Wieczerza o północy cz-1
- Co u was ciekawego? Dlaczego nie dzwonisz? – usłyszała donośny głos ojca.
- Na ogół dobrze. Tylko zamartwiam się dzieckiem i dlatego nie wszystko mi wychodzi, jakbym chciała. Dzisiaj też jestem rozbita, Ania nadal musi pozostać w szpitalu. Nawet nie wiesz tato, jak mi przykro.
- Może byście ją wysłali do Rabki?
- To wykluczone, jest zbyt daleko.
- Więc na Nowy Rok nie przyjedziecie?
- Najprawdopodobniej przyjadę sama, bez Filipa.
- Coś się psuje w waszym małżeństwie?
- Tak tato, nasze małżeństwo wali się z wszystkich stron i tylko cud może je uratować. Jednak ja w cuda nie wierzę, więc muszę pogodzić się z rzeczywistością.
- Może mam porozmawiać z Flipem?
- Nie tato, to są nasze sprawy, które musimy wyjaśnić pomiędzy sobą. Jest niewykluczone, że się rozwiedziemy.
- Ale wy macie dziecko! Jak jej to wszystko wytłumaczycie?!
- Nie wiem. Mam mętlik w głowie, który nie pozwala mi myśleć. Jednak zdaję sobie całkowicie sprawę, że Ania w tej rozgrywce będzie kartą przetargową i tego się właśnie obawiam.
- Posłuchaj Walentyno. Postaraj się przyjechać, razem przywitamy Nowy Rok i spokojnie porozmawiamy. Może wspólnie znajdziemy jakieś rozwiązanie. Sama wiesz, że jestem przeciwny rozwodom: tym bardziej, jeśli jest dziecko. Powiedz mi jeszcze, czy jesteś już po kolacji wigilijnej?
- Nie tato. Nie było żadnej kolacji. Jadę do małej, może uda się ją zabrać, chociażby na jedno święto. Nie chcę zasiąść do wigilijnej kolacji, sama jak kołek.
- A Filip?
- Na pewno spędzi ją ze swoją matką.
- Posłuchaj córeczko, za godzinę minie północ. Do małej cię nie wpuszczą, przecież o tej porze dziecko już na dobre zasnęło. Zawróć samochód i wracaj do domu. A gdzie ty w ogóle jesteś?
- Nie mam pojęcia gdzie. Stoję na szosie, dookoła ciemno, a ja się cholernie boję – powiedziała prawie jednym tchem i wyłączyła komórkę.