Twinning Część 3
— Nie, nie. Nie jesteś maszyną. Nie potrafię ci tego dokładnie wyjaśnić. Nie jestem naukowcem.
— Zatem, teraz, gdy wiem kim jestem, a raczej kim nie jestem to co mam ze sobą zrobić?
Jego rozmówca położył ręce na stole. Spojrzał na niego uśmiechając się przyjaźnie, jak do starego znajomego.
— Musisz iść i poznać całą prawdę. To wszystko.
— Zatem ksiądz mówi, że powinienem odnaleźć swój oryginał?
Mężczyzna w sutannie znowu się uśmiechnął.
— Jeśli czujesz, że to ci pomoże to tak. Ale pamiętaj, że pod żadnym pozorem nie wolno ci zrobić mu krzywdy, nawet gdyby okazał się być złym człowiekiem.
— Rozumiem…
— Potrzebujesz jeszcze czegoś?
— Niech pomyślę. To dziwne, ale czuję się, jakbym uzyskał równowagę. Nie żebym się pogodził do końca z faktem, że zostałem przez kogoś wyhodowany, ale mimo wszystko uzyskałem wewnętrzny spokój.
— Miło mi to słyszeć.
— Muszę cię o coś spytać.
— Pytaj.
— Czy ja mam duszę?
Ku jego zdziwieniu na to pytanie nie dostał na początku jasnej odpowiedzi, tylko śmiech wydobywający się z gardła księdza. Wstał on i podszedł do niego kładąc obie ręce na jego ramionach.
— Wybacz, że się śmieję. To jest na pewno dla ciebie ważne, ale wszyscy, bez wyjątku zawsze zadajecie mi te same pytanie.
— I co ksiądz zawsze odpowiada?
— Według nauki Kościoła i naszej wiary, wy klony nie macie duszy. Przykro mi.
Ludzka kopia spodziewała się takiej odpowiedzi. Zatem czekało go potępienie.
— Zatem, jak umrę to trafię do piekła, tak?
— Tego nie wiem. To, co teraz robi człowiek, mam na myśli klonowanie jest świętokradztwem i grzechem. A wy jesteście jej ofiarami. To nie wasza wina, że się zjawiliście na tym przepełnionym złem świecie. Ale doskonale wiem, że od teraz masz własną, wolną wolę i to od ciebie zależy, co zrobisz z własnym życiem. Nikt inny. I dam ci radę chłopcze. Lepiej przeżyć je czyniąc dobre uczynki niż złe. Możesz mi uwierzyć na słowo.
— I tak zrobię.
— Cieszy mnie to. Ludzie nie lubią już w dzisiejszych czasach słuchać naszego pseudo religijnego bełkotu.
— Będę się zbierał.
Dokończył się ubierać. Dostał jeszcze od swojego przyjaciela, jak sam kazał na siebie wołać ksiądz małą sumę pieniędzy. Zakładając na siebie kurtkę z kapturem odmówił, oburzony przyjęcia takiego prezentu.
— Nie mogę ich wziąć!
— Weź! Tobie bardziej się przydadzą.