Zwyczajnie - miłość (VII) Zapoznanie
Jedni uważają, że ten sprzeczny w sobie stworek to jedynie efekt ewolucji, inni – do których należę, że połączenie duszy i ciała. Człowiek. Można rozpatrywać jego działalność na polu rozumu
i instynktu, albo serca i rozsądku. Jak kto woli. Niewielu chyba jest jednak takich, którzy dwoistości swojej natury nie odczuwają i u których nie dochodzi do konfliktów wewnętrznych pomiędzy obiema. Instynkt, osadzony mocno w biologii, naszym obdarzonym pędem życia organizmie - kontra zasady, normy społeczne, wpojona etyka. Połączenie w sobie różnych natur bywa - delikatnie ujmując - problematyczne. Z jednej strony biologiczny organizm i tkwiąca w nim siła przekazywania życia. Z drugiej - cały splot zależności społeczno – kulturowych, ekonomicznych i wszelkich innych jakie tylko człowiek potrafi wymyślić. No i to coś. Co to jest? Jakaś taka siła, głód, niedosyt, który w zakamarku świadomości rodzi dążenia, marzenia, wizje i sprawia, że chcemy „być bardziej”, a czujemy się „bardziej” w zupełnie innych okolicznościach, miejscach w obecności innych osób. Czasami to nasze poczucie „bycia bardziej” przeczy temu co próbowało w nas wtłoczyć wychowanie. Nakarmić to głodne coś wystarczająco – to właśnie poczuć się spełnionym człowiekiem . Dusza? Wpisane w nią nasze przeznaczenie i powołanie? Zdarzają się miejsca, ludzie, sytuacje, których zupełnie nie planujemy, nie przewidujemy, a jednak stykamy się, zatrzymujemy i wiemy – Tak. To coś dla mnie. „Pożeramy”, nasycamy się i czujemy jak w nas rośnie. My w sobie rośniemy. Cudne uczucie. Często przychodzi w miejscu i ludziach po których wcześniej się tego nie spodziewaliśmy. Jeśli to coś połączyć z osobą i chemią powstaje mieszanka, której trudno się oprzeć. Dusza i biologia, które jednym głosem mówią „tak” napotkanej osobie? Nawet, jeśli tego tak nie definiujemy to zazwyczaj w tym upatrujemy miłość. A sama chemia, instynkt? Czy może istnieć w człowieku w oderwaniu od wszelkich cech osobowościowych i kulturowych, które nabyliśmy? Mało prawdopodobne. Mówimy – chemia – a nie zdajemy sobie sprawy, że nasza podświadomość przesiała już cały zestaw cech osobnika. Jego sposób mówienia i wyrażania się, inteligencję, sposób poruszania się, gestykulacji, poczucie humoru, sposoby zachowania w różnych sytuacjach. W naszej podświadomości od dnia poczęcia kodują się informacje, które mają wzbudzić w nas mechanizmy służące przetrwaniu. To czy coś lubimy, a czegoś się boimy, czegoś pragniemy, a czegoś unikamy często wynika z wczesnych doświadczeń, których nawet nie pamiętamy. Ktoś od pierwszego spotkania budzi w nas zaufanie, a ktoś inny niechęć, lub dystans, zazwyczaj dlatego, że gdzieś w naszym mózgu jest odbity ktoś o podobnych cechach, kto kiedyś sprawił, że czuliśmy się bezpieczni, lub zagrożeni. Zapach, głos, wygląd zewnętrzny, możliwość obserwacji sposobu reagowania w kilku sytuacjach, rozmowa to zazwyczaj już całkiem sporo. Czasami wystarczająco, aby stwierdzić, że jesteśmy kimś zainteresowani, a dla nielicznych wystarczająco nawet , żeby się zakochać. Bezmózgie zakochanie? Nie ma tak. Zawsze jest „mózgowe”, tylko czasami nasza świadoma część mózgu nie może ogarnąć tego co ta podświadoma, głębsza w tym naszym „upragnionym” znalazła. Bardziej zadziałał ewolucyjny instynkt, mechanizm psychologiczny i wczesne doświadczenia, czy to coś w nas, które chce się nakarmić bogactwem osobowości drugiego człowieka? – tego nie zmierzymy. Mówimy, że czujemy, że to jest to, albo nie jest. Czujemy i już. Żadne argumenty logiczne nie mają tu większego sensu.
