Zwyczajnie - miłość (II) Niechcący ślub
nie jest ważne. – próbowała zdjąć z palca obrączkę, ale ta, jakby się zaklinowała. Zaczęła płakać, opadła na kolana, a on klęknął naprzeciw niej, sięgnął po jej dłoń. Wyrwała ją, a on spojrzał karcąco i sięgnął znowu.
- Daj. Pomogę ci. – nakazał i po chwili wahania uległa. Uniósł jej dłoń do ust, poślinił jej palec i zsunął kółeczko zamykając je w swojej dłoni. Spojrzał na nią z żalem, czy też prośbą w oczach.
- Co chcesz? – spytał.
- A jak myślisz? Chcę unieważnić ten… to… - nie chciała tego nazwać po imieniu. Przecież to nie był żaden ślub – Jak najszybciej chcę to unieważnić.
- Skąd wiesz? Przecież mnie nie znasz.
- Właśnie o to chodzi, że cię nie znam, a ty mnie. I mam narzeczonego - skrzywiła się znów obejmując głowę. Ból odbierał jasność myślenia.
- No to chyba już nie masz. Zdaje się, że właśnie zerwaliście. No nie?