W małym miasteczku, wiosną-latem na początku XXI wieku
* *
Przeraźliwy ryk syren wyrwał z leniwej drzemki ospałe miasteczko. Główną ulicą pędził wóz strażacki, rozgarniając po drodze zaciekawione spojrzenia mieszkańców. Potem drugi i trzeci szybko zamieniły ciekawość na ich twarzach na wyrazy niepokoju i lęku.
- Co się stało, kto się pali, kto woła o pomoc?... - pyta, nie wiadomo kogo, przerażona kobieta.
- Dlaczego tak dużo wozów i jeszcze ambulans, i drugi i trzeci, i znów straż pożarna, i jeszcze policja? - odpowiada jej serią pytań zdumiony mężczyzna.
Za sznurem samochodów ratunkowych pobiegły rozbawione dzieci. Ze starych poniemieckich domów, pamiętających więcej tragedii niż mieszkańców, które liczy sobie miasteczko, wybiegają podekscytowani ludzie. W oknach odsuwają się firanki, wyglądają zaciekawione głowy, bo to niecodzienne wydarzenie. Może wyjść z domu i popatrzeć z ulicy? Będzie bezpłatne widowisko i będzie o czym rozmawiać. Bo też ile można w kółko o tym samym, że sąsiad znów pijany i pobił swoją konkubinę, albo że młodzież pod oknami wrzeszczała przez pół nocy i spać nie dała?
I nagle miasteczko, uśpione prowincjonalną nudą , ożyło zaciekawione bliżej nie znaną tragedią. I tylko położone na jego obrzeżach osiedle domków jednorodzinnych, drzemiące dostojnie w swym przepychu i bogactwie, pozostało niewzruszone. Nikt stamtąd nie wybiegł, ciężkie zasłony i rolety w oknach zostały na swoim miejscu. Nie drgnęły nawet, nikt nie wyjrzał na drogę, nie zapytał, co się stało? Jakby życia tam wcale nie było. A przecież było. Tylko zamożność nie pozwoliła właścicielom i mieszkańcom tych pięknych wilii, wystawionych na pokaz, wypieszczonych wśród ogrodów, kwiatów kolorowych i zapachu lata, okazać zainteresowanie dla niecodziennego nawet życia miasteczka.
Wieczorem w lokalnych wiadomościach wysłuchali komunikatu, że kilka ulic dalej, nieopodal ich twierdz rodzinnych, zawalił się Belweder. Tak miejscowi nazywali zrujnowany stuletni dom, w którym zbierały się na swoje libacje alkoholowe menele i kurwy w różnym wieku od niepełnoletnich po damy i dżentelmenów, mających już dorosłe wnuki, a w wygłodniałych ciałach puste miejsce na tanią wódkę, wyuzdany zwierzęcy seks i bezsensowną śmierć pod gruzami starego domu. No i jeszcze współczucie, ale tylko tych, którzy wegetują w podobnych ruinach, nazywanych niesłusznie domami.
A poza tym, nic w miasteczku ciekawego się nie działo.