Na czym to skończyłam? Ot. Banalna sytuacja. Żona po dwumiesięcznej nieobecności wita na lotnisku swego męża. W obecnych czasach – normalność. Tu jednak jest niewielka oryginalność. Widzieli się tylko jeden raz w życiu – w dniu zawierania małżeństwa. Po powitaniu zlustrowali się wzajemnie wzrokiem z lekką niepewnością – On ci to jest? Na pewno? - Ona to? Ta moja wybrana na całe życie?
On już nawet podszedł, żeby dotknąć, obwąchać. Ona najeżyła się natomiast, więc musiał odstąpić. Sytuacja dość niezręczna. Gdyby chociaż etykieta podpowiadała co w takiej sytuacji należy, a durna etykieta, nic. Ani słowa o tym nie wspomniała. Magda jednak - że bystra była - wydedukowała, że trzeba grzecznie, lecz z dystansem, aby jej przypadkowy mąż odczuł, że nic ich nie łączy. Po powitaniu ruszyli obok siebie w stronę wyjścia.
- Zaparkowałam samochód kawałek od lotniska. Mały spacerek nam nie zaszkodzi. - Dawid podniósł i zarzucił na ramię swoją torbę.
– W porządku. Prowadź – poprosił krótko.
Poszli. Ona przodem. On za nią - pośród przemieszczających się wokół ludzi. Raz po raz obejmował wzrokiem jej postać. Zmrok rozproszony światłami latarni, przechodzący ludzie, szum silników samochodów, odgłos startującego samolotu w pobliżu.
- Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo? – spytała kurtuazyjnie.
- Nie. Może czterdzieści minut. – uśmiechnął się – Ale najważniejsze, że jesteś. Już się bałem, że wcale nie przyjedziesz. – zaśmiał się – Pewnie nie łatwo byłoby cię znaleźć.
- Nie dogadaliśmy się wcześniej. Wiem. Moja wina. Naprawdę miałam sporo na głowie. Jak tam egzaminy? Zdałeś bez problemu? – spytała, żeby podtrzymać rozmowę.
- W porządku. Dali mi dyplom to chyba coś wyszło – uśmiechnął się.
Doszli do parkingu i Magda otworzyła bagażnik auta. On rzucił okiem na samochód – srebrny, terenowy volkswagen, nowy model. Wrzucił do bagażnika swoją torbę zatrzasnął drzwi, jeszcze raz objął wzrokiem pojazd w analizatorach przeliczając na konie mechaniczne, wydolność w terenie, przyśpieszenie. Wsiedli do środka. Mała przestrzeń zamknięta czterema drzwiami pojazdu i deską rozdzielczą, niezręczne milczenie. Magda przekręciła kluczyk, silnik zagrał cicho, ruszyli. Magda czuła się nieswojo pod naporem wzroku Dawida. Jego bliskość ją krępowała. Wyjechała na ulicę, a następnie włączyła muzykę – Chopina, jedną z ulubionych. Jechali przez moment, zanim on spytał.
- Nie masz czegoś innego?
- Nie podoba ci się Chopin? – zdziwiła się, ale wskazała schowek – Tam są płyty. Możesz znaleźć coś co ci będzie pasować. - Poszukał, troszkę się skrzywił widząc prawie samą klasykę, a uśmiechnął się znalazłszy reggae. Włączył. Muzyka zabrzmiała rytmicznie i lekko. Dawid już prawie zdążył się rozluźnić, gdy silnik auta zarzęził i zgasł. Nie zdążyli nawet wyjechać z Warszawy. Magda rozejrzała się nieco przerażona.
