Zwyczajnie - miłość (XX) Rodzicielska
Kiedy rodzi się dziecko trudno powstrzymać radość. Tym bardziej jak to jest nasze własne dziecko, z naszych własnych genów. Patrzymy na małe nóżki, rączki, oczka z zaciekawieniem rozglądające się wokół i chociaż ten mały człowiek jeszcze nic nie potrafi i na pewno, zanim dorośnie da nam w kość, to jednak rodzi się w nas jakąś magiczną siłą: miłość, nadzieja i wiara, czyli właśnie to, co przynosi energię życiową. Rośnie nowy zapał, chęć i działamy. Przez kolejne dni, noce, tygodnie, miesiące, lata wkładamy wszystkie wysiłki, aby ukształtować tego młodego człowieka najlepiej jak potrafimy. Ma być zaradny, samodzielny, szczęśliwy, ma potrafić kochać i ma być kochany. Nie szczędzimy ani nauk, ani tym bardziej pieniędzy. To jest nasz główny cel życia. Nasza największa duma, jeśli nam się udaje. Co czuł profesor, gdy najstarsza córka rzuciła studia i wyszła za urzędnika z biura podróży, którego uważał za płytkiego gbura? Był zawiedziony, ale po cichu wierzył, że może jednak się myli, że być może ten człowiek da jej szczęście i pozwoli się spełnić. Przeżywał jednak za każdym razem, kiedy obserwował ich relacje i zmiany zachodzące w jego dziecku. Pragmatyczna, praktyczna pani domu bez fantazji, bez uśmiechu i jej mąż - władca. Nie tak to sobie wyobrażał. Myślał, że młodsza córka spełni wszystkie jego oczekiwania. Bystra, z muzyką w duszy, grzeczna, ambitna, ale w dobrym słowa tego znaczeniu. Zawsze chciała dążyć do tego, aby stawać się lepszą i przezwyciężać swoje własne niedociągnięcia i słabości, a nie, aby wybijać się na tle innych. Chciała się rozwijać i chłonęła wszystko co rozwój mogło przynieść, nie bacząc na wysiłek, jaki musi w to włożyć. Piotr wydawał się taki zapatrzony w nią, ona taka pogodna i spokojna przy nim. Może faktycznie w tym związku brakowało trochę zaangażowania z jej strony, ale wydawało się, że jest dobrze, a tu niespodzianka. Jeden wyjazd do USA i wszystko zupełnie się poprzestawiało. Teraz jego córka oczekiwała bliźniąt z człowiekiem, który niby był jej mężem, ale o którym nikt tak naprawdę za wiele nie wiedział. Tak. Była w tym namiętność. Profesor widział, że to była relacja o cały wachlarz kolorów namiętności inna niż ta, jaka łączyła Magdę z Piotrem, ale… teraz Dawid wyjechał, Magda została sama, Piotr był w szpitalu i nie wiadomo było czy wyjdzie ze śpiączki. Co miało dalej stać się z jego dzieckiem? Myśli nie dawały mu spać, ani komponować. Odczuwał coraz częściej ból w mostku, ale bagatelizował to. Aspiryna zwykle działała. Profesorowa też się zamartwiała. Kiedy dowiedziała się, że Dawid wyjechał postanowiła natychmiast sprowadzić córkę do domu i zrobiła to, nie napotykając większego oporu. Pojechała do Magdy, wyciągnęła ją z łóżka, kazała się pakować, a potem przywiozła do swego mieszkania. Teraz planowała, że trzeba gdzieś pomieścić łóżeczka, komody, może przerobić gabinet na pokój dziecięcy, bo to w końcu bliźnięta będą i potrzeba więcej miejsca niż dla jednego maluszka. Stanisławowi nawet nie chciało się tego słuchać. Przecież to, że związek Dawida i Magdy rozpadnie się nie było przesądzone. Przed wyjazdem Dawid przyszedł i przeprosił za swoją arogancję. Prosił o opiekę nad nią. Zapytany, powiedział tylko, że to od niej zależy, czy wróci. A Magda?
Są takie dni, że człowiek najchętniej nie wychodziłby z łóżka odcinając się od kontaktu z resztą świata. Za nakazem mamy popakowała swoje rzeczy i wróciła. Michał znów miał mnóstwo pracy z przenoszeniem całego majdanu. Ona będąc już w swoim pokoju usiadła i nawet nie miała ochoty rozpakowywać tego. Chciałaby zamknąć drzwi na klucz, by nikogo nie widzieć i nie słyszeć. Palec ubrany był w miedzianą obrączkę, którą obracała w palcach i nie chciała zdjąć, a pokój tchnął pustką. Położyła się patrząc tępo w sufit. Nie miała ochoty wstawać, ani tym bardziej rozmawiać z kimk