Tysiąc osiemset dwunastka
– Gdzie mam, do cholery, trafić?! – myślał panicznie, widząc jak mech dosłownie rozrywa chimery, jedną za drugą – Gdzie to ma słaby punkt?! Wtem zauważył, iż w pancernym korpusie jest niewielki, zaszklony otwór – Pewnie tam jest operator – myślał – Ktoś musi tym sterować! Szybko podejmując decyzję wycelował w wąską szybę i strzelił.
Nic jednak nie zdziałał, gdyż mechaniczny potwór nieumyślnie zasłonił się ręką i odbił pocisk, nawet o tym nie wiedząc. Generał postanowił powtórzyć strzał z bliższej odległości więc zaczął biec w stronę maszyny kroczącej. Gdy był w odległości mniej więcej trzydziestu metrów przystanął i próbując opanować drżenie rąk wycelował w lufcik. Żelazny olbrzym zajęty był rzucaniem armatami w uciekających. Gdy chciał już pociągnąć za spust nagle coś mocno chwyciło jego nogę. Z wrzaskiem przerażenia spojrzał w dół – był to major Reliwicz. Leżał trzymając stopę przełożonego, a na jego niemal trupiej twarzy, całej w ranach, malował się strach i obłęd. Nie miał nogi! To francuskie ścierwo ucięło mu nogę przy samej dupie!
– TEGO NIE MAMY! NIE MAMY! – krzyknął przeraźliwie jakby glosami wszystkich otępionych i wyzionął ducha wciąż kurczowo obejmując nogę generała.
Poczucie winy jeszcze spotęgowało wściekłość i strach, które targały dowódcą. Nie myśląc już o niczym innym podniósł głowę, by ponownie wycelować. Nim zdążył oprzeć kolbę na ramieniu kula przebiła mu serce. Upadając pomyślał jeszcze o swoich ludziach, o tym jaki jest szczęśliwy, że może z nimi zostać