- Dawid znasz się na samochodach? – spojrzała na niego niepewnie. (Faceci zwykle się znają.)
- Trochę. – odpowiedział nie ruszając się z miejsca. Zerknął na jej wystraszoną minę. Z lekkim zdumieniem stwierdził, że dziewczyna nie ma pojęcia co się stało.
- Nie wysiądziesz? – spytała – Nie zajrzysz pod maskę, albo coś?
- Raczej albo coś. Paliwo się skończyło. Kiedy ostatnio tankowałaś? - Uśmiechnął się z takim rozbawieniem, że Magda miała ochotę krzyknąć. Opanowała się jednak.
- Śpieszyłam się i nie spojrzałam na licznik. To samochód taty. Zwykle bak jest pełny. – zaczęła się tłumaczyć.
- W porządku. Na szczęście w obecnych czasach istnieją całodobowe stacje paliw. Tak? Wiesz gdzie jest najbliższa? – mówiąc to wysiadł z samochodu i zdjął marynarkę.
- Jakieś dwa kilometry stąd. Trzeba skręcić na najbliższej krzyżówce w prawo.
- No to siadaj. Ja cię popchnę i jedziemy. – zamknął drzwi, marynarkę wrzucił na tylne siedzenie
i ustawił się za samochodem. – Zwolnij hamulec i wrzuć luz. – nakazał - Przyda mi się trochę ruchu.
Dwupasmowa ulica, raz po raz przejeżdżające samochody i przelatujące nad głową samoloty. Brak pieszych – zapewne ze względu na porę. Ona siedziała w aucie, kierowała, on pchał. Auto nie należało do lekkich, ale Dawid ze względu na możliwość rozładowania napięcia nawet cieszył się, że tak jest. Dojechali do stacji z niemalże równym wkładem wysiłku (tu ściemniam, jednakże on napracował się fizycznie, a ona siedząc w wygodnym fotelu, za kółkiem walczyła z wyrzutami sumienia prawie równie mocno. Nie planowała mu fundować takiej gimnastyki.) Dobrnęli do stacji, która była nieco dalej niż dwa kilometry od miejsca, gdzie skończyło im się paliwo, ale pomińmy to. Na miejscu ustawili samochód pod dystrybutorem, a gdy Magda wysiadła, aby zatankować stanął przed nią.
- Jakieś malutkie podziękowanie? – spytał patrząc na nią spod brwi. Oddychał trochę ciężko.
- Dzięki – wypowiedziała, ale on pokazał palcem swój policzek i mimo, że najpierw wykonała grymas, jednak cmoknęła. To w sumie nie było wielkie podziękowanie, a naprawdę musiał się napracować.
- Taaa – wypowiedział niezbyt entuzjastycznie i wykonał dość mało zadowolony grymas twarzy. Zawahała się w związku z tym i obejmując ramieniem jego szyję cmoknęła jeszcze raz, mocniej – jak wcześniej w policzek. – A może tu? – spytał wskazując palcem swe wargi, gdy się odsunęła, ale na to nie miała zamiaru się zgadzać. Odepchnęła go. Już była zła na siebie, że pozwoliła sobie na tyle. Przecież miał być dystans. Otworzyła wlew paliwa. Na szczęście otwierał się w środku – na szczęście, bo nigdy nie pamiętała z której strony samochodu. Wyszła, zerknęła i odetchnęła w duchu. Ustawiła się tak jak trzeba. Podeszła do dystrybutora. Ma być 98? – zastanowiła się, ale była prawie pewna. Wlała benzynę, gdy Dawid zadeklarował się, że ureguluje rachunek. Tu poczuła się dziwnie, ale w końcu należało mu się ponieść połowę kosztów. On też jechał. Poszedł do kasy, ale zaraz potem wrócił z niezbyt radosną miną.
