TOMEK Z ZAKOPANEGO
Słaby oparł się o pień drzewa. Pomyślał, że nie zdoła dotrzeć do domu, bo z każdym krokiem czuł się coraz gorzej. Przytulił policzek do głowy Sonii. Jej ciepło dodawało mu otuchy. Pies wyczuł jego rozpacz i zawył:
- HAUUUU! HAUUUU!
Szczekała tak przez pięć minut.
Nagle gdzieś w oddali pojawił się niewyraźny cień. Tomek zmrużył oczy, starając się więcej dotrzeć. To chyba szedł jakiś postawny mężczyzna, ale z tej odległości nie było dobrej widoczności. Sonia znów dała głos:
- HAUUUU! HAUUU!
Postać poruszała się dziarsko do przodu i po chwili Tomek zobaczył znajomą kurtkę i czapkę...
- Tata? - powiedział zaskoczony. Pomyślał, że ma omamy.
Jednak to był jego ojciec i to całkiem realny. Pies wyrwał się ze smyczy i pognał przywitać członka rodziny.
- Sonia! - rzekł z uśmiechem ojciec. - Od razu poznałem twoje szczekanie...
Pogłaskał suczkę po głowie i przeniósł wzrok na syna.
- A ty, nawet się nie przywitasz? - powiedział i przytulił syna. Z Tomka opadły wszystkie emocje i zaczął pochlipywać.
- Złamałem rękę. - przyznał.
Tata tylko westchnął.
- Musimy jak najszybciej dotrzeć do szpitala. Miałeś szczęście, że cię znalazłem.
- Ale jak? - zapytał wzruszony chłopak.
- Gucek mi powiedział. Zadzwonił do naszego domu, bo zaniepokoiło go to, że wpadłeś na taki głupi pomysł. Akurat wróciłem z pracy i pomyślałem, że pójdę twoim śladem.
Tomek milczał zawstydzony.
- Widzisz, synu. Każdy ma prawo popełniać błędy. My ludzie, zdajemy się być często przekonani o swojej nieomylności, ale życie weryfikuje bezlitośnie naszą pychę. Dlatego zostałem ratownikiem.