Zwyczajnie - miłość (II) Niechcący ślub
Wiecie, że uśmiech jest atawistyczną pozostałością po przodkach, a swoje źródło ma w demonstracji siły, pewności siebie i odwagi. Szczerzenie kłów to dla większości zwierząt wyzwanie do walki. U człowieka… hmm… też jakieś wyrażenie zdrowia i pewności siebie, dobrego samopoczucia. A jakie biologiczne atawizmy zostały w nas jeśli chodzi o wybór partnera? Wspominałam o zwierzęcym instynkcie każącym wybierać partnera silnego, zdrowego, mogącego spłodzić zdrowe potomstwo (odnosi się głównie do pobudek wybierania tego, a nie innego mężczyzny przez kobietę). Najlepiej, żeby ten partner był sprawny, i żeby wykazał się umiejętnością przetrwania w różnych okolicznościach przyrody. Dochodzą feromony – informacja chemiczna docierająca do zwojów mózgowych poza naszą świadomością, a mówiąca o biologicznym dopasowaniu. Samiec (mężczyzna) weźmie pod uwagę budowę sylwetki: pokaźne piersi – podświadoma informacja, że samica (kobieta) jest w stanie wykarmić potomstwo, krągłe biodra – łatwo urodzi potomstwo, zdrowa skóra, paznokcie, zęby, włosy – jest zdrowa, donosi dziecko bez problemów, czerwone usta – sygnał gotowości do zbliżenia. Takie to zwierzęce, biologiczne. Wiem, ale przecież jesteśmy też biologiczni. Dopiero później wchodzą w grę względy kulturowe, społeczne, intelektualne. W obecnych czasach mające znaczenie zasadnicze. Jednak biologia też w nas jest. Odruchy czysto zwierzęce, instynkty – to też nadal działa. Co się dzieje w głowach młodych ludzi, kiedy zadziała chemia i w dodatku jest silna? Co się dzieje z zachowaniem? Zwykle zaczyna się gra, podświadome kokietowanie, uśmiechy, żarty, gesty, które w innej sytuacji nie miałyby miejsca, słowa, które tak jakby płyną z naszych ust same, bez kontroli.
Magda po wyjściu Dawida ponownie zapatrzyła się w swój kieliszek, ale tym razem po jej wargach przemykał uśmiech, a jej myśli były całkiem w innym miejscu niż wcześniej. Echem powtarzało się spotkanie z przystojnym nieznajomym . Oczywiście, że mogła inaczej się zachować, powiedzieć to, czy tamto, a podejście do stolika mężczyzn, kiedy wszyscy na nią spojrzeli było żenujące. Nie zdążyła jednak tego przeanalizować, gdy krzesełko przy jej stoliku szurnęło, a naprzeciw siebie po raz kolejny zobaczyła znajomą, śniadą twarz.
- Magda? – usłyszała pytanie – Co to za imię? Pierwszy raz takie słyszę. Z jakiego to kraju?
- Z Polski. Magdalena. Magda to zdrobnienie. Przyjechałam tu na chwilę, na konkurs… Nieważne… Co ty tu robisz? – spytała z lekkim rozbawieniem.
- Studiuję… Znaczy… - zorientował się, że nie o to pytała - Twoje imię mnie zaintrygowało. Musiałem się dowiedzieć. A więc Magdalena. Ładnie właściwie. A z tym konkursem to wszystko dobrze?
- Niedobrze, ale to nie twoja sprawa. Tak? – tym razem spoważniała
- Stąd te łzy?
- To nie twoja sprawa – wypowiedziała ze złością większą niż zaplanowała.
- Ok. Tylko wiesz. Jedna porażka jeszcze nic nie znaczy. Wiele porażek też da się przeskoczyć. Jeśli się tylko chce. Życie toczy się dalej i na pewno nie jedna szansa jeszcze przed tobą. Wiem coś o tym. – facet, który próbuje zrobić wrażenie na dziewczynie często stara się wykazać opiekuńczą postawą. (Zamiast tego często wychodzi jak pouczanie.)
