**Tęcza z pamiętnika Dziury w bucie** "Dusza"cz.II
Znikałam w kałuży krwi. Znikałam z mojego ciała, gdzieś odpływałam stąd, z tego pokoju, z tego mieszkania, miasta, kraju z tej ziemi… pff.. chciałabym czasem, żeby tak było. Leżałam wtedy w krwi, a w zasadzie nawet nie leżałam, siedziałam, a krew… krew już mi wytarła mama z nadgarstka a z wszystkiego została szrama. Nie straciłam przytomności. No, niema tak dobrze. Nawet nie podcięłam sobie żył. Śmieszne. Miałam to w planie, ale jakoś nie wyszło. Znowu. Tym razem ja zawiniłam. Nie mój wszystko odporny organizm czy tytanowe ciało. Teraz ja zawaliłam. Wpadłam w furie, jak wariatka rzucałam się po ścianach, a w rezultacie drasnęłam się po nadgarstku bojąc się, że wbije się za daleko. Nawet nie dotarłam do tętnicy, to żadnej pieprzonej żyłki. Tylko płakałam jakby już miała wylecieć ze mnie ostatnia kropelka krwi. Przybiegła mama i wszystko zepsuła. Nie, niezepsuta mojej śmierci, bo ja to zrobiłam. Zepsuła cos innego, sama nie wiem co, ale przyszła z czymś innym, niż się spodziewałam. Po prostu liczyłam na inny przebieg spraw. Tylko tyle. Może gdybym dłużej to planowała było by bardziej efektowne, bo taka jest prawda, że kierowały mną emocje. Przyznam się oczywiście, że już niejeden raz miałam czarne myśli. No ale widomo, nie tak na serio do końca. Znaczy, to była tylko wyobraźnia, nie planowałam tego. A sama już nie wiem. Czasami moje myśli mnie przerażają.
Jadąc do szkoły myślę o różnych rzeczach. O „rozmowach w toku” które ostatnio oglądałam, o nowym samochodzie sąsiada, o fajnej książce, o śniegu…nie, o śniegu nie myślę, wystarczy że go widzę wszędzie. Dużo wspominam, chodź wciąż te same chwile. Snuje plany na przyszłość, jaką przyszłość? Nie wiem, ale lubię się łudzić. Myślę o wszystkim, byle nie o śniegu i szkole. To co, że dziś klasówka, a w dacie jest mój nr z dziennika. Wierzcie, 8 godzin w szkole to niemało, po co mam ten czas przedłużać na rozmyślanie o niej. Dobra, źle się uczę. No i co z tego. Są kujony i prymusi to muszą być też nieuki i tumany. Musi być równowaga. Tym się czasem pocieszam. gówniane pocieszenie, ale mi, to już nic innego nie pomorze.
Autobus zajechał tam gdzie zamierzałam. Szkoda, że to nie moja zasługa. Sama nie rozumiem, co by mi to dało gdyby tak było, ale byłoby fajnie. Tak mi się wydaje. Idąc można poczuć ten smród spoconych mózgów zmierzających kolejny raz w te same miejsce, gdzie grupa-tumanów czy rozwydrzone-małolaty to zwroty nauczycieli do uczniów ,które są na porządku dziennym. Szatnia jest obowiązkowa.to chyba jedyna mądra rzecz, która jest w szkole. Bo ja sobie nie wyobrażam śmigania po korytarzach i siedzeniu w ławce w kurtce puchowej. A pomyślcie jaki chlewik by się zrobił od roztopionego śniegu. Fuj. Znowu ten cholerny śnieg.
Zaczyna się lekcja, co ja mogę o niej ciekawego powiedzieć, hm… chodź jedne zdanie, chodź słowo. a co do diabła ciekawego jest w historii?? O, przepraszam, nasz pan od tego „przedmiotu” to prawdziwe ciacho. Naprawdę! Niemożliwe? A jednak. Jest tylko trochę głupi. Jak to nauczyciel.
Następne przedmioty… chemia, matematyka, biologia…co? Jaki dzisiaj w ogóle mamy dzień ?środa. no jasne, jak już ma coś być przesrane, to na pewno środa. Zawsze tak jest.bo to środek, środek pieprzonego tygodnia. Ani w tą ani we w tą. Ani bardziej po prawej, ani po lewej po prostu środek, a sobota i niedziela? Nie liczę ich jak tygodnia, tylko to takie bonusy do tygodnia.za 5 dni ciężkiej pracy, kurcze, niektórzy nie mają tak dobrze, niektórzy pracują 7 dni w tygodniu! Znaczy 5 dni tygodnia i jeszcze wykorzystują ten świetny bonus, tylko po to by więcej zielonego przynieść do domu po pierwszym. Tacy to mają dopiero pomylone życie. Szczerze? Nie wróżę sobie innej przyszłości.
Dziwne, że nic nie wspominam o przerwach, co? Dla mnie nic w tym dziwnego. a co mam powiedzieć jak bardzo zajebiście się bawię klepiąc totalną zmułę? Albo sikam w majtki ze śmiechu bo podsłuchałam jak ktoś komuś opowiedział kawał.