Zmierzch Cywilizacji część 1
Dziewczyna patrzyła na popękany, szary sufit i żarówkę wiszącą pod nim na kilku kablach pobrudzonych farbą. Z kąta obserwował ją pająk, który przyczepiwszy się do sieci, nieruchomy, czekał cierpliwie na nieostrożną ofiarę. Dziewczynie zrobiło się smutno, przykro, jakby coś utraciła. Jeszcze chwilę temu, gdy trwał przepiękny sen, patrzyła na swoje marzenia, na ich najwspanialsze ucieleśnienie. Czuła się szczęśliwa.
Wystarczyło, że otworzyła oczy i wszystko minęło. Pozostało tylko szare, puste mieszkanie, pająk w rogu i niedziałająca od kilku dni żarówka pod sufitem. Brudne ściany i ciemne niebo za oknem. Rzeczywistość.
Coś ponownie szarpnęło ją za ramię i dopiero teraz zrozumiała, że lekkie ukłucie bólu, które pamiętała z ostatniej chwili przed obudzeniem, nie stanowiło również części snu. Spojrzała w bok i zobaczyła stojącego obok jej łóżka, szaroczarnego kota. Był wielki, gruby i wpatrywał się w nią ciekawskim wzrokiem.. Wbijał swoje pazurki w ramię dziewczyny, lekko poszarpując za skórę, domagając się zainteresowania.
- Przestań, to boli! – Powiedziała poważnie, chociaż bardziej miała ochotę się śmiać. Lubiła koty. Nie miała dość pieniędzy, żeby trzymać w domu własnego, więc ta niespodziewana wizyta była czymś bardzo miłym. Wysunęła rękę spod koca, chcąc pogłaskać grubego gościa, ale w połowie się zawahała. A co jeśli futrzak się przestraszy i ucieknie? Patrzyła w jego zielone, niesamowite oczy. Czy on również odejdzie, rozpłynie się, tak jakby go nigdy nie było? Czy zawsze wszyscy będą od niej uciekać?
Jeśli nie zaryzykujesz, nigdy się nie przekonasz, czy miałaś rację. Jeśli nie wyciągniesz ręki spod koca, to nigdy nie dowiesz się, czy ten kot by nie został i nie dał się głaskać przez cały dzień. Co masz w końcu do stracenia? Przecież… przecież i tak nie masz nic. Jak go nie pogłaszczesz, prędzej czy później i tak pójdzie w swoją stronę, a ty już zawsze będziesz żałowała, że jednak nie zaryzykowałaś. Ale… on nie może tak po prostu odejść… przecież nie powinno być tak, że jedni mają wszystko, a inni nie mają nic. Nie może być tak, żeby wszystkie moje marzenia znikały, rozpływały się zaraz po tym, jak się obudzę,, a prawdziwego szczęścia, zaznaję tylko w marzeniach. Nie może być tak, żeby mój ukochany znikał, gdy otwieram oczy i pozostawała po nim tylko ta czarna pustka, która tak okropnie boli w sercu. Nie może…
Zamknęła oczy, czując jak się robią wilgotne. Wiedziała, że jeśli zacznie płakać to szybko nie przestanie. Czuła się tak strasznie samotna, bez przyjaciół, bez rodziny, bez człowieka, do którego mogłaby się odezwać, powiedzieć o swoich radościach i problemach. Przez lata przyzwyczaiła się do tego, ale czasem, gdy, uświadamiała sobie, że jest całkiem sama, na ogromnym świecie, z trudem przychodziło jej opanować smutek. Powstrzymała łzy, zaciskając mocno oczy, nie pozwalając im płynąć. Pociągnęła noskiem i spod jej powiek wypłynęła jedna, jedyna słona kropla rozpaczy. Nie może być tak, że moje marzenia nigdy się nie spełniają. Ten kot… on nie przyszedł tu bez powodu. Przyszedł, żeby mi powiedzieć, że teraz będzie inaczej, lżej. Lepiej. Przyszedł i obudził mnie, żebym go pogłaskała, prawda? Czy jeśli to zrobię, to czy cokolwiek się zmieni? Tak. Musi! Musi się coś zmienić! Obiecuję… jeśli on da się pogłaskać, coś się zmieni. Jestem tego pewna.
Dziewczyna powoli wysunęła rękę spod koca. Chociaż rozsądek wręcz wrzeszczał, że to głupie, ona całą sobą wierzyła, że jeśli tylko kot pozwoli się jej pogłaskać, jej życie się zmieni. Jeszcze nie wiedziała jak, ale była tego po prostu pewna. Coś musiało się zmienić.
Ostrożnie, starając się nie wykonywać żadnych gwałtowych ruchów, wyciągnęła dłoń w kierunku kociego łebka. Futrzak patrzył na nią z zainteresowaniem malującym się w mądrych, zielonych oczach, jakby zastanawiał się, czy ona naprawdę chce go pogłaskać, czy tylko udaje? A może pytał sam siebie „czy ta idiotka uważa, że pozwolę si