- Nic nie wiesz i nie masz prawa głosić mi morałów.(kobieta nie chce być postrzegana jako ta słabsza, co by mogło oznaczać – gorsza, więc się buntuje)
- Chciałem tylko cię trochę pocieszyć, ale widzę, że nie masz życzenia ze mną rozmawiać. Przepraszam. Już nie przeszkadzam. – wstał, jakby zbierając się do odejścia. Ona nie chciała go tak spławić, więc trzeba było coś szybko zrobić.
- Ja rozumiem, doceniam, dziękuję, ale w tym momencie – spojrzała na niego i zawahała się – Ja dzisiaj zwyczajnie mam zły dzień. – Zaczęła się tłumaczyć - Najgorszy w życiu. Jeszcze takiego nie miałam. Może faktycznie nie radzę sobie z emocjami. Na pewno sobie z nimi nie radzę… I dlatego właśnie tutaj jestem, żeby sobie wszystko poukładać. (uchyliła niechcący, albo chcący furtkę przyzwolenia do kontaktu)
- Sama? To chyba nie jest najlepszy pomysł. Dobrze jest się wygadać. – usiadł ponownie i podpierając brodę na dłoni spojrzał na nią z wyczekiwaniem - Ja otwieram uszy, a ty mów.
- Nie znam cię… - tu zawahała się. Właściwie nie czuła żadnego dystansu. Jego mimika i ciepłe spojrzenie sprawiały, że miała wrażenie, że zna go od lat.
- Dawid – wyciągnął dłoń.
- Pamiętam – z dąsem na twarzy podała mu rękę – Magda – uścisk dłoni, ciepło skóry, niewinny dotyk, a jednak przełamanie jakiejś niewidzialnej granicy.
- To co z tym konkursem? - spytał, a ona po krótkim wahaniu wzruszyła ramionami.
- Zostałam zdyskwalifikowana. Nawet nie zagrałam. – ona uciekła wzrokiem gdzieś na stolik, bo nie łatwo było się do tego przyznać i patrzeć przy tym rozmówcy w oczy. On patrzył na nią uważnie, najwyraźniej oczekując ciągu dalszego. Zerknęła, dostrzegła, wyjaśniła - Życzliwa koleżanka podała mi przed występem tabletkę na uspokojenie, a ja po niej poczułam się jak pijana. Do fortepianu nie mogłam dojść. Nie wiem co to było, ale… takiej kompromitacji jeszcze nie przeżyłam.
- To konkurs fortepianowy był? To ty taka muzykalna jesteś? Fiu, fiu. Nie pogada.
- Odwal się – Magda sama zdumiała się słowami, które wyszły z jej ust. To co powiedział odebrała jak drwinę, a on spojrzał na nią z wyrzutem.
- Ja tu z pełnym podziwem dla ciebie, a ty odwal się. Nieładnie. Co za maniery?
- Nie kpij sobie. Dobrze?
- Ja kpię? Gdzież bym śmiał? Jestem pod prawdziwym wrażeniem. Tylko trochę nie rozumiem. Przecież można wytłumaczyć, że tamta dziewczyna podała ci tabletkę. Chyba ktoś to widział.
- Nie wiem, czy widział, czy nie widział. Głupie tłumaczenie po fakcie. Nikt w to nie uwierzy. Nie wiem jak mam wrócić do domu. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Nie chcę o tym mówić.
- Ok. – zgodził się łaskawie i wciąż podpierając się na ręku zapatrzył się w jej twarz. Zapadła cisza.
- Muzyka to jest moje życie. – zaczęła znowu popchnięta niezręcznością milczenia – Mój ojciec jest kompozytorem. Chciałam, żeby był ze mnie dumny… Czy jest w tym coś złego?
- A dla twojego ojca własny prestiż jest ważniejszy od twojego szczęścia?
- Mój ojciec zawsze był dobrym ojcem i nie czepiaj się, bo nie masz prawa. Wymagający, bo wymagający, ale miałam zawsze wszystko czego zapragnęłam. Raz mogłam zrobić coś dla niego.
