"Wiara, nadzieja, ucieczka"
Matka czasami pomaga opatrywać te najcięższe rany. Bywa, że tylko tuli do piersi i głaszcze po posiniaczonej głowie. Głównie jednak tłumaczy, próbuje przekonać, dotrzeć do jej lodowatego wnętrza. Liczy na cud. Jedyne czego pragnie to, aby twarda skorupa skrywająca wrażliwą duszę pękła. Ciągnie ją za rękę do łazienki. Kolejny raz każe szukać czegoś lub kogoś w odbiciu lustrzanym.
Spójrz, ona tam jest. Moja dawna córka! Ja ją widzę. Zauważ ją wreszcie. Ona czeka tylko, aż pozwolisz jej wyjść i zacząć walczyć. Nie daj się temu Potworowi - przekonuje, choć bezskutecznie.
Tyle lat, tyle bezowocnych prób podejmowała i nigdy się nie udało. Ani jej, ani ojcu, ani siostrom. Prosiły, błagały, tłumaczyły. Strach zawsze był silniejszy. Bo co stanie się, jeśli spróbuje od niego odejść, On znajdzie ją i ukarze za głupotę i nieposłuszeństwo? Poza tym, może miał rację i Ona jest nic nie wartym śmieciem, co w życiu poradzić sobie nie potrafi? Obawy przed karą, która mogłaby ją spotkać paraliżowały. Z biegiem lat skutecznie udało mu się wmówić jej, że jest nic nie warta, nic nie znaczy. Najpierw broniła się przed jego słowami, chcąc zachować resztki godności. Potem poddała się i uwierzyła. Dlatego dzisiaj była tym, kim była.
Nikim.
Tam nikogo nie ma- szepcze matce w odpowiedzi. - Ta dziewczyna, o której mówisz zmarła dawno temu. a może nigdy nie istniała? - patrzy pytająco.
Istniała i istnieje nadal. Nie umarła. Ty tylko kazałaś jej schować się przed światem i nie dopuszczasz do głosu - upiera się twardo rodzicielka. - Tyle lat prosimy cię, żebyś od niego odeszła. Zabije cię kiedyś. Tego dla siebie chcesz? Rychłej śmierci w cierpieniach? - zaczyna krzyczeć.
Nie istnieje miejsce, do którego mogę uciec. On znajdzie mnie wszędzie - przekonuje.
Jeżeli nie tutaj blisko nas, to wyjedź do innego miasta. Tylko mnie powiesz, gdzie jesteś, a ja nie puszczę pary z ust. - namawia uparcie matka.
Wsiąść do pociągu byle jakiego? Tak po prostu? Wyjść na słońce pewnego dnia, zatrzasnąć za sobą drzwi więzienia i uciec na drugi koniec świata? Oszalała chyba. Nigdy się to nie uda. On jest katem, ona natomiast jego ofiarą. Strach jest zbyt wielki, trzyma ją w szponach od lat i nigdy nie puści. I co tam gadanie o życiu i szansy na lepsze jutro. Ona już nie ma życia i szans.
Umarła.
A jednak ciemną nocą, kiedy niesprawiedliwy świat śpi, a wraz z kim w odpoczynku pogrążony jest On, ziarenka kiełkują w najlepsze. Teraz są już całkiem sporymi roślinkami. Szepczą opowieści o lepszym świecie, niż ten który ona zna. O słońcu delikatnie otulającym zagojoną twarz letnimi promieniami, o ptakach śpiewających w ukryciu i o delikatnych listkach kołyszących się na wietrze.
Kiedy budzi się rano, świat za oknem jest jakby inny. Słońce jaśniejsze. Powietrze ładniej pachnie. Staje przed lustrem. Niby twarz ta sama, którą widziała wczoraj, a jednak oczy jakby inne. Bardziej brązowe. Mniej matowe. Coś się zmieniło, ale sama jeszcze nie wie co.
Czy to Jej oczy?
***
Mijają dni, tygodnie, miesiące. Mogłaby przyznać, że nic się nie zmieniło, gdyby nie coraz głośniejsze głosy w jej głowie. Nocami, kiedy wręcz krzyczały prośby o obudzenie się z marazmu, w którym tkwiła bała się, czy on też ich nie słyszy. Zamierała leżąc obok niego. Wstrzymywała oddech w obawie, że głosy wyrwą się z niej razem z nim, a wtedy to już na pewno on ją zabije.
W ostatnim czasie nie było znów tak najgorzej. Raz nawet pozwolił jej na spacer do parku. Cóż to była za podróż! Słońce tak cudownie ogrzewało jej żółtą od siniaków twarz, oślepiało oczy. Ptaki kłóciły się na drzewach wyraźnie czymś zaaferowane. Kiedy mijała ludzi, pochylała nisko głowę, aby nikt nie dojrzał ran na jej twarzy. Ale mimo to cieszyła się możliwością pobytu na świeżym powietrzu. Wspomnienia tego dnia żyły w niej przez następne tygodnie. I chociaż zaraz po powrocie do domu spotkała się ponownie z jego pięścią, to spotkanie z naturą cieszyło ją bardziej, niż cokolwiek innego.