TOPO kontra wielki biust i sadystyczna linia 3
Wszystko szło zgodnie z planem, ale w okolicach dwunastej lub trzynastej kartki, Spodek czując zbliżającą się nieuchronnie przegraną, zaczął kontestować swoje spostrzeżenia na temat jakości papieru z jakich wykonane są szkolne zeszyty.
- Stary opowiadał mi kiedyś, że zeszyty robi się z makulatury – rozpoczął, patrząc jednocześnie na Mateo, który nie wzruszony tymi słowami udawał, że z zaciekawieniem ogląda rosnące w parku kasztanowce, mieszając ze śliną, kolejną pustą stronę książki kodów. Widziałem, że o ślinę było mu coraz trudniej, a papieru zostało jeszcze sporo.
- Ja tam na makulaturę wyrzucam różne stare papiery - podchwycił szybko Wierzba, uważnie obserwując minę konsumenta lekko przetworzonej przez ślinę celulozy.
- No. Ja też się nie pierdzielę. - dodał Spodek - Ostatnio jak była w szkole zbiórka makulatury to dodałem do sterty gazet, używane przez moją ciotkę chusteczki higieniczne - powiedział przyglądając się jeszcze uważniej Mateuszowi.
Z niepokojem zaobserwowałem, że po tych słowach, twarz kolegi będącego już przy czternastej kartce zeszytu przybiera kolor coraz bardziej przypominający barwę spożywanego biało-szarego papierowego posiłku.
- Aaaa! Ta zbiórka z zeszłego roku, w której nagrodą dla zwycięscy był talon na trampki? – kontynuował Wierzba – Pamiętam. Tak bardzo chciałem zdobyć pierwsze miejsce w klasie, że do mojej paczki, by więcej ważyła schowałem mokre gazety, które wkładałem do klatki świnki morskiej jak brakło mi trocin.
- Pomyśleć, że z tej makulatury zrobili szkolne zeszyciki - dobił konsumenta Spodek z zaciekawieniem patrząc jak ciałem Mateo targnęła konwulsja, kiedy mielił w zębach połówkę szaroniebieskiej okładki zeszytu.
Mateusz jeszcze bardziej pobladł. Na jego czole pojawiły się drobniutkie kropelki potu, skóra przybrała trupi kolor i każdy jej centymetr pomarszczył się jakby konsument papieru nagle stał się starcem.
- Ale capi z tego klopa – nie dawał za wygraną Wacek spoglądając w kierunku publicznego szaletu – A może to te zgniłe kondomy tak śmierdzą? – zapytał retorycznie, szturchając od niechcenia końcówką buta brązowawe resztki porzuconej pod ławką gumowej struktury.
Oddech konsumującego tajny dokument młodzieńca gwałtownie przyspieszył, a w oczach pojawił się cierpiętniczy grymas olbrzymiego, wręcz niewyobrażalnego zdziwienia i obrzydzenia. Znałem Mateo już sześć lat, a taki wyraz twarzy widziałem u niego tylko raz. W piątej klasie. W jednym z ostatnich dni przed wakacjami. Na lekcji polskiego prowadzonej przez Łapę.