Tryptyk s-f z lekka humorystyczny
Genetyk Małe miasteczko gdzieś na zabitym dechami zadupiu. Czas jakby wolniej tam płynie i nikt nie przejmuje się, czy obiad będzie na trzynastą ,czy może na siedemnastą. Uroki prowincjonalnej nudy. Jakieś dzieciaki biegają po dziurawej ulicy i prują mordy na każdego przechodnia. Właśnie obrzuciły Metodego kamieniami, bo każdy wie, że Metody to miejscowy głupek i nawet słowem się nie odezwie za takie traktowanie jego persony. - Won gówniarze zafajdane ! Odpierdolcie się ode mnie! Co ja wam kurwa zrobiłem? – dzieciaki aż ze zdziwienia mordki porozwierały. I może na tym by się zakończyło całe zajście, niestety, wtrąciła się Borsukowa. - E ! Ty jełopie! Na dzieci z mordą wyjeżdżasz? Nie wstyd ci kanalio brukowa? – cedziła przez zęby ,a jej oczy aż błyskały ze złości. Dawno już tak dobrze na nikogo nie najechała. No bo niby na kogo? Na Natalię co się puszcza na lewo i prawo, a może na Jaromira co mieszka tuż pod nią w kamienicy z jakimś fagasem, a Borsukowa co noc musi wysłuchiwać jęków rozkoszy ,gdy się pieprzą na skrzypiącym łóżku? No na kogo miała się wydrzeć jak nie na Metodego. Normalka głupek to głupek. - Ale że mu aż tak odbiło ,żeby na dzieci z gębą ? – pomyślała – A może jemu się we łbie poprzestawiało? - A może się poprzestawiało. – usłyszała w głowie Borsukowa. - Jakże to? Co jest to chuja? – myślała dalej Borsukowa. - A nic nie jest .Ile mam wytrzymywać to codzienne kamienowanie co? – pomyślał Metody ,co było jednoznaczne z tym, że Borsukowa usłyszała to w swojej ,co najmniej pustej głowie. - Nie ma lekko paniusiu. Od dziś głupek nie jest głupkiem. A jutro… jutro się przekonacie – tym razem na głos powiedział Metody i energicznym krokiem ruszył w stronę domu o zielonych ramach okiennych ,gdzie mieszkał od niespełna kilku lat. Duszny letni wieczór w miasteczku na prowincji, charakteryzuje się tym ,że wszyscy mieszkańcy siedzą na ławkach pod oknami, albo co wytrwali pod budką z piwem. Jasne ,że są też tacy – szczególnie podrostki - co to łażą po krzakach i kopulują ,a w najlepszym wypadku onanizują się, a potem do domciu i spać. Tym razem jednak było bardzo gorąco i wyjątkowo dziwnie pachniało . - To od tego głupka – stwierdziła Mańka i szturchnęła łokciem siedzącą obok na ławce Mariolę. - No co ty nie powiesz? – Mariola była wyraźnie zirytowana – Od niego zawsze tak wali jak z koziej dupy. Cholera wie co ten fiut tam wyrabia , może… Nagle wielki huk przeszył powietrze, aż o mało co, szyby z okien nie powylatywały. Na domiar tego ,dziwnie fosforyzująca zielona mgła zaczęła się unosić w powietrzu i z wolna otulać sobą miasteczko. W oczach ludzi zaczął malować się strach, wręcz panika. Nikt jednak nawet się nie poruszył, czekano co się stanie dalej. A tu z domu wychodzi Metody i wydziera się na całe gardło: - Chuj bombki strzelił, kurwa, choinki nie będzie ! Co się tak kurwa patrzyła jełopy. Ja tu eksperymenta dla was prowadzę , znoszę cierpliwie wszystkie uszczypliwości, a tu jakiś kurwa kutas mi bombę podkłada pod laboratorium? Pojebało się wam w główkach czy co? Ludzie, ja wam chciałem życie przedłużyć ! Ja chciałem ,żeby nie gadać ,ale za pomocą telepatii żeby rozmawiać ,tak w myślach …myślach .A wy co? Zamach ? Na mnie? Bo na gnojka rano nakrzyczałem?? No to teraz kurwa zobaczycie co się będzie działo… Zobaczycie! - A co się ma dziać – powiedziała na głos Mańka i poszła do domu pobaraszkować z chłopem w łóżku. Małe miasteczko gdzieś na zabitym dechami zadupiu. Jak co dzień , Borsukowa idzie do sklepu po mleko i kilogram nowych plotek. Mańka z Mariolą siedzą na ławce i ćmią papierosika ,obmawiając co po niektórych przechodniów. Dzieciaki znów rzucają ka