W kręgu śmierci
Całą sobotę zajmowałam się pracami domowymi. Wszystko dokładnie wysprzątałam, a sztywnych gentlemanów pochowałam pod płotem w tylnej części posesji. Wieczorem znowu poczułam się samotna. Jednak ze względu na rozczarowanie, które spotkało mnie poprzedniego wieczoru, postanowiłam już więcej nie umawiać się z nikim z Internetu. Zrobiłam się na bóstwo i wyszłam na miasto. Postanowiłam jechać do centrum. Chciałam zobaczyć na własne oczy miejsce, w którym Christopher miał spotkać się z Nataly w 1940 roku, tego dnia, kiedy zginęła. Bardzo często wyobrażałam sobie ich dwoje, jak spacerują ulicami londyńskiego West Endu. Byłam już bardzo blisko Piccadilly, ale kiedy przechodziłam przez jezdnię na High Market, uderzyło we mnie rozpędzone, czarne ferrari. Uniosłam się w powietrze, zobaczyłam z góry zbiegowisko ludzi krzątających się wokół leżącego na londyńskim bruku mojego ciała. Pamiętam, że poczułam obecność mojego ojca. Jego ciepło. Patrzył na mnie z uśmiechem.
– Moja mała dziewczynka. Jesteś już piękną kobietą… Zasługujesz na szczęśliwe życie. Chciałbym wreszcie zostać dziadkiem. Wracaj tam, skąd przyszłaś, i rozpocznij wszystko od nowa.
Następnym wspomnieniem była kropla płynu w przeźroczystej, plastikowej rurce podłączonej do moich żył. Pamiętam potwornie rwący ból. I twarz lekarza, który pochylał się nade mną. Był szczupły i wysoki. Miał oliwkowy kolor skóry.
– Słyszy mnie pani?
– Kim pan jest?
– Nazywam się doktor Haq.
– Gdzie ja jestem?
– W szpitalu. Miała pani wypadek samochodowy. Dwa lata temu. Nic pani nie pamięta?
– Nie.
– Jak się pani nazywa?
– Nie wiem.
– Gdzie pani mieszka?
– Nie wiem – z oczu popłynęły mi łzy.
Zdiagnozowano u mnie amnezję całkowitą pourazową. W chwili przebudzenia się w szpitalu, dwa lata po wypadku, nie pamiętałam nic. Jakbym urodziła się na nowo. Wszystkie wspomnienia wyparowały z mojego mózgu, pozostawiając czarną dziurę kompletnej niepamięci. Lekarze nie byli wstanie stwierdzić, jak długo to potrwa i czy w ogóle kiedykolwiek będę w stanie coś sobie przypomnieć. Poczułam się ograbiona przez los ze wszystkiego. Nie miałam przyjaciół, wrogów, niczego się nie bałam i niczego nie pragnęłam. Nie miałem ani jednego doświadczenia życiowego. Moja pamięć sięgała tylko do momentu przebudzenia po wypadku. Nie miałam pojęcia, co działo się przedtem. To było okropne uczucie. Nie wiedziałam, jak mam na imię, skąd pochodzę, co lubię, a czego nie. Musiałam sama siebie na nowo wymyślić. Musiałam się wszystkiego dowiedzieć o sobie od nowa. Tęskniłam do mojej przeszłości. W wyobraźni widziałam, jakie wspaniałe mogłam mieć życie przed wypadkiem. Zamknęłam się w sobie. Wstydziłam się mojej amnezji.
Często płakałam. Nawet kiedy wydawało się, że jestem spokojna, to płakałam do środka. Tak jakby łzy z drugiej strony oczu spływały do wewnątrz i topiły moją duszę w oceanie żalu za utraconą tożsamością. Na pewno miałam jakiegoś chłopaka, mamę, tatusia, jakiegoś wujka, dziadka. Dlaczego nikt mnie nie szukał? Jako osoba nieposiadająca żadnego wykształcenia ani doświadczeń zawodowych nie miałam zbyt wielu szans na rozwój w życiu.
Terapie przeprowadzane w szpitalu psychiatrycznym pomogły mi poskładać się w całość do tego stopnia, że mogłam samodzielnie próbować zrobić coś ze swoim życiem. Dostałam pracę w hospicjum. Pomyślałam, że skoro ja nie mam przeszłości, to zajmę się tymi, którzy zdają się nie mieć przyszłości na tej ziemi. Pracowałam z umierającymi na AIDS i na raka. Trzymałam wiele osób za rękę do ostatniej chwili, kiedy odchodzili. Starałam się dać światu jak najwięcej z siebie. Stałam się bardzo religijna. Przestrzegałam praw Bożych i żyłam w zgodzie z naukami Chrystusa. Liczyłam, że Bóg odda mi wspomnienia.