Wezuwiusz: Trutka na babcię (1)
***
Noc miał Wezuwiusz niespokojną. Wszystkie sny zdawały się przedstawiać mu możliwy zakres konsekwencji, o których wspominał Wiercipiętek. Podkreślić tu trzeba, że każdy kolejny scenariusz zdawał się być gorszy od swego poprzednika. Nic więc dziwnego, że Wezuwiusza rozzłościło natarczywe pukanie do drzwi, które przerwało w miarę łagodny, znaleziony przez niespokojnego ducha maga zaledwie przed godziną sen. Czarodziej zaklął siarczyście i wstał, by otworzyć drzwi.
- Chwila, chwila! – Wrzasnął rozeźlony czarownik, by uciszyć pukanie. – Już otwieram.
Rozwarł drzwi, a w nich ujrzał chłopa, który wczoraj prosił go o przysługę. Wezuwiusz spojrzał na niego i bez trudu wywnioskował, że coś poszło nie tak, jak powinno. Twarz kmiecia była bowiem całkowicie zielona, za wyjątkiem nosa, który z kolei przyjął brązową barwę.
- Panie, panie! Coś pan zrobił?! Babka rześka jak nigdy, a mi całą rodzinę zzieleniało. No mówię panu, jakem żywy – zieloni, jak te skrzaty.
- Ale, ale... – Czarownik przełknął ślinę. – Co się stało?!
- Sam pan mi powiedz! – Wrzasnął chłop. – Obudziło mnie tupanie, otwieram oczy, patrzę, a to babka tańczy! Panie, ona mi