WŁOSY
Włosy spłynęły ze stołu na kamienną podłogę prosektorium. Dwaj pracownicy domu pogrzebowego zaniemówili z wrażenia. Wiedzieli, że włosy, podobnie jak paznokcie, rosną również po śmierci. Nigdy jednak nie widzieli czegoś podobnego. Zgon stwierdzono wczoraj około godziny trzeciej nad ranem. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu było uduszenie. I nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie jeden szczegół. Narzędzie zbrodni należało do denatki. Została bowiem uduszona własnymi włosami owiniętymi wokół szyi. Ich koniec morderca wcisnął dziewczynie do gardła kiedy ta jeszcze żyła. Włosy denatki po zmierzeniu na miejscu zbrodni przez policjantów liczyły sobie dwa metry i czterdzieści centymetrów. Niecałą dobę później - Pół metra więcej. - Pracownik prosektorium nie mógł uwierzyć w tak wielkie niedopatrzenie. Razem z pomocnikiem zmierzyli więc włosy zmarłej jeszcze raz. Proste doświadczenie wykazało, że włosy rosną od kilku do kilkunastu centymetrów na godzinę. Pomocnik co pół godziny wykonywał dokumentacyjne zdjęcia głowy denatki. Kiedy więc pracownicy zakładu pogrzebowego Lilia znaleźli się w prosektorium, ciemne błyszczące włosy zamordowanej liczyły już blisko trzy metry. - Panowie, ostrożnie - powiedział jeden z nich, gdy wspólnie wkładali ciało do trumny. - To prawdziwy skarb. Pewnie była z tego dumna. - Założę, się, ze każdy z rodziny dostanie kosmyk na pamiątkę. - Zaśmiał się drugi. - Takie włosy można by sprzedać perukarzom. Podobno dają bańkę za metr. A jej to i tak już nie będzie potrzebne. - A to się rodzinka dorobi. - Pokiwał głową drugi, gdy zamykali wieko trumny z upchanymi wewnątrz włosami. - Nawet biedaczki nie widać spod tych loczków. Załadowali trumnę na specjalny wózek i wypchnęli ze szpitala na parking. Chwilę zajęło im włożenie trumny do karawanu. Kiedy ruszyli, odezwał się pierwszy z nich: - Ile to mówiłeś za te wszary? - A co? Chcesz cos zarobić na swojej łysince? - Nie. Ale tak sobie pomyślałem, że można by... - Chyba oszalałeś! Szef nas zabije. - Przecież i tak nikt nie pozna. Małej rosną włoski jak na drożdżach. Sam słyszałeś, co mówili tamci z kostnicy. Zanim dojedziemy, będą miały jak stąd do Hondurasu. Ten drugi zatrzymał wóz. Wysiadł i opierając się tyłem o maskę zapalił papierosa. - Nie lubię się bebrać z truposzami. Ty to zrób. - Jak chcesz, ale dla mnie siedemdziesiąt procent. - Dobra. Otwieraj. Spod otwartego wieka trumny włosy buchnęły soczystym potokiem. Pierwszy pogrzebał w nich ręką. - Zobacz. Jest ich jeszcze więcej. Stary, zbijemy na tym majątek. Podaj jakieś nożyczki. - Zaraz, nie tak od razu. Jak nam się rozsypią, to po ptokach. Trzeba je najpierw czymś związać. Związali włosy swoimi krawatami w dwa grube końskie ogony. - Teraz tnij. Nie, czekaj. Powyżej wiązania. - Ciężko. Mocne jakieś. Weź ty. Jesteś bliżej. - Dawaj. Kiedyś miało się pióra. Sam je potem chlastałem. Proszę, gotowe. Chyba teraz dla mnie większa część, co? - Dobra. Pół na pół. Tnij drugi. Po chwili trzymali już w dłoniach dwa prawie dwumetrowe trofea. Włosy nadal rosły, jakby zupełnie nie zrażone okaleczeniem. - Teraz to już chyba we wszystko uwierzę - powiedział pierwszy patrząc z zachwytem na coraz szybciej rosnące czarne loki. - Nawet w to? - zapytał ironicznie ten drugi i uderzył go z całej siły w czoło młotkiem do wbijania trumiennych gwoździ. Trafiony upadł i wypuścił z rąk zdobycz. Zwycięzca podniósł z ziemi włosy, otrzepał je z piasku i dołączył do swoich. - Dwa, cztery, a teraz jeszcze jeden. - mruczał pod nosem odcinając kolejne pełne garście włosów. A te rosły coraz szybciej. Grabarz odcinał je równie szybko, śmiejąc się szatańsko. Nie zauważył, że odcięte włosy powoli siwiały, stawały się kruche, aż wreszcie zerwał się wiatr i wyrwał mu je z rąk. Mężczyzna zaczął płakać. Tulił się w ciało zmarłej, błagał ją choćby o kilka centymetrów. Ale poraniona nożyczkami skóra głowy nie chciała już niczego wydać na świat.