglądał inaczej. Schudł i ten zarost… Kiedy jednak na nią spojrzał i uśmiechnął się nie miała wątpliwości.
- Magda? – spytał, jakby nie był pewien, że to ona.
- Noo. W końcu jestem. Przepraszam, że tak długo to trwało – objęła jego dłoń.
Dawid objął ją wzrokiem i przez moment nie mówił nic.
- Dzieci urosły. – zawiadomił w końcu.
- Nie da się ukryć. – potaknęła i zaśmiała się dotykając brzucha.
- Co tu robisz? – spytał.
- Jestem. – wzruszyła ramionami.
- Chodzi o mnie, czy o to, żeby miał kto płacić na dzieci?
- Wiesz co? – teraz Magda zdenerwowała się – Jeśli myślisz, że nie byłabym w stanie poradzić sobie z dziećmi sama, jeżeli tak o mnie sądzisz, to w ogóle niepotrzebnie tu przyleciałam. Szkoda słów. – chciała wstać i odejść, ale pochwycił ją za przedramię i zatrzymał.
- Stój kobieto – nakazał stanowczo.- Znaczy, że mnie kochasz, czy coś? – spytał.
- Czy coś, raczej – odpowiedziała ze złością – Jestem tu. Tak? W tym czymś na głowie, pod rządami twojego brata i w ogóle nie wiem co ja tu robię.
- Kamal cię tu przywiózł?
- Przyleciałam z Michałem, a Kamal i Elena odebrali mnie z lotniska. Byłam już w twoim domu, poznałam twoją mamę i siostry…
- Poczekaj – Dawid sięgnął do jej głowy, choć wyraźnie kosztowało go to wysiłek i zsunął chustkę z jej włosów, po czym zaczął wypinać spinki.
- Co ty robisz? Potargasz mnie. Wiesz ile się z tym namęczyłam?.
- Cicho. Mąż mówi. – chustkę rzucił na podłogę i sięgając ponownie do jej głowy palcami roztargał jej włosy. – Teraz lepiej – zawiadomił i poruszył brwiami – To co tam mówiłaś? – spytał.
- Wariat z ciebie.
- Nie to. Jaki jest powód?
- Powód? – spojrzała na niego i na chwilę zamilkła. Wzruszyła ramionami. - Kocham.- wyszeptała.
- Mnie?
- Cię – spojrzała na Dawida spod brwi i na chwilę zapadło milczenie – A ty?
- Ja to nie wiem. Muszę się zastanowić. – powiódł wzrokiem po jej postaci i uśmiechnął się – Tak jakoś, nie mogę sobie przypomnieć. Chodź bliżej. – Pochyliła się i pocałowała go delikatnie, ale z taką czułością jakiej do tej pory w sobie nie miała. Kiedy spojrzała na niego potaknął.
- Noo. Chyba tak. – zaśmiała się i pocałowała go jeszcze raz. Dopiero po pewnym czasie spytała.
- To powiesz mi co tu się dzieje? Jaką pracę tu wykonujesz? Po co byłeś w Afganistanie?
- Żeby pogadać z Afgańczykami o życiu.
- Żeby pogadać o życiu?. Znasz ich język?
- Chyba trochę znam – uśmiechnął się mrużąc oczy.
- Mówisz po angielsku, bułgarsku, afgańsku i jeszcze w jakimś innym o którym nie wiem?
- Nie ma jako takiego afgańskiego. – uśmiechnął się znowu - Mówię tylko w paszto, a mają tam ponad siedemdziesiąt języków. Po turecku jeszcze potrafię, jako, że ten jest najbardziej mój.
- I co z tych rozmów wynikło? Było warto?
- Było. Przemyślałem parę rzeczy. Coś zrozumiałem.
- Co takiego?
- Takie tam.
- Uwolnili dziennikarzy?
- Powiedzmy, że zostali uwolnieni.
- A mogę wiedzieć jak mój mąż tego dokonał?
- Chcesz wiedzieć? Serio? – spojrzał na nią – Tylko nikomu nie mów. Opowiedziałem im trochę o swoim życiu i zlitowali się nade mną. Uwierzysz?
- Bardzo zabawne. Pojechaliście tam, podszedłeś, zawołałeś; chodźcie, bo chcę wam opowiedzieć o swoim życiu, a oni przyszli, usiedli i z tobą pogadali. Tak?
