TOPO kontra wielki biust i sadystyczna linia 3

Autor: Maryjusz70
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

         Jego rozstrzygnięcie miało miejsce dwa dni później, w miejskim parku po lekcji religii, która odbywała się jak co tydzień w salce parafialnej przy kościele farnym. Jak się okazało, tajne kody zapisane były na ledwie trzech stronach szesnastokartkowego zeszytu przyniesionego z domu przez Wierzbę, ale to już było nieważne. Zakład jest zakład! Zeszyt miał być skonsumowany w całości.        

                                                                                  ***

Określenie mianem miejskiego parku kilkunastu starych drzew i krzewów poprzecinanych alejkami ułożonymi z szarych, wykruszonych i popękanych prostokątnych betonowych płyt, było zbyt wielkim komplementem dla miejsca w którym miała odbyć się konsumpcja zeszytu. Stojące gdzieniegdzie drewniane ławki, których poobdzierane z farby i często połamane szczebelki jednoznacznie wskazywały, że ich lata świetności dawno minęły, były ulubionym miejscem spotkań łepków w naszym wieku.

Gęstwina przez nikogo nie przycinanych krzewów zapewniała bowiem tak potrzebną barierę dla wzroku nielicznych przechodniów. Była również znakomitym parawanem dla gromadzących się wieczorami par namiętnych kochanków, których namiętność można było zwymiarować ilością porozrzucanych wokół ławek sreberek po kondomach jedynej dostępnej wówczas marki „Eros”.

Wystrzępione brzegi porozrywanych aluminiowych opakowań jednoznacznie świadczyły o wielkiej nerwowości i podnieceniu jakie towarzyszyło wydobywaniu z nich silikonowego krążka.

Z niemałą satysfakcją znajdowaliśmy często na srebrzystych kwadracikach drobne dziurki. Były one niezbitym dowodem koncepcyjnej działalności ekspedientki pobliskiego kiosku „Ruch”, która w wolnych chwilach nakłuwała prezerwatywy cyrklem, umożliwiając nieświadomym niczego kochasiom znaczący udział w powiększaniu wyżu demograficznego.

Parkowe niskie świerki, na których smutno zwisały prezerwatywy z resztkami żółtawej substancji, przypominały świąteczne choinki ozdobione nowym rodzajem bombek. Walające się pod nimi puste butelki opatrzone etykietą z nieskomplikowanym, acz sugestywnym w treści koślawym napisem WINO, który jak twierdzili znawcy gatunku sporządzony został patykiem, wyglądały jak świąteczne prezenty porozrzucane niedbale przez komunistycznego, zapijaczonego Dziadka Mroza.

Zarówno nam, jak i wyznawcom wolnej miłości nie przeszkadzał w niczym obrzydliwy fetor jaki w ciepłe popołudnia i wieczory ulatniał się z usytuowanej w centralnej części parku publicznej toalety. Ten betonowy wytwór małej architektury przypominał kształtem rozgniecioną butem giganta olbrzymią psią kupę, a wydobywające się z niego wonie niewątpliwie stanowiły spore utrudnienie dla wyczynowca Mateo przeżuwającego szare struktury celulozy.

Z pierwszymi dwoma kartkami poszło całkiem nieźle, dwie kolejne również nie zajęły Mateuszowi zbyt wiele czasu. Zafascynowany, patrzyłem jak kolega, którego pomysły zawsze wzbudzały mój podziw i szacunek i który w głosowaniach nad decyzjami naszej paczki, miał we mnie sprzymierzeńca – fachowo drze kartki zeszytu na drobne strzępki, wkłada je do ust, chwilę przeżuwa i z dostojeństwem godnym angielskiego lorda jedzącego pudding, przełyka kolejne porcje zeszytu. Oczywiście o popijaniu strawy nie mogło być mowy!

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Maryjusz70
Użytkownik - Maryjusz70

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-11-01 17:41:22