TOPO kontra wielki biust i sadystyczna linia 1
Wszystkie sekretne kody i szyfry naszej „kanapowej” młodzieżowej organizacji mieściły się na szesnastu stronach szkolnego brulionu.
- Zeszyt z tajnymi kodami nie może się dostać w niczyje ręce - zakomenderował do mnie, Mateo i Wierzby kumpel Spodek na dużej przerwie pomiędzy lekcjami, gdy staliśmy oparci wygodnie plecami o zgniło-żółtą, wykruszoną szkolną lamperię.
Na widok zbliżającej się dostojnym krokiem nauczycielki rosyjskiego, mój koleżka zniżył głos do ledwie słyszalnego konspiracyjnego szeptu. Widząc patrzącą na nas z uwagą kobietę niosącą pod pachą gruby, tekturowy dziennik, odsunęliśmy się od ściany otaczając ściślej Spodka.
- Jak Mleczarnia pozna nasze szyfry to po nas - dodał z powagą, patrząc na nasze coraz bardziej przerażone twarze.
Piętnaście minut wcześniej, na ostatniej dzisiejszego dnia lekcji, cała klasa powtarzała na głos po raz kolejny zdania jakiejś głupkowatej ruskiej czytanki, z której wynikało niezbicie, że traktaristka Tamara oczień wałnowałas. Nie zastanawiałem się zbytnio na czym polegało zajęcie, któremu z socjaclistycznym zapałem oddawała się radziecka traktorzystka. W tym czasie usiłowałem nieudolnie przekazać Wackowi Spodzińskiemu tajną wiadomość. Jej treść sporządziłem chwilę wcześniej na małej karteczce. Czynność wymagała szybkości, sprytu i precyzji. Spodek siedział w sąsiednim rzędzie ławek i dzieliła mnie od niego około dwumetrowa odległość.
Na początku musiałem zwrócić na siebie jego uwagę. Po wypowiedzeniu kilku pssstów, wacccków, ssspodków i innych syczących słów, kolega nie reagował. Jak zaczarowany powtarzał wraz z innymi szóstoklasistami wersy, które recytowała rusycystka przechadzając się przed tablicą.
- Faszisty bambili bambami - powtarzała rytmicznie nauczycielka kolejny wers, wykonując w tym czasie energicznie trzy kroki, z których każdy oddzielał poszczególne słowa w wypowiadanym donośnie zdaniu.
Zły na Wacka, przyglądnąłem się uważniej kobiecie prowadzącej lekcję i już po chwili domyśliłem się, co na tyle przykuło jego uwagę, że nie słyszał moich syków. Mleczarnia, która przyszła na świat w czasach kiedy radzieckie sołdaty szli jak stonka na Berlin, była dumną posiadaczką bardzo obfitego, krągłego biustu. To dzięki jego ponętnym kształtom zyskała swój przydomek. Ta dosyć korpulentna brunetka średniego wzrostu, ubrana była w obcisły zielonkawo- żółty golf, o strukturze zawierającej wytłoczenie jakiegoś roślinnego motywu. Sprawiał wrażenie o jeden rozmiar za małego lub skurczonego wskutek nieumiejętnego prania. Podczas stawiania kroków, solidne piersi rusycystki rytmicznie unosiły się lekko w górę, by za chwilę opaść z impetem w okolice pępka. Opaść jak faszystowskie bomby na Stalingrad.
- Faszisty – hop, bęc.