- Prawie. Najpierw chcieli mi odstrzelić głowę, jeśli nie odwrócę się natychmiast i nie przyprowadzę ich przywódcy, którego uwięzili Amerykanie. Ja natomiast powiedziałem, żeby strzelali, bo jeśli już mam zginąć to wolę od nich, niż od pieprzonych chrześcijan. Wybacz wyrażenie. I wtedy posłuchali.
- Co im powiedziałeś?
- Samą prawdę. Że zaraz po moim urodzeniu ojca zamknęli w więzieniu, a matka musiała ze mną uciekać, bo chrześcijanie w moim kochanym kraju postanowili wykrzewić muzułmanów. Jeśli ktoś nie zgadzał się przyjąć bułgarskich imion i języka wtrącali do więzień i mordowali. Dużo ludzi zabili. Mężczyzn, kobiety, dzieci. Potem, jak już mój ojciec wmieszał się w politykę, zamieszkał w Sofii ze swoją nową żoną, to zabrał mnie od przyjaciół i rodziny do nowej szkoły. Tam każdego dnia dotkliwie mi udowadniano, że jestem śmieciem i to nie jest moje miejsce. Aż nauczyłem się bronić. Potem dostałem stypendium w innym kraju, więc pojechałem w poszukiwaniu miejsca dla siebie. Zamieszkałem w miejscu, gdzie dzieci różnych ras i religii razem chodzą do szkoły i wspólnie bawią się, uczą i dyskutują jak rozwiązywać problemy świata. Nie ma walki, tylko dialog. Meczet stoi obok kościoła, a trochę dalej synagoga. Każdy idzie do swojego, a inni się do niego uśmiechają, pozdrawiają. Poznałem kobietę. Piękną, która urzeka grą na skrzypcach i uśmiechem. Pokochałem, wziąłem za żonę, a katolik, który też ją chciał targnął się na życie, żeby mi ją odebrać i odeszła do niego z litości, a mnie porzuciła jak szmatę.
- Bardzo zabawne – wtrąciła się Magda ze złością – Nie porzuciłam cię. Jestem… Przepraszam – pocałowała kilkakrotnie jego twarz, dłonią dotykając policzka – Mów dalej. Wypuścili dziennikarzy z litości dla ciebie?.
- No nie, ale doprowadzili mnie do więźniów. Miałem na sobie nadajnik. Obezwładniłem strażnika zasłaniając się nim, a resztę zrobili żołnierze. Nie chciałabyś tego widzieć.
- Zdecydowanie nie chciałabym i mam nadzieję, że więcej na takie eskapady się nie wybierasz.
- Zobaczymy. Źle się dzieje na świecie i trzeba coś zrobić, żeby nasze dzieci mogły żyć normalnie. Żeby nie musiały bać się wyjść na ulicę. Przyjęli mnie do organizacji walczącej z terroryzmem. Jak wyzdrowieję mam jechać na szkolenie. – W jego oczach zebrały się tu łzy – Myślałem, że cię już więcej nie zobaczę – spojrzał na nią z żalem.
- I będziesz jeździł na kolejne takie misje? Nie zgadzam się. – Wstała podenerwowana.
- Najpierw będzie szkolenie, a później pewnie raczej będę pracował w jakimś urzędzie. Potrzebują kogoś, kto zna języki i ich mentalność. Podpisałem już kontrakt. Z resztą. Chcę to zrobić. To ważne i wiem, że to potrafię. Na razie tu wydobrzeję. Ty nikomu o tym nie mów, a jak stąd wyjdziesz siadaj w samolot i leć do domu. Przyjadę po ciebie. Nic mnie nie powstrzyma. Tylko wydobrzeję.
- I mam cię tu teraz zostawić? – spytała z żalem, po czym położyła się obok niego na łóżku i przytuliła głowę do ramienia. Z jej oczu popłynęły łzy. – Chcę z tobą tutaj zostać.
- Nie możesz. – pogładził jej włosy i pocałował czoło – Musisz być bezpieczna i musisz chronić dzieci.
- Nie podoba mi się to. Wcale mi się to nie podoba. – pocałowała jego ramię, a drzwi sali się otworzyły i weszło przez nie kolejno troje ludzi – Kamal, mężczyzna w średnim wieku i młoda kobieta. Magda spojrzała i zmieszana podniosła się siadając na brzegu łóżka i ocierając twarz. Wstała.
- To mój ojciec z żoną i mój brat – zawiadomił Dawid – Witam. To moja żona Magdalena. – Mężczyzna o szpakowatych włosach i śniadej skórze ubrany w biały, dobrze skrojony garnitur wyszedł naprzeciw Magdy i wyciągając dłonie dotknął jej ramion.
