Za zamkniętymi drzwiami
Dziewczyna nie pałała chęcią mordu, nie od razu. Chciała, żeby Robert poczuł każdą jej krzywdę na własnej skórze. Każde upokorzenie, każdy fizyczny ból, wszystko to, czego ona doświadczyła z jego ręki. Nie spieszyła się. Była niczym rekin pływający wokół krwawiącej ofiary, który tylko czeka, by zaatakować. Tym razem to Robert był ofiarą. Nie wiedział jednak, jak bardzo przyjdzie mu zapłacić za swoje grzechy. Agnieszka miała na sobie białą sukienkę, w której biała ślub cywilny z Robertem. Nie wyglądała na kobietę pogrążoną w depresji, wręcz przeciwnie. Nałożyła różową pomadkę na usta, ułożyła włosy, spinając je w eleganckiego koka.
Agnieszka zastanawiała się długo jaką karę wymierzyć Robertowi. Od ranka kiedy ten przekroczył jej wszelkie granice, dziewczyna zrobiła listę najokrutniejszych rzeczy, jakie usłyszała w programach kryminalnych czy wyczytała w horrorach. Widok krwi nigdy nie był jej obcy, ale nie chciała, by Robert zszedł z tego świata zbyt szybko. To miała być jego kara, żyć i powoli cierpieć, cierpień nawet gorzej niż ona cierpiała przez te ostatnie lata.
Wróciła na górę do kuchni po kilka drobiazgów z listy, którą przygotowała. Skrzętnie przygotowała między innymi obcęgi, mały sekator do krzewów z ogrodu, wybielacz, sól, płyn do udrażniania rur, kij do krykieta, który znalazła jeszcze po poprzednich właścicielach domu. Zabrała też ze sobą kilka strzykawek różnej wielkości i gumową rurkę. Po zniesieniu wszystkiego na dół wróciła jeszcze po pięciolitrową butlę wody i kilka toreb przekąsek bekonowych, które o dziwo Robert uwielbiał. Czyżby jednak w jej obłędzie tlił się głos miłosierdzia?