- Niestety nie honorują mojej karty. Będę musiał zrobić jakiś przelew. Mam przy sobie pięć dolarów. Przepraszam, ale jednak musisz zapłacić. – zawiadomił – Na miejscu ci oddam.
- Przyjechałeś do obcego kraju bez pieniędzy?
- Na lotniskach kradną, więc nie wożę ze sobą gotówki. Nie sądziłem, że z kartą będzie problem. Oddam ci zaraz jak zrobię przelew.
Magda sięgnęła po swoją torebkę, otworzyła, zaczęła przeszukiwać i tu zamarła w bezruchu, uświadamiając sobie, że gdy wybierała się na egzamin przełożyła portfel do innej torebki. Nie miała przy sobie ani pieniędzy (których i tak tam było niewiele), ani karty, ani dokumentów.
- Co jest? – spytał Dawid widząc jej minę.
- Nie mam portfela – zawiadomiła.
- Okradli cię?
- Nie – odpowiedziała po chwili wahania – Nie zabrałam z domu. Śpieszyłam się.
- No ładnie. – zaśmiał się - A paliwo już zatankowaliśmy. Mam się szykować, że za chwilę znów wyląduję na komisariacie? U was policja mocno zamyka kajdanki? – pytając roztarł nadgarstki.
- Nikt nikogo nie aresztuje. – Magda wysiadła z samochodu wyjmując telefon. – A jeśli już kogoś by aresztowano to chyba mnie. To mój samochód i ja wlałam paliwo.
- Nie masz dokumentów. Jeżeli powiemy, że to ty prowadziłaś, nie dość, że cię zamkną to odholują auto na parking policyjny. Już lepiej powiedzieć, że to ja jechałem.
- Nikogo nie aresztują! – prawie krzyknęła i wybrała numer. Nie planowała tego, ale w takich okolicznościach nie miała wyjścia. Zadzwoniła do siostry. Monika była zdumiona jej obecnością w Warszawie, zaczęła się śmiać, gdy usłyszała, że nie zabrała portfela, ale pomocy nie odmówiła. Magda spojrzała na swego towarzysza.
- Moja siostra tu zaraz przyjedzie.
- Twoja siostra?
- Monika. Mieszka w Warszawie z mężem i dziećmi. Pożyczy nam pieniądze.
- Twoja siostra? – upewnił się Dawid – Nie mogę się doczekać. – uśmiechnął się.
- Tylko ani słowa o nas. Ona nic nie wie. Najlepiej, żebyś się gdzieś schował jak tu podjedzie. Teraz pójdę wyjaśnić do kasy, żeby się nie denerwowali.
Faktycznie mężczyźni ubrani w uniformy, a pracujący na stacji już stali na zewnątrz patrząc na parę z niepokojem. Właściwie już ruszyli w ich stronę. Magda, wychodząc im naprzeciw zaczęła tłumaczyć się i zapewniać, że zaraz dojedzie siostra i ureguluje należność, a Dawid dochodząc do niej wyjął swój paszport i wyciągnął w ich stronę.
- Mój paszport. Może być jako zabezpieczenie, zanim zjawi się siostra żony? Przepraszamy za to zamieszanie. Żona jest w ciąży. Pewnie dlatego to roztargnienie.
- Moja ciąża nie ma nic do rzeczy – zdenerwowała się Magda, ale że mężczyźni przyjęli dokument i pozwolili na oddalenie się, zanim dojedzie oczekiwana osoba, dała spokój.
Małżonkowie (bo nie inaczej) odprowadzili samochód na pobocze i poszli się przejść. Czekali jakiś czas niewiele do siebie mówiąc i tylko zerkali na siebie wciąż na nowo upewniając się, że to nie sen i są prawdziwi. Jego żona, jej mąż – nieznajomy. Mrok rozświetlony latarniami, przyjemny, ciepły wieczór, ptaki odzywające się od czasu do czasu gdzieś w zaroślach i jakiś tir wjeżdżający na stację.