- Witam. W końcu chciałem zobaczyć synową. Innego sposobu chyba nie ma. Dlaczego uciekłaś z przyjęcia? To nie było zbyt grzeczne.
- Przepraszam, ale przyjechałam tu do męża. Miło mi pana poznać. To pana druga żona. Tak? – Magda oswobodziła się z objęcia teścia i podeszła do kobiety wyciągając do niej dłoń. Młoda, elegancka kobieta opatrzona jak wszystkie w rodzinie chustą, bardzo sympatyczna z uśmiechem uścisnęła jej dłoń. Magda wróciła na łóżko na brzegu którego usiadła, obejmując dłoń Dawida. Chwilę trwały rozmowy, zapytania. Chciano wyciągnąć ją na przyjęcie na którym mogłaby być przedstawiona i reprezentować męża, ale nie zgodziła się. Poinformowała, że na wszelkie przyjęcia będzie chodzić z mężem, kiedy ten wydobrzeje. Wszyscy chyba tę postawę przyjęli ze zrozumieniem. Chciała zostać w Bułgarii dłużej, przynajmniej do momentu, kiedy Dawid stanie na nogach, ale on nalegał, żeby jak najszybciej wyjechała.
- Niech nikt cię tu przy mnie za długo nie widzi, nie podawaj nikomu adresu zamieszkania i nie mów kiedy wyjeżdżasz. Tak będzie bezpieczniej. Zaufaj mi. Jedź już.
To było trudne pożegnanie. Magda miała wrócić do kraju bez męża i miała tęsknić przez kolejne tygodnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Michał nic z tego nie rozumiał, ale nie chciała mu zbyt wiele mówić. Pisała muzykę, oczekiwała przyjścia na świat dzieci i tęskniła. Kiedy pod koniec września nieoczekiwanie pojawił się w drzwiach cały i zdrowy, elegancko ubrany, ogolony, płakała nie mogąc w to jeszcze uwierzyć, a później, po zaledwie dwóch tygodniach zniknął znowu. Magda pozostała u rodziców ze względu na rozpoczynający się rok akademicki. Dawid pracował w Brukseli i tam szukał dla nich mieszkania. Przylatywał do niej na weekendy, a w tygodniu rozmawiali na skypie, pisali do siebie. Michał szczęśliwie kontynuował prowadzenie zespołu, choć siostra udzielała się coraz mniej. Miał jednak Justynę, byli razem, więc był szczęśliwy. Widać było pasję, gdy wspólnie grali i tę dobrą energię przechwytywali odbiorcy. Na początku stycznia urodziły się bliźnięta. Właściwie Magda je urodziła, w wielkim bólu, drogą naturalną. Wtedy przysięgała sobie, że Dawid jej więcej nie dotknie, nie zbliży się, nawet nie powącha. Dwaj chłopcy. Dawid przyleciał, dowiedziawszy się, że dzieci przyszły na świat. Kiedy zadzwonił sprzed szpitala pytając gdzie leży wyszła mu naprzeciw i zatrzymała go.
- Poczekaj. Muszę cię tylko uprzedzić. Mają niebieskie oczka i jasne włosy.
- Co? – spytał zdumiony i najwyraźniej podenerwowany. Ominął Magdę, wszedł na salę, spojrzał na dzieci - czarne włoski, oczka, śniada skóra. Spojrzał na swą żonę spod brwi. – Jędza – wypowiedział, a następnie sięgnął do łóżeczka, aby wziąć na ręce swego syna. – Jakie małe. – stwierdził z uśmiechem dotykając rączki.
Nie będę opowiadać co dalej. Razem są i tak, jak każdy będą borykać się z wyzwaniami życia. Jest nowa rodzina. Dawid wplątał się w bardziej niebezpieczną pracę niż Magda jest w stanie przypuszczać, ale jej o tym nie powie. Może niedługo Michał i Justyna stworzą kolejną rodzinę, ale podejrzewam, że jeszcze chwilę to potrwa. Chcą najpierw skończyć studia. Piotr – jest jedna dziewczyna, która z nim pracuje i od dawna jest w nim zakochana. Strasznie przeżywała jego próbę samobójczą. On coraz częściej zerka w jej stronę doceniając operatywność i zaangażowanie w pracę. Może coś z tego będzie. Ponadto kończy aplikację. Jest coraz lepszym i bardziej skutecznym obrońcą. Już wie jak łatwo ulec emocjom i pod ich wpływem popełnić szaleństwo i to dodaje mu animuszu. No i to by było tyle.