Zmierzch Cywilizacji część 1
łaskać. Czy to oznacza, że znowu coś się zmieni?
Kot naturalnie, nic jej nie odpowiedział. Może, gdyby wymówiła te słowa na głos, zrozumiałby je w jakiś sposób i przekazał odpowiedź. Nie znała się na kotach zbyt dobrze, tylko kilka razy miała okazję je widzieć z tak bliska, a jeszcze rzadziej mogła któregoś pogłaskać, więc nie miała pojęcia, czy są one na tyle inteligentne by zrozumieć wypowiadane słowa. Przez chwilę walczyła z ochotą, by mimo wszystko nie spróbować, ale uznała, że to głupie. Poza tym, wstydziła się swoich marzeń o innym, lepszym życiu. Wolała je zachować tylko dla siebie.
Kot spojrzał na nią, w jego zielonych oczkach błysnęło przerażenie. Anet poczuła, że mięśnie mu się gwałtownie spięły, jakby szykował się do ucieczki. Wywinął się spod jej dłoni i jednym skokiem znalazł na pobliskim murku. Odwrócił się, patrząc na środek ulicy, mniej więcej tam, gdzie stał stragan z jabłkami, teraz prawie niewidoczny, przez ustawionych w kolejce ludzi. Dziewczyna podążyła za nim wzrokiem. Nie dostrzegła tam niczego dziwnego, ani niepokojącego. Już miała spytać, „co się dzieje”, gdy otrzymała odpowiedź.
Dokładnie w miejscu, gdzie stało najwięcej osób, błysnęło oślepiająco, a chwilę później rozległ się huk. Potężna eksplozja cisnęła kilkudziesięcioma osobami o ziemię, a ci, którzy stali zbyt blisko, zniknęli w kłębach dymu i pyłu. Anet poczuła powiew gorącego powietrza i uderzenie w plecy. Siła podmuchu cisnęła nią o ścianę. Upadła na ziemię, rękam osłaniając podrażnione uszy.
Sekundę później, niecałe sto metrów dalej, nastąpił kolejny wybuch. Szyby ze stojącego obok wieżowca wystrzeliły z okien i spadły na ulicę deszczem ostrych odłamków. Kolejny wybuch i następny. Cała seria eksplozji na jednej z najbardziej zatłoczonych ulic miasta.
Gdy Anet podniosła obolałą od huku głowę, ujrzała najpierw kłęby dymu i kurzu, a później wyłaniające się z niego zarysy ludzi. Wszystko widziała niewyraźnie, jak przez mgłę. Jeden człowiek o brudnej, szarej twarzy krzyczał, inny płakał, kolejny wołał o pomoc. Dziewczyna zobaczyła, że ktoś obok niej leży. Jakiś starszy mężczyzna w zniszczonym swetrze i wyblakłych spodniach. Siła fali uderzeniowej wbiła go dosłownie w pojemnik, na którym niecałą minutę wcześniej, stał głaskany przez nią kot.
- Proszę pana… - Jęknęła, zbliżając się do niego. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo bolą ją plecy i nogi. Z trudem w ogóle się poruszała. Człowiek nie odpowiedział, więc złapała go za brodę i lekko uniosła mu głowę. Mięśnie miał bezwładne. Zobaczyła krew na czole i już wiedziała, że nie żyje.
Do tej pory jeszcze nigdy nie widziała kogoś martwego z tak bliska. Zasłoniła sobie usta dłońmi, by nie krzyknąć. Nagle częściowe otępienie wywołane szokiem minęło. Rozejrzała się ponownie i po raz pierwszy dostrzegła innych zabitych ludzi. Leżeli wszędzie dookoła, poparzeni, z krwią na twarzach i ubraniach. Były ich dziesiątki. Niektórzy, zwłaszcza ci, którzy stali bliżej miejsc eksplozji, mieli poodrywane kończyny i Anetella aż zbyt wyraźnie widziała pokrwawione kikuty oraz strzępy mięsa i ubrań rozrzucone dookoła. Tylko nieliczni jeszcze się ruszali, a zaledwie kilka osób, w tym ona, nie odniosły poważniejszych obrażeń. W ciągu kilku sekund ulica zamieniła się w rumowisko. Wszędzie leżały fragmenty betonu i cegieł, szkło z rozbitych okien.
Spojrzała na miejsce, gdzie stało stoisko z owocami. Pozostały z niego tylko drzazgi i toczące się jabłka. Sprzedawczyni ani jej ochroniarzy nigdzie nie mogła wypatrzyć. Kobieta stała zaledwie metr od miejsca, gdzie nastąpił wybuch, więc szanse, by zdołała przeżyć, były naprawdę minimalne. Anet poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Czy tak powinna zostać nagrodzona dobroć, którą mi okazała? Co ona złego zrobiła? Miało się coś zmienić, ale nie tak!
Wbrew wszystkiemu, czego dziewczyna mogła się spodziewać, kilka osób, zamiast pomagać tym rannym, którym dało się pomóc, zaczęło zbierać owoce i chować je pod kurtki.