- Moja rodzina nie wie o tobie. – zaczęła Magda, żeby przerwać niezręczne milczenie. - Wolałabym, żeby nic nie wiedzieli. Odszedłbyś może gdzieś na bok, zanim przyjedzie moja siostra. Co?
- Wyglądasz inaczej – zawiadomił Dawid patrząc na nią z uporem, jakby zupełnie nie dosłyszał jej prośby. – Mogę rozpuścić ci włosy? - Spytał wyciągając z kieszeni ręce i sięgając do jej głowy. Odepchnęła je.
- Nie pozwalaj sobie – zastrzegła, a on cofnął się trochę.
- Nie masz dowodu, wyglądasz inaczej. Nie dasz się pocałować. Mam wrażenie, że ktoś tu próbuje mnie nabierać. Inaczej cię pamiętam.
- Tak? – sięgnęła do włosów i sama je rozpuściła. Przeczesała palcami - Teraz lepiej? – spojrzała, a on objął jej głowę przygładzając włosy i przyglądając się z uwagą. Przekręcił głowę.
- Nie wiem. – zawiadomił – Mogę cię pocałować?
- Nie. – wypowiedziała z irytacją, ale zanim dokończyła pochylił się i dotknął wargami jej warg. Przez moment chciała go odepchnąć, ale po chwili, pod wpływem czułej pieszczoty zmieniła zdanie. Niech mu będzie. Ciepło i dotyk na wargach, dłonie na głowie, potrafił całować. Zadziałała chemia. To zdecydowanie był ten zestaw, który przyciągał i pasował jak ulał. Kolana jej na moment zmiękły, a on cofnął się przyglądając się znowu i zbierając smak ze swoich warg.
- Może – stwierdził – Ale nie jestem pewien. Moja Magda umie całować. To pamiętam. – po jego wargach przemknął uśmiech – jak jej się wydało kpiący, więc odepchnęła go poirytowana.
- Jeżeli ja nie umiem to znaczy, że nie jestem Magdą. Oszukuję cię, żeby cię wykorzystać. Spadaj – odeszła w stronę auta w którym po chwili usiadła i włączyła radio, a on poszedł za nią. Usiadł obok. Chwilę milczał uśmiechając się i zerkając na nią. W pewnym momencie zawiadomił:
- To lubię – wskazał palcem odbiornik. Śpiewał Sting piosenkę o sercu. Wiecie. Tę, gdzie życie jest porównane do gry w karty. Karo – pieniądze, piki – walka, trefle –broń, a moje serce inaczej gra (http://www.youtube.com/watch?v=KAzV2PxbzvA – Możecie też posłuchać.) Magda wysiadła, chociaż obok samochodu nadal słyszała muzykę. Też to lubiła. Chwilę potem zajechał srebrny audi i wysiadła z niego młoda, szczupła kobieta o włosach blond. Zwróciła się od razu w stronę Magdy, która wyszła jej naprzeciw. Monika ubrana była w dżinsy i marynarkę. Była odrobinę niższa od Magdy i szersza w biodrach, ale w bardzo przyjemnych proporcjach. Kobiety objęły się na powitanie, zaczęły wymianę słów. Magda tłumaczyła jak się śpieszyła, zapomniała torebki. Dawid tymczasem wysiadł również z samochodu i poszedł w ich stronę. Zatrzymał się z rękami w kieszeniach. Chwilę czekał, kiedy Magda udawała, że go nie ma, a jej siostra zaczęła zerkać na niego nieco zaniepokojona.
- Cześć – przywitał się w końcu z uśmiechem i pokiwał do przybyłej kobiety ręką. – Ja jestem Dawid. – wychodząc na przód pokłonił się lekko.
- To jest właśnie moja siostra Monika, a to Dawid – Magda nie mając innego wyjścia wskazała swego towarzysza.
