Wena
zieć.
- Nie mamy ani grama narkotyków - powiedziała dziewczyna jednocześnie wkładając majtki.
Faktycznie, było już dosyć późno. O takich porach to i na większych
imprezach nie było już czego szukać. Wena pozostała niewzruszona.
Poinformowała wszystkich, że zamierza zabezpieczyć ich wypełnione
halucynogenami mózgi jako dowody. Zaproponowała, by sami między sobą
ustalili, kto zgłosi się do niej pierwszy. Widząc niemrawość,
zasugerowała nieco przyjaznym tonem:
- Nie macie się czego bać. Za współprace z wymiarem sprawiedliwości dostaniecie wyrok w zawieszeniu.
To rzekłszy, odwróciła się do okna z policyjnym kunsztem, dokładnie tak
samo, jak robili jej ulubieni aktorzy w filmach, do obejrzenia których
nigdy by się nie przyznała. Pierwsze promienie słoneczne oświetliły jej
twarz na tle wszędobylskiego kurzu. Rzeczywistość zdawała się wrócić.
Praktyka budzenia się o świcie w delirium, po piątkowej imprezie, była
normą wśród większości artystów. Wtedy do zdezorientowanej weny, doszło
jak źle na jej wizerunek wpłynie fakt, iż pierwszy raz w swojej długiej
karierze spóźni się do pracy. Zdarła z siebie mundur, po omacku
poprawiła makijaż i bez słowa wybiegła z pokoju.
Płyta dawno się skończyła i nikt nie miał odwagi włączyć jej ponownie,
w pracowni panowała głęboka cisza. Przerwał ją skrzyp drzwi, który już
miał zmusić zrezygnowanych nastolatków do oddania zawartości swych
czaszek, gdy nieoczekiwanie zjawił się w nich Ciernisty. Wybuchła
euforia, wszyscy rzucili się na chłopaka, jakby chcieli sprawdzić, czy
to faktycznie on. Obecność mundurowej stała się odległą przeszłością,
mózgi były już bezpieczne. Bohater poranka nie miał pojęcia, co się
wydarzyło. Zaprotestował - przecież wcale nie umarł. Złapał co prawda
przysłowiowego "zgona" na klatce schodowej, ale już ożył i napisał
kilka minut wcześniej najlepsze opowiadanie w swoim życiu.
Opowiadanie zostało nagrodzone nagrodą Nobla.