Worenville cz.3
29.01.2011
Worenville
Droga Lucy
Ostatnio postanowiłam poszperać trochę w historii o moim domu, zresztą o całym tym miejscu. Ponieważ jednak tak jak i zasięgu tak i Internetu tutaj nie ma postanowiłam udać się do pobliskiej biblioteki. Zgodnie z planem znajdowała się ona naprzeciw sklepu. Wyszłam ok. 12:00 żeby móc dłużej posiedzieć. Remont jeszcze się nie skończył choć rodzice stale nad tym pracują. Codziennie muszą wietrzyć dom, bo zaczęli malować i tapetować ściany, wszędzie dookoła unoszą się stosy kurzu i pyłu plus duszący zapach farby.
Do biblioteki miałam kilkanaście metrów. Szłam sobie spokojnie poboczem drogi i podziwiałam Worenville w blasku słońca. Dzisiaj był chyba najpogodniejszy dzień ze wszystkich. Mimo tego, że jest styczeń, śniegu prawie wcale nie ma! Podobnie jak ludzi na ulicach. Zdawało mi się, że wszyscy mnie unikają… za wyjątkiem Mike’a. Który jak się okazało pracuje w bibliotece. Choć pracuje to mało powiedziane, on ją prowadzi! Gdy weszłam do środka od razu się uśmiechną.
- Hej mała. – No tak, jego powitania są niezmiernie dołujące. Nie bardzo wiedziałam jak mam się do niego zwracać.
- Dzień dobry. – podeszłam do lady – czy ma pan tu może książki z historią Worenville?
- Jaki pan? Mała, mów mi Mike. – Stałam tam jak słup soli i nie bardzo wiedziałam jak na to odpowiedzieć. Nagle przybyło mi odwagi.
- Mam na imię Kate i jak na swój wiek to nie jestem taka znowu mała. – Och Lucy, gdybyś tylko widziała jego wyraz twarzy. Na początku milczał i patrzył się na mnie jak na dziecko które za dużo powiedziało co było bardzo krępujące, ale zaraz potem zaczął się śmiać. Nie drwiąco tylko pobłażliwie.
- No, Kate widzę, że równa z ciebie dziewczyna. Mówisz, że chciałaś książki z historią Worenville. Proszę bardzo, choć za mną. – Prowadził mnie w najbardziej oddaloną część biblioteki. Wiesz Lucy, tak szczerze to trochę się bałam. Piętnastolatka, sama z jakimś obcym facetem, ale moje obawy szybko zniknęły. Mike wspiął się po drabince i po kolei podawał mi coraz to starsze książki. Poukładałam je na stoliku. Miałam się już zabrać do czytania, kiedy ten mi przerwał.
- Choć do stolika przy drzwiach. Tam jest lepsze światło i więcej miejsca. – Zgodziłam się. Mike pomógł mi je zanieść. Faktycznie przy oknie było lepiej. I ponieważ Mike stał za ladą i sam coś czytał było mi raźniej.
To co wyczytałam w tych księgach… nie byłabym w stanie ci tego wytłumaczyć. Poprosiłam Mike’a, żeby mi je wypożyczył. Zacytuje ci najistotniejsze wątki. Jeżeli chcesz zrozumieć moje przerażenie to proszę przeczytaj poniższy tekst w całości.
„1834r.generał Woren Wilhelm Blane zarządził dewastację starego cmentarza na rzecz pozyskania nowych ziem. Nagrobki zniszczono i zmieszano z cementem służącym do budowy domów mieszkalnych.(…) Siedzibę gen. Worena wybudowano pośrodku miasteczka.(…) Miasteczku nadano nazwę Worenville ok. 1856r. po tajemniczej śmierci założyciela. Przyczyny zgonu nigdy nie wyjaśniono(…) W 1859r. Worenville opanowała nieznana dotąd zaraza, która pozbawiła życia i rozumu niemal wszystkich jego mieszkańców. Jedyną ocalałą okazała się kobieta uznawana przez wszystkich za wiedźmę, Marie Augustine Kette. Jednak Lucy, to było jeszcze niczym w porównaniu do tego co przeczytałam na końcu tekstu (…) Worenville pozostaje niezamieszkane, aż po dziś dzień. Natomiast książka pochodzi z 1980r. Następna książka Pt. „Zbiór legend Worenville” opowiada m.in. o duchach nawiedzających rezydencje gen. Worena. Podobno to one go zabiły. Ludzie uznali, że zwariował i począł się okaleczać. 08.12.1855r. Służąca znalazła jego zmasakrowane ciało na strychu. Rozumiesz Lucy?! W moim strychu! Obiecałam sobie, że za żadne skarby świata tam nie zajrzę. NIGDY!