Wódz i szaman
Przez chwilę nie wiem co się wokół mnie dzieje. Czuję się, jak zadurzony małolat. Zapomniałem zupełnie o swojej byłej żonie i niechęci do kobiet.
Towarzystwo patrzy na mnie i się śmieje.
– Ty, hucuł durnowaty – mówi szaman.
– Co? A tak, bardzo się cieszę, że tu jestem.
Śmieją się jeszcze głośniej, a ja robię się bardziej czerwony.
– No to zaczynamy inicjację – mówi wódz.
Chwyta za butelkę i polewa każdemu.
– Wypijemy po jednym przed jedzeniem – pan Stefan staje z kieliszkiem, jak do toastu. – My tu niczego nie ukrywamy Szymek, jesteśmy szczerzy i szczerości oczekujemy. Nie zakładamy, że będziesz chciał ukrywać, kim naprawdę jesteś, nie ma to znaczenia, bo woda ognista sprawi, że nie będziesz mógł się powstrzymać. Pokażesz nam swoje serce, jakie jest naprawdę, a my pokażemy swoje. Siup, w te głupie ryje – unosi kieliszek.
Nic nie mówię, twarz mam jak prawdziwy czerwonoskóry. Wychylamy kieliszki. Bimber jest łagodny, jakby niewiele było w nim alkoholu. Smakuje świetnie.
Mam wrażenie, że znalazłem się przypadkiem w świecie, w którego istnienie bym nie uwierzył, gdyby mi ktoś opowiadał. Co najwyżej przeczytał w książce albo zobaczył w filmie.
***
Jedzenie było przepyszne. Najpierw zjedliśmy rosół, a potem gulasz. W życiu czegoś takiego nie jadłem. Czułem się jak dzieciak na wakacjach, który był pierwszy raz w takim miejscu. Wszystko było nowe. Atmosfera tak radosna, że miałem ochotę śpiewać. Chyba raz, czy dwa nawet mi się wymsknęło i zapiałem. Wszystko wina wodza i szamana, to najwięksi jajcarze i podpuszczacze, jakich w życiu spotkałem, uzupełniali się, jak nóż i widelec.
Nie miałem zamiaru opowiadać o moim życiu, rodzicach i nieudanym małżeństwie, ale nie mogłem się powstrzymać. W bimbrze było dużo więcej alkoholu, niż myślałem. No i ci ludzie. Chciałem mówić o sobie, tak jak oni mówili. Niczego nie ukrywali, byli szczerzy, a ja zapragnąłem być taki sam. Chyba w środku zawsze do tego tęskniłem, dlatego tak łatwo się wpasowałem.
A Emma. Wcale nie było tak łatwo ją zdobyć. Ale kiedy zobaczyłem jej serce, zakochałem się bez reszty. Musiałem zacząć o nie dbać jak o najcenniejszy skarb, jeśli to możliwe sprawić, by biło jeszcze dźwięczniej i wyraźniej. W końcu zostanie moją żoną, jestem pewien. Jest jak stworzona przez autora powieści. Jej wady są niczym przy zaletach, mądrości, pracowitości i życzliwości, a jej miłość… Nie śniłem nigdy, że będę tak kochany, że to w ogóle możliwe.
W końcu posmakowałem ciężkiej, fizycznej pracy. Kilka dni po inicjacji pomagałem kilku gospodarzom zwozić baloty z sianem z pól, a potem wrzucać do stajni i na strychy. Nigdy wcześniej nie zdobyłem się na taki wysiłek, te bele siana ważą lekko ponad stówę i samo turlanie jest ciężkie. Ale czułem się potem szczęśliwy.
W sierpniu przyszła kolei na żniwa i znowu widać było, jak nasze całe plemię jest z sobą zżyte i współpracuje. Nie sądziłem, że pomaganie innym daje tyle satysfakcji. Czuję się syty, spełniony. Moja własna praca nie daje takiej radochy, nawet kiedy jestem szczególnie zadowolony z jakiegoś projektu i klepany po plecach.
Emma pracuje równie ciężko i chętnie, do tego z uśmiechem na ustach. I to w niej jest wspaniałe. Jest zupełnie inna od kobiet, które znałem wcześniej. Moją byłą żonę i Emmę dzieli przepaść większa niż Wielki Kanion, są jak dwa przeciwstawne bieguny.
Byliśmy niedawno w Gdyni, u moich rodziców. Wcale nie chciałem tam jechać, ale Emmie bardzo zależało, powiedziała, że jeśli jesteśmy razem na poważnie, to tak trzeba. No i nie spodobała się moim rodzicom. Sam nie wiem, dlaczego. Mama sprawiała wrażenie, jakby jeszcze zanim ją poznała, już jej nie lubiła. Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że odwiedziła ją Aneta i wypytywała o mnie. Powiedziała, że wciąż mnie kocha i może dałoby radę to jeszcze odkręcić, znowu być razem. Oblał mnie zimny pot i słabo mi się zrobiło. Szczególnie, że mama ją poparła.