Złego nie przyjmiesz
robisz po mistrzowsku. Już ilu próbowało to opisać, przenieść na papier swe mistyczne stany. Ale teraz spróbuj ty. Napisz i przyślij na adres Marcinowego dworku. I będzie wszystko jasne. Albo też wskaż, które strofy należy odczytać jako przekaz stamtąd. Czekamy na ten znak. I jeszcze zdanie dobrze nie wyschło na papierze, a znak już się pojawił. Marcin bowiem przejął od Dostojewskiego zwyczaj otwierania Pisma na chybił trafił i odczytywania zdania – przesłania. Bo przypadków nie ma i być nie może. A zdanie, które w tym momencie przeczytał, brzmiało: „Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań… będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom.” * „Czy nie widzicie, żem chory – szatanizm, Bajronizm – siedem mnie dręczy boleści; Wierzę w religię mas – w republikanizm, W postęp… a nawet wierzę w te czterdzieści Cztery…, choć nie wiem, co ta Liczba znaczy, Ale w nią wierzę jak w dogmat… z rozpaczy.” Ale nie pisze Juliusz nic o tym cyrografie. Chociaż badacze od dawna podejrzewali, że coś jest na rzeczy. Szatan daje sławę, powodzenie szybko, a Juliusz… dla Juliusza sława to była rzecz numer jeden, przynajmniej w pewnym okresie życia. Nie wiadomo, czy w Wilnie podpisał. Wilno piękne miasto, w ładnej by się to odbyło scenerii. 44… Nie wiadomo do dziś, ale sam pomysł genialny. Zadać zagadkę następnym wiekom, niech się męczą. „Pana Tadeusza” nie przeczytają, „Dziadów” też nie, ale 44 będzie ich pasjonować. Ale może jakiś komputer to rozwiąże. Komputer może wygrać z Kasparowem, to i rozwiąże zagadkę 44. Trzeba mu tylko wprowadzić w pamięć tysiące strof o tym dziwnym kraju. I niech pracuje. Niech się męczy. My poczekamy. * „Wszyscy się jednak do mnie zlatywali Pytając, gdziem był…” Już właściwie chcieliśmy usunąć Juliusza z Marcinowego dworku. Ale im bardziej usuwany tym bardziej obecny. Okazuje się że właściwie usunąć Juliusza się nie da. Bo to tak jakby wymazać go z naszej świadomości. A zjadacze Marcinowego chleba (Boże, co za smak) jednak poczuli się aniołami. Juliusz jest jedyny. Coś w nim jest takiego, że potrafi zawładnąć czytelnikiem jego dziwnych strof. Bo weźmy na przykład taką strofę: „Patrzajcie – rzekną – Otośmy przez wieki w tych pięknych urnach ledwo się ruszały…” I zjawił się Juliusz i poruszył urny. Wszystko ożyło, anioły się zjawiły, świat się zmienił. A gdzie jest Juliusz? Właśnie, gdzie jest? W Genewie go nie ma, we Florencji też, z klasztoru Betheszban też się wyniósł z ogromnym jak pisze „butlem” pełnym wina. Ach wiem, jest nad oceanem atlantyckim w Pornic. Mama przecież napisała mu w liście „kąp się w morzu”, więc Juliusz potraktował to jak rozkaz i pojechał, aby zażywać morskich kąpieli. Liczyła na to, że morska kąpiel pomoże mu odzyskać zdrowie. Nie pomogła, bo Juliusz już od dziecka był tą chorobą naznaczony, a Fleming, wynalazca penicyliny, jeszcze się nie urodził. Nic się nie da zrobić. Przynajmniej na razie, bo książka dopiero się zaczyna. Coś wymyślimy Juliuszu. Będzie dobrze. * Aleksander Fistonow przysłał Marcinowi list. „Piszę z Wilna. Pociąg do Warszawy mam dopiero jutro, postanowiłem więc poznać bliżej to miasto. Pierwsze kroki skierowałem na ulicę Zamkowa ,tam jak wiesz Marcinie pod numerem 24 mieszkał August Becu ze swoją drugą żoną Salomeą, dwiema córkami Olą, Hersylią i przybranym synem Julkiem. Twoim jak myślę najważniejszym gościem. Byłem też na grobie Ojca Julka, nawet świeczkę zapaliłem. Powiedz o tym Juliuszowi, może choć trochę zmieni on swój stosunek do nas, Moskali. Wilno piękne miasto. A w malutkie księgarence kupiłem „Beniowskiego”. I popatrz nasza cenzura nie pozwala drukować Juliusza a ci Polacy z Wilna jakimś sposobem przemycają go. Przymknę na to oko. N