TAM
pasiaków i tylko niektórzy spośród nich w czarnych strojach ciągle pokrzykujący coś niewyraźnie. Mężczyzna w mundurze mocno kopnął słaniającego się na nogach człowieka; tamten upadł, ale oprawca nie dawał za wygraną – kopał go mocno po głowie i żebrach aż tamten znieruchomiał. Potem splunął na niego i posłał mu jeszcze jednego kopniaka w głowę. Człowiek w pasiaku leżący na ziemi już się nie poruszył. - Otto, znów masz zły dzień? – z uśmiechem wypowiedzieli te słowa, przechodząc w bezpiecznej odległości od leżącego i jego kata. Nikt inny nie zwrócił na tą scenę uwagi. Wszyscy zajęci byli ustawianiem się w równe rzędy. Dwóch innych umundurowanych żołnierzy za nogi wywlekło ciało mężczyzny, który leżał w kałuży krwi. Gerhard i August stanęli naprzeciw całej grupy pasiaków i z zaciekawieniem wpatrywali się w zapadłe twarze i doszczętnie wychudzone ciała. Więźniowie trzęśli się z zimna i z wycieńczenia, jakie fundowali im wartownicy. - Co tam u Maxa? – cicho zapytał Gerhard. - Rośnie jak na drożdżach. Jesteśmy z niego dumni. – odpowiedział August i mrugnął do niego okiem. Trzech spośród więźniów zostało brutalnie wypchniętych na środek placu apelowego. Stojący przy nich wartownicy pełnym nienawiści spojrzeniem lustrowali swoje bezbronne ofiary. - Te trzy szczury wczorajszej nocy próbowały uciec! – głos komendanta obozu rozniósł się echem pośród ceglanych budynków. – Tutaj nie będzie to tolerowane. My dbamy o was i liczymy się z wami, chociaż nie jesteście tego warci, a wy jak się nam odpłacacie? Od teraz koniec z pobłażliwością. Niech kara dla tych trzech Żydów będzie przestrogą dla was wszystkich. Słowa te wypowiadane po niemiecku mgliście docierały do tłumu, ale i tak wszyscy zgromadzeni doskonale wiedzieli, jaki będzie początek apelu. Wśród stojących tam ludzi przeszedł szmer. Więźniowie popatrzyli po sobie. - Popatrz, oni nawet nie rozumieją języka niemieckiego, a i tak wszyscy wiedzą, o co chodzi. Gerhard, Otto i August ruszyli w stronę więźniów, którzy z wyrazem zmęczenia i godząc się z losem, patrzyli na osoby mające decydować o ich życiu. Szybkim ruchem wszyscy trzej energicznie szarpnęli za pasiaki i pchnęli Żydów w stronę ściany muru okalającego obóz z zewnątrz. - Na kolana! – głośne wrzaski rozchodziły się echem, ale do winnych nie docierały, więc August szybkimi kopnięciami w po nogach posłał wszystkich w wymaganą pozycję. Targając za włosy odwrócił im głowy do muru. - Tak skończy każdy, kto zechce spróbować powtórzyć wyczyn tych Żydów! – krzyczał komendant. Otto, Gerhard i August ustawili się w dobrze znanej sobie pozycji, wygodnej do oddania strzału. Scenę obserwowali wszyscy: komendant, wartownicy i więźniowie w brudnych pasiakach. Różnica polegała na tym, że Niemcy interpretowali ją inaczej niż Żydzi. Beznamiętni pozostali tylko Otto, Gerhard i August, dla których była to normalna czynność, jak każda inna. Przed strzałem August spojrzał na swastykę znajdującą się na ramieniu i uśmiechnął się na wspomnienie syna, który dwa dni temu na wiecu paradował przed tłumem w takim stroju jak tata. Dotykał wtedy symbolu przy każdej możliwej okazji z niewypowiedzianą dumą, że nosi ten sam strój, co jego ojciec. Strzały padły niemal jednocześnie. Siła odrzutu nie była duża. Krew trysnęła na mur przed więźniami, a ich bezwładne już ciała upadły na ziemię upstrzoną gdzieniegdzie żółtymi i czerwonymi liśćmi leniwie spadającymi z drzew. koniec