W cieniu prawdziwego życia
Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju. Tak naprawdę to jest dobrze. Mam wszystko na wierzchu, na widoku.
W wolny dzień czas szybko mija. Na śniadanie jem pizze. Nie dlatego, że nie chce mi się gotować, a dlatego, że nie umiem. Mogę przyrządzić jajecznicę, ale szósty raz z rzędu to przesada... A do pizzy, ja wiem, że najlepsze jest wino. Nie wiem, czy się wstawiłem, ale chcę do Ciebie zadzwonić. Chcę Cię usłyszeć. Ten jeden, ostatni raz. Nie piję często, to fakt.
- Może rzeczywiście to alkohol mną kieruje, ale Boże... jak ja chcę Ciebie usłyszeć. – i myśląc to wykręcam twój numer. I czekam na głos w słuchawce. Trzeci, czwarty sygnał. Czekam na piąty. Czekam na automatyczną sekretarkę. Na cokolwiek, co sprawi, że będę bliżej Ciebie. Nic. Tylko cisza z dźwiękiem rozpaczy mocniejszej od kamienia. Gdzie jest nagranie? Co się stało z twoim głosem? Nie wierzę... Wybieram numer jeszcze raz. Znam go na pamięć. Znowu to samo, ta sama pustka. Tylko tym razem, nie wiem dlaczego, ogarnął mnie niepokój. Jestem uparty jak osioł – Pamiętasz? Sama tak mówiłaś zeszłego lata. - dlatego dzwonię trzeci, piąty i dziesiąty raz...
- Słucham – odzywa się damski głos w telefonie.
- Cześć – mówię cicho i czuję jakby coś stanęło mi w gardle – cześć, to ja.
- Cześć – mówi niepewnie z lekkim zapytaniem, a mi serce bije szybko i mocno i głośno. Niczym pociąg pośpieszny na starych, wykrzywionych torach – jaki ja? – dodaje po chwili.
- No ja, Adam – i myślę co jest grane? – Kamila? – dodaję lekko zmieszany.
- Pomyłka.
- Jaka pomyłka?! – myślę sobie. Nie zdążyłem powiedzieć nic. Rozmowę brutalnie nam przerwał, bolesny dźwięk odkładanej słuchawki. Sprawdziłem ponownie wybierany numer. Przecież to Twój. Twój. A nie tej.... nawet nie wiem jak miała na imię.
Czy to nadzieja robi ze mnie głupka? Przecież ona nawet nie miała głosu podobnego do Ciebie. Jak mogłem was pomylić? Czy już nie pamiętam Twojego głosu? Pamiętam. Wiem, że pamiętam. Rzeczywiście wasze głosy były różne. Ona brzmiała zimno i surowo, a Ty spokojem i ciepłem. Miłością i nadzieją. Ja tylko tak bardzo chciałem byś to była Ty...
Co mi teraz zostało? Praca. Więc poświęcam się jej bez końca. Coś w tym dziwnego, czy nadzwyczajnego? Nie, nic. Wielu ludzi tak robi, tylko każdy ma swoje powody. W ciągłym natłoku zdarzeń, żyjemy w nieustannym pośpiechu. Pędzimy byle do przodu, do końca, bez wytchnienia, bez przerwy. Do zakończenia dnia, tygodnia, miesiąca i w końcu do śmierci. Ale ona nie jest straszna. Ani taka tajemnicza, nieznana. Nie różni się wiele od życia. Nie może być wielkiej różnicy między dwoma rzeczami oddzielonymi tak cienką i kruchą linią.
Co jest z nami? Co do cholery jest z nami nie tak? Codziennie mijamy się, żyjemy obok siebie a mimo wszystko nie dostrzegamy siebie nawzajem. Nawet mieszkając razem, nie doceniamy się. Pochłaniamy się innymi zajęciami. Jak żywe trupy bez uczuć stąpamy po Ziemi. Aż jest za późno.
Czasem chodzę „naszymi” drogami z nadzieją, że złapię zeszłoroczny dzień. Wiem, że wszystko dzieje się tak, bo ktoś tam na górze stwierdził, że teraz tak mogę żyć. Nie pytał, nie wyjaśniał, po prostu zostawił mi puste dni w pustym życiu. Wiem, że odebrałeś ją mi, bo chciałeś mieć ją przy sobie. Boże... dziękuję bardzo. Dziękuję za tą ciszę, co codziennie nie daje mi spać.