- Dawid? – Monika wyciągnęła dłoń, którą młodzian uścisnął. Mówił po angielsku.
- Dawid Taspinar, mąż Magdy. – przedstawił się uzupełniając niedomówienia.
- Słucham? – Monika szeroko otwarła swe duże niebieskie oczy, przy czym wydały się ogromne.
- On tak tylko żartuje – zaczęła nerwowo tłumaczyć Magda, wydzielając Dawidowi kuksańca
w ramię.
- Jesteśmy małżeństwem od dwóch miesięcy. Moja żona najwyraźniej wstydzi się przyznać do mnie rodzinie. Bardzo mi miło poznać kogoś z rodziny żony. – uśmiechnął się.
- Magda – Monika spojrzała pytająco na siostrę, a widząc jej zmieszanie i zagubienie, ponownie na mężczyznę. Dłonią sięgnęła swego czoła, zaśmiała się, po czym znów zwróciła się do mężczyzny - Dawid. Tak? Wybacz, ale jestem tak zaskoczona, że nie wiem co powiedzieć. – mówiła też po angielsku - Mnie oczywiście również miło cię poznać i teraz nawet nie ma mowy, żebym was puściła. Jedziecie ze mną bez dwóch zdań. Sławek musi cię poznać. Mój mąż.
- Monika daj spokój. Rodzice w domu będą się martwić. Uregulujmy należność za paliwo i nie będziemy wam zawracać głowy. Macie swoje sprawy.
- Albo ze mną teraz pojedziecie, albo nawet nie mam zamiaru płacić. To nie może być, żebym ja się tu dowiedziała, że mam szwagra i puściła was bez słowa wyjaśnienia. Mam płacić, czy nie?
- Dobrze. Zapłać. Ale zajedziemy do was tylko na chwilę.
- Ja myślę, że u nas przenocujecie. Jest w pół do dwunastej. O ile wiem masz już wakacje i nigdzie wam się nie spieszy. Poczekajcie. – Monika poszła w stronę kasy i po chwili wróciła z paszportem Dawida w ręku, przeglądając go po drodze. Oddała mu pytając. - Jesteś Amerykaninem?
- Nie. Bułgarem. Ostatnie parę lat spędziłem w Stanach na studiach i wiem, że łatwiej porozumieć się angielskim niż bułgarskim, dlatego ten język.
- Masz rację – zaśmiała się. – Faktycznie kiepsko radzę sobie z bułgarskim. Co studiowałeś?
- Głównie ekonomię społeczną i stosunki międzynarodowe, a w międzyczasie Amerykę trochę.
- No, no. Studia w Stanach. To chyba dobry punkt wyjścia. Siadajcie do samochodu. Na miejscu będziemy rozmawiać. Ja będę jechać przodem, a wy za mną.
- O ki – uśmiechnął się Dawid i wyciągnął dłoń w stronę Magdy – Kluczyk – poprosił.
- To mój samochód i ja będę prowadzić.
- O ile wiem, ty nie masz dokumentów. Chcesz, żeby za chwilę zwinęła nas policja?
- Akurat, spośród tylu jeżdżących ludzi zatrzymają właśnie nas.
- Jakoś tak wolałbym nie ryzykować – zmrużył oczy patrząc na nią spod brwi i nie cofając dłoni
- Dobra. Jedź. – Magda oddała klucz i gdy on siadł za kierownicą, ona siadła z tyłu, aby być jak najdalej. Dopasował sobie fotel, ustawił lusterka i ruszyli. Magda siedziała dość naburmuszona, gdy Dawid mówił coś na temat tego jakie wrażenie zrobiła na nim jej siostra. Nie słuchała. Myślała ze ściskiem w krtani jak wytłumaczyć teraz to wszystko siostrze i szwagrowi przed którymi za moment stanie. To, że wszystko potoczy się tak jak się potoczy nawet przez myśl jej nie przeszło, a jednak…