- Przepraszam. Nie chcę się wtrącać. Tak tylko to odebrałem, jakbyś w tym konkursie grała dla taty, a nie dla siebie. Jakby to, co on pomyśli było najważniejsze.
- Bo zdanie bliskich osób jest ważne. Nie żyjemy w izolacji, tylko w rodzinach, które współtworzymy. To świetna sprawa, jeśli możemy zrobić coś fajnego dla tych, których kochamy. – Magda zamilkła na chwilę widząc wpatrzone w siebie oczy chłopaka i uśmiech przemykający po jego twarzy - Wiesz co? – wstała i spojrzała na niego z góry – Ja już chyba muszę iść. Przypomniałam sobie właśnie, że coś obiecałam koleżance. – Magda zdała sobie sprawę, że jakkolwiek chłopak jest miły i przystojny to wcale go nie zna, a pakowanie się w taką relację może być niebezpieczne. Podeszła do baru, na blacie położyła torebkę. Na niej chwilkę się zatrzymam, bo odegra zaraz pewną rolę. No więc niewielka kopertówka w pudrowym kolorze, kształtem zbliżona do kokardy. Rozmiar wystarczający, aby pomieścić najważniejsze rzeczy, które musiała zabrać na konkurs – dowód osobisty, paszport, indeks studencki, karta uczestnika, kilka kosmetyków, chusteczki, telefon. W torebce odnalazła portfel, zapłaciła rachunek. Kątem oka zerknęła na nowopoznanego człowieka, który stał z torbą na ramieniu i ręką w kieszeni. Patrzył na nią.
- Może cię odprowadzę – odezwał się.
- Nie. Dzięki. Miło było cię poznać. Na razie.
- Cześć. – wykonał dłonią gest, jakby pół pomachania i odprowadził markotnym wzrokiem. Ona odwróciła się i wyszła. Padał deszcz – ciepły, letni. Tego potrzebowała. Wokół przechodzili ludzie, przejeżdżały samochody, rozmywanymi blaskami odbitych świateł majaczyło pobliskie jezioro. Nie bardzo wiedziała dokąd iść. Nie za bardzo wiedziała jak tu dotarła. Robiło się już ciemno i pomijając to, że nie wiedziała gdzie jest jej hotel, to przede wszystkim nie miała ochoty do niego wracać i mierzyć się ze wzrokiem koleżanek i profesorki. Ruszyła przed siebie zdenerwowana, a w głowie kotłowało się pytanie – Dokąd? Dokąd ma się właściwie udać?. Przeszła tylko kilka kroków, gdy poczuła nagłe szarpnięcie. Jakiś młokos wyrwał jej torebkę i pobiegł z nią przed siebie.
- Stój! Złodziej! Zatrzymać go! – krzyknęła próbując za nim biec, a obok zjawił się Dawid, wcisnął jej swoją torbę i pomknął za złodziejem jak strzała. Trzeba było przyznać, że biegi miał dobre. Skrajem drogi ominął przechodniów i pognał za oddalającym się kapturem chłopaka. Chłopak obejrzał się, przyspieszył. Widać było, że włożył wszystkie siły w to, by uciec, ale ścigający też nie miał zamiaru zwolnić. Ludzie spoglądali, odsuwali się na bok. Pobiegła za nimi, ale buty na podwyższonym obcasie jakkolwiek miękkie i wygodne nie pozwalały nabrać zbyt dużej prędkości. Przystanęła, zdjęła je i z nimi w jednej ręce, a torbą Dawida w drugiej pobiegła w stronę przystani, gdzie mignęli jej mężczyźni. Fakt, że w torebce miała dowód osobisty, paszport, wizę pobytową, kartę płatniczą i telefon dodawał jej sił i animuszu. Bez tych rzeczy nie była w stanie wydostać się z kraju. Na wyrobienie kolejnych dokumentów musiałaby pewnie sporo poczekać i przejść masę procedur w ambasadzie. Nie miała na to ochoty, więc biegła ile sił w nogach. Z daleka widziała jak Dawid zbliża się do młokosa, a ten ciska jej torebkę w jezioro. Dawid zawahał się nie wiedząc czy w tej sytuacji ratować torebkę, czy łapać złodzieja.
- Łap go! – jego wątpliwości rozwiała okrzykiem Magda i gdy on pognał dalej, ona puściła na brzegu torbę i buty z rozpędu wskakując w wodę. Widziała dokładnie gdzie torebka wpadła. Nie zatopiła się jeszcze głęboko. Podpłynęła, zanurzyła się, wyłowiła ją niemal od razu, wzięła w zęby, aby móc dopłynąć do brzegu. Woda była zimna, ale własność odzyskana. Zaraz też odczuła grunt pod nogami i wstała wychodząc z wody po dość stromym brzegu. Oddychała ciężko po wyczerpującej i nieplanowanej gimnastyce, woda spływała z jej włosów po twarzy i kapała z przyklejonego do ciała ubrania. Z drugiej strony zaś nadciągnął Dawid prowadząc przed sobą chłystka może piętnastoletniego. Dawid wykręcał mu rękę i trzymał za kark pchając przed siebie. Jego oddech również był przyśpieszony. Magda pokazała mu unosząc w górę wyłowioną torebkę, a on nakazał.
- Sprawdź czy wszystko masz. Nie wiadomo czy nie zdążył czegoś wyciągnąć.
Magda usiadła na brzegu nie dbając już wcale o wygląd i zajrzała do mokrej torebki. Najpierw ostrożnie wylała wodę zabezpieczając rzeczy przed wypłynięciem, następnie znalazła portfel, otworzyła go. Przejrzała. Potem zawartość torebki.
- Chyba jest wszystko. Nie zdążył nic wziąć. Zadzwoń na policję, bo ja mojego telefonu chyba nie uruchomię. – wyjęła mokrą komórkę - Masz telefon? – spojrzała na Dawida
- Mam, ale nie wiem czy to ma sens. Dzieciak jest niepełnoletni, więc i tak go wypuszczą.
- To tym bardziej powinien dostać nauczkę i dowiedzieć się, że kraść nie wolno. Znasz siódme przykazanie chłopcze? Nie kradnij, bo ktoś na to co kradniesz zwykle ciężko pracuje. – wskazała chłopca palcem patrząc na niego wilkiem - Nawet nie masz pojęcia jakie ważne rzeczy dla kogoś zabierasz. – objęła wzrokiem jego mizerną postać. Trudno było stwierdzić czy pod brudnym, wymiętym, luźno wiszącym ubraniem jest w ogóle jakieś ciało. Dawid zsunął mu z głowy kaptur. Ukazała się jasna czupryna. Chłopak patrzył z zacięciem. - Jak masz na imię? – spytała, a on najpierw splunął , a potem wycedził
- Odwal się dziwko. – Dawid najwyraźniej mocniej wykręcił mu rękę, bo chłopak zaraz potem jęknął klękając na kolano. – Au, Au, Au – brzmiało, a Dawid nakazał.
- W tej chwili grzecznie przeproś panią, bo ci kości porachuję smarkaczu, tak jak ci się należy.
- Spieprzaj! – krzyknął chłopak i znów zaczął pokrzykiwać ze łzami w oczach tym razem przyklękając na drugie kolano – Dobra. Przepraszam. Puść mnie, kurwa, teraz.
- Teraz posłuchaj człowieku – Dawid mówił nie zwalniając wcale uścisku – Był taki czas, że myślałem, że urodziłem się po to, aby być pogardzanym i walka o przetrwanie to jest jedyne co mogę w tym życiu uczynić, żeby żyć. Potem dowiedziałem się, że mogę dać jakiś wkład w to, aby świat stał się trochę lepszy. Nie muszę być ten gorszy. Plamą na honorze nie jest przeprosić, ale okradać innych, bo samemu nie jest się w stanie zrobić nic pożytecznego. Puszczę cię, żebyś to przemyślał, ale jak jeszcze raz mi się napatoczysz inaczej pogadamy. Rozumiesz?
- Świat jest do dupy i nie zasługuje na to, żeby się dla niego starać, a ty jesteś frajer. Każdy orze jak może i tyle. Następnym razem mnie nie złapiesz frajerze.
- Policja! Pomocy! – krzyknęła w tym momencie Magda wstając i machając ramionami. Zobaczyła patrol przechodzący deptakiem nieopodal i natychmiast postanowiła to wykorzystać. Kobieta i mężczyzna ubrani w mundury najpierw spojrzeli, potem coś przekazali przez nadajniki, które mieli przy sobie i przybiegli. Dawid spojrzał na Magdę z wyrzutem, ale poczekał cierpliwie.
- Stać! Na ziemię! – rozległ się wkrótce rozkaz i policjanci wyciągnęli broń. Dawid podniósł ręce podobnie jak schwytany przez niego złodziejaszek, a Magda podchodząc do nich zaczęła tłumaczyć.
- Ten człowiek mi pomógł. To ten dzieciak wyrwał mi torebkę. Małego aresztujcie. – Mimo jej słów w kajdanki zakuwani już byli obaj.
- Ona kłamie! – odezwał się szybko dzieciak – Ja niechcący ją szturchnąłem, jak stała na brzegu i sama wypuściła torebkę, a ten tu napadł mnie i chciał za to zabić. To wariat jakiś. Jego aresztujcie.
- Wszystko wyjaśnimy na posterunku. Pójdziecie z nami.
Wkrótce podjechały radiowozy, wysiadło z nich jeszcze czworo policjantów. Magda w swoim przemoczonym ubraniu podeszła do butów pozostawionych na brzegu. Włożyła je, zabrała torbę Dawida w związku z tym, że jemu na to nie pozwolono i wsiadła do wskazanego samochodu. Dawida wepchnięto do auta obok.
Pomieszczenia posterunku, wszędzie zapalone światła z powodu zapadającego zmroku, przechodzący ludzie, pomieszczenia pooddzielane dużymi oknami, komputery na biurkach. Magdzie zostało wskazane miejsce, a potem usiadła naprzeciw niej kobieta i zaczęły się pytania. Mnóstwo pytań na temat jej tożsamości – nazwisko, narodowość, obywatelstwo, cel pobytu w Stanach Zjednoczonych, powód przebywania nad brzegiem jeziora. Najpierw Magda próbowała bardzo spokojnie i rzeczowo odpowiadać. Kiedy jednak zaczęto drążyć temat zaczęła się denerwować. Napadnięto ją, próbowano okraść, a kobieta życzyła sobie numeru do kogoś kto potwierdzi zasadność jej przebywania w kraju, bo papiery w torebce zupełnie przemokły, posklejały się i nie dało się odczytać nic prócz dowodu osobistego.
- Przepraszam bardzo, ale to ja tu zostałam napadnięta i to mnie próbowano okraść. Zauważyła pani jak wyglądam? Uważa pani, że wrzuciłam swoją torebkę do jeziora i wskakiwałam za nią dla rozrywki? Otóż gwarantuję pani, że takie rozrywki nie są w moim stylu. Mogłaby w końcu pani spisać zeznania odnośnie okoliczności napadu i zająć się tym, który jest winien?
- Przepraszam bardzo, ale to sąd zdecyduje czy jest winien, a ja muszę ustalić pani wiarygodność. Takie procedury. Może mi pani podać numer do kogoś kto potwierdzi cel pani wizyty tutaj, kto poświadczy pani słowa?
- Podałabym chętnie, ale tak się składa, że mój telefon został wykąpany w jeziorze, a tam mam zapisane wszystkie numery. I co? Teraz mnie zamkniecie za to, że zostałam napadnięta i że ten dzieciak utopił moje rzeczy? Cudnie. Super pomoc. – Magda wstała zdenerwowana mając ochotę opuścić posterunek.
- Więc chce pani złożyć zeznania, czy nie?
- No ja nie wiem czy jestem wiarygodna, skoro utopiono mi telefon. – oburzyła się.
- Proszę siadać. Spiszę to co ma pani do powiedzenia, a tym czy jest to wiarygodne niech martwi się prokurator. Niech pani opowiada co zaszło.
Magda najpierw opowiadała ze szczegółami zajście związane z kradzieżą torebki, potem tłumaczyła się z tego, że ta została odzyskana i próbowała wybić policjantce z głowy pomysł jakoby Dawid był w zmowie z dzieciakiem. Chociaż tutaj policjantka była tak sugestywna, że dziewczyna zaczęła mieć wątpliwości. Całe przesłuchanie potrwało ponad godzinę i dopiero wtedy zjawił się policjant, który przekazał koleżance swe ustalenia.
- Magdalena Kwiatkowska jest na liście uczestników konkursu fortepianowego, który dzisiaj się odbył. Organizatorzy potwierdzili. Dawid Taspinar jest studentem z Bułgarii przyjętym według jakiegoś programu wspierania uzdolnionej młodzieży z biednych krajów, czy jakoś tak. Jest na piątym roku w Uniwersytecie Nevady . Ma stypendium sportowe i pracuje w klubie jazzowym jako ochroniarz. Cieszy się dobrą opinią. Natomiast ten młody jest od pół roku poszukiwany. Sześć miesięcy temu uciekł z rodziny zastępczej w stanie Nowy Orlean. Nazywa się Beniamin Snakes. Już zawiadomiliśmy kogo trzeba. Zaraz trafi na policyjną izbę dziecka.
- A nie mówiłam? – Magda odetchnęła z nieukrywaną satysfakcją - Jak miło, że w końcu czegoś się dowiedzieliście – mówiła z ulgą po usłyszeniu słów policjanta, ale z dozą irytacji, że to musiało tyle czasu potrwać. – Teraz już mogę podpisać swoje zeznanie i iść stąd?
- No chyba nie tak prędko, bo widzi pani. Zeznanie pana Dawida różni się nieco od pani zeznań. Pan Taspinar twierdzi, że nie widział momentu, kiedy wyrwano pani torebkę i nie widział też co chłopiec cisnął do jeziora. Biegł za chłopcem, bo pani krzyczała o pomoc i tylko na pani słowie się oparł.
- Jak to nie widział? Nie widział? Z resztą. To moja zmoczona torebka. Tak? Sama jej do wody nie wrzuciłam, więc dowód chyba jest niepodważalny. Po co miałabym skakać do jeziora, gdyby nie wrzucono tam mojej torebki?...
- No dobrze. Jeżeli złoży pani oskarżenie rozprawa wstępna odbędzie się prawdopodobnie za kilka dni. Mam nadzieję, że będzie pani wtedy w kraju, bo musi pani to potwierdzić przed sądem.
- Jutro mam zamiar wrócić do domu. – zdenerwowała się – Chwileczkę. – pod wpływem rosnących emocji przeszła do pokoju obok w którym przesłuchiwany był Dawid i nie pozwoliła się zatrzymać policjantowi.
- Jak mogłeś? – spytała ze złością – Nie widziałeś, że mi zabrał torebkę? Nie widziałeś, że ją rzucił?
- Niestety. – Dawid wstał od stolika przy którym siedział i spojrzał na nią – Zdążyłem się odwrócić w drugą stronę, kiedy krzyknęłaś. Potem zobaczyłem go jak ucieka, więc za nim popędziłem.
- Ale to, że miał moją torebkę chyba widziałeś.
- Coś ewidentnie miał, ale czy to była torebka nie wiem. Widziałem tylko potem jak coś chlupnęło w jezioro. Przykro mi.
- Cudnie. – wypowiedziała Magda z irytacją – Więc moje zeznania i tak niewiele będą znaczyć, bo nie mam świadka, który potwierdziłby moje słowa. Tak? To po co traciliśmy tu tyle czasu?
- Złapali go, przekażą jakiejś rodzinie zastępczej. Może teraz im się uda coś z nim zrobić. Tak? Mówiłem ci, że nie chcę wzywać policji i tu przyjeżdżać, ale nie słuchałaś.
- Wyszłam na jakąś idiotkę przez ciebie. W ogóle idę stąd, bo mam dość tego miejsca. Dowidzenia. – ruszyła przed siebie ściskając w ręku torebkę, ale już na korytarzu zatrzymał ją policjant informując, że musi podpisać zeznania. Skręciła do pokoju gdzie była przesłuchiwana. Kartka z jej zeznaniem właśnie wychodziła z drukarki. Przebiegła ją wzrokiem, poprosiła o długopis i podpisała zastrzegając jednak.
- Podpisuję, bo nie mam zamiaru niczego się wypierać, ale jutro wyjeżdżam z kraju toteż na rozprawie na pewno mnie nie będzie. Możecie to wyrzucić do kosza. Żegnam. – wyszła szybkim krokiem, a Dawid poszedł za nią mówiąc po drodze
- Po pierwsze sama na własną prośbę się tutaj znalazłaś. Po drugie może i dobrze, bo chłopak trafi pod czyjąś opiekę, a po kolejne koleżanko, chyba jakieś podziękowanie mi się należy. Zauważyłaś, że gdyby nie ja straciłabyś swoją własność i pewnie teraz byłaby daleko razem z chłopakiem?
- No tak. Bohater z ciebie. Ciekawe jaki masz w tym interes. – idąc wyszła wprost w strugi ulewnego deszczu. Rozpadało się nie na żarty, ale, że i tak ubranie na niej jeszcze nie doschło poszła przed siebie niewiele na to zważając. Rozejrzała się. Kolorowe neony rozmywane przez strugi deszczu, gąszcz uliczek, przejeżdżające pojazdy. No teraz, to już zupełnie nie miała pojęcia dokąd się udać. Zobaczyła w oddali przejeżdżającą taksówkę. Pobiegła w jej stronę machając swą torebką. Taksówkarze musieli znać każdy hotel i ulicę w mieście. Teraz już nie miała awersji do powrotu do hotelu. Chciała wejść pod gorący prysznic, a potem pod kołdrę. Cała dygotała z zimna. Taksówka zbliżyła się przywożąc nadzieję wyzwolenia i przejechała tuż przed nią ochlapując od stóp do głowy wodą z kałuży. Magda stanęła zdenerwowana i zrezygnowana zaczynając po cichu liczyć dla wyciszenia się, a zaraz potem usłyszała znajomy głos.
- Nie wiem jak ty, ale ja chwilowo mam dosyć deszczu. Jakbyś przypadkiem przestała się na mnie gniewać to może znaleźlibyśmy jakieś suche miejsce, gdzie można się czegoś napić.
- To najgorszy dzień w moim życiu. – zawiadomiła Magda w odpowiedzi patrząc na niego spod brwi.
Dawid zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się. Całe ubranie było do niej przyklejone, włosy mokre.
- No to co?. Schowasz swoje nieuzasadnione pretensje? Tutaj na każdej ulicy jest jakiś lokal, gdzie można się ogrzać, napić i potańczyć, a żaden taksówkarz nie weźmie cię w takim stanie na fotel samochodu. Musiałby oszaleć.
- Chyba nie bardzo potrafię tańczyć, ale napić, to się napiję. – kichnęła.
- I ty mówisz, że żyjesz muzyką? Jak czujesz muzykę musisz umieć tańczyć, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Chodź. Pokażę ci. Jak ci się nie spodoba odprowadzę cię do hotelu. - podszedł do niej obejmując ją ramieniem jak kumpla.
- Jeśli na coś liczysz to nie ten adres. – chwyciła jego dłoń i odepchnęła ją – Seksu nie będzie.
- Chcę tylko ci potowarzyszyć dla zagłuszenia własnego sumienia. Czuję, że jeśli puszczę cię tak w miasto – wskazał dłonią jej przemoczone i przyklejone ubranie - to żywa do hotelu nie wrócisz. Poza tym mam ochotę trochę się odstresować. Potrafisz serwować emocje. Nic co by łamało dekalog. – uśmiechnął